Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba Wedrowycza
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I mało robisz w tym kierunku.Kim jesteś? Skąd tu przy-byłeś? Tego, kim jestem odpowiedział spokojnie waligóra nie pojmiesz.Anitego, skąd przybyłem.Tego zaś, jak się znalazłem akurat tutaj, sam do końca niepojmuję.Jak mówi poeta: Nie wiem, jak w one zaszedłem dzierżawy.Io non so ben ridir com i v intraitant era pien di sonno a quel puntoche la verace via abbandonai.13 Jak na przybysza z zaświatów pokonał zdumienie Reynevan niezleznasz języki ludzi.I poezję Dantego. Jestem. rzekł Samson po chwili milczenia. Jestem wędrowcem,Reinmarze.A Wędrowcy wiedzą wiele.To się nazywa: mądrość przebytych dróg,171odwiedzonych miejsc.Więcej powiedzieć ci nie mogę.Powiem ci natomiast, ktoponosi winę za śmierć twego brata. Co? Ty coś wiesz? Mów! Nie teraz, muszę rzecz jeszcze przemyśleć.Słuchałem twej opowieści.I mam pewne podejrzenia. Mówże, na Boga! Tajemnica śmierci twego brata tkwi w owym nadpalonym dokumencie,tym, który wyciągnąłeś z ognia.Postaraj się przypomnieć sobie, co tam było,fragmenty zdań, słowa, litery, cokolwiek.Odcyfruj dokument, a ja wskażę ci win-nego.Potraktuj to jako przysługę. A dlaczego to wyświadczasz mi przysługi? I czego oczekujesz w zamian? Byś się odwdzięczył.Wpływając na Szarleja. W jakim względzie? Aby odwrócić to, co się stało, abym mógł powrócić do mojej własnej po-staci i mojego własnego świata, trzeba powtórzyć, w miarę dokładnie, cały egzor-cyzm.Całą procedurę.Przerwało im dobiegające z zarośli dzikie wycie wilka.I makabryczny wrzaskdemeryta.Obaj natychmiast rzucili się biegiem, mimo swej tuszy Samson nie dał sięwiele wyprzedzić.Wpadli w mroczny gąszcz, kierując się krzykiem i trzaskiemłamanych gałęzi.A potem zobaczyli.Szarlej zmagał się z potworem.Ogromny, człekopodobny, ale porośnięty czarną sierścią dziwostwór musiałzaatakować niespodziewanie, od tyłu, od razu chwytając Szarleja w straszliwynelson kosmatych i szponiastych łap.Mając kark przygięty tak, że podbródekwbijał się w pierś, demeryt nie krzyczał już, charczał tylko, usiłując odsunąć gło-wę z zasięgu zębatej i ociekającej śliną paszczęki.Walczył, ale bezkutecznie monstrum trzymało go chwytem modliszki, skutecznie unieruchamiając jedno ra-mię i mocno ograniczając drugie.Mimo tego Szarlej zwijał się jak łasica i naoślep tłukł łokciem w wilczy pysk, próbował też wierzgać i zadawać kopniaki, alepróby te udaremniały opuszczone poniżej kolan spodnie.Reynevan stał jak słup, sparaliżowany grozą i niezdecydowaniem.NatomiastSamson ruszył do boju bez wahania.Olbrzym, jak się ponownie okazało, umiał poruszać się z szybkością pytonai gracją tygrysa.W trzech skokach był przy walczących, precyzyjnie, acz potęż-nie zdzielił potwora kułakiem prosto w wilczą mordę, zaskoczonego ucapił zakosmate uszy, oderwał od Szarleja, zakręcił, zakręconego kopnął, posyłając napień sosny, w który stwór wyrżnął łbem z głuchym stukiem, tak że aż sypnęło sięigliwie.Od podobnego uderzenia czaszka człowieka pękłaby jak jaje, ale wilko-łek zerwał się natychmiast, zawył wilczo i rzucił na Samsona.Nie atakował, jaknależało oczekiwać, otwartą paszczą i kłami, lecz zasypał olbrzyma gradem bły-172skawicznych, umykających oku ciosów i kopniaków.Samson parował i odbijałwszystkie, niewiarygodnie wręcz przy swej staturze szybki i zwrotny. Bije się. wystękał Szarlej, którego Reynevan próbował podnieść.Bije się.jak dominikanin.Odbiwszy serię ciosów i wypatrzywszy stosowny moment, Samson przeszedłdo kontrataku.Wilkołek zawył, trafiony prosto w nos, zakolebał się, kopniętyw kolano, uderzony w pierś poleciał na pień sosny.Stuknęło głucho, ale i tymrazem czerep wytrzymał.Potwór zaryczał i skoczył, pochyliwszy łeb jak szar-żujący byk, zamierzając obalić olbrzyma samym rozpędem.Próba nie powiodłasię, Samson ani drgnął pod naporem, oplótł wilkołka ramionami, stali tak, iścieTezeusz i Minotaur, stękając, pchając się i orząc stopami ściółkę.Wreszcie prze-mógł Samson.Odrzucił potwora i zdzielił go pięścią a jego pięść była jaktaran.Stuknęło głucho bo sosna nadal stała tam, gdzie wprzódy.Teraz Sam-son nie dał potworowi czasu na atak.Doskoczył, wymierzając kilka potężnych,precyzyjnych ciosów, po których wilkołek znalazł się na czworakach.A Samsonznalazł się z tyłu za nim.Zad stwora, nieowłosiony i czerwony, stanowił wybor-ny cel, nie można było chybić, a buty nosił Samson ciężkie.Kopnięty wilkołekzakwiczał i poleciał, już po raz czwarty waląc łbem w pień nieszczęsnej sosny.Samson pozwolił mu się unieść tylko na tyle, by zad znowu utworzył cel.I kopnąłraz jeszcze, wkładając w kopniak jeszcze więcej impetu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]