Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Personalizm Czy Socjalizm
- Herbert Frank Bog Imperator Diuny (2)
- 2119
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Minęła natychmiast, ale ci, którzy patrzyli, zauważyli.Na słynnej nie-wzruszonej powłoce pana Honga pojawiło się pęknięcie. I co pan zrobi, panie Tang? Pozwoli tym bezczelnym barbarzyńcom odejść?212 Ależ skąd! Jednak.nie trzeba całej armii przeciwko siedmiu ludziom.Siedmiu bardzo starym ludziom.Wieśniacy mówią.Głos pana Honga wzniósł się odrobinę wyżej. Powiedzże wreszcie, człowieku, który słucha wieśniaków.W końcu możesię dowiemy, co mówią o tych głupich i zuchwałych starcach? Otóż o to właśnie chodzi, panie Hong.Mówią: Jeśli są tak głupi i tak zu-chwali, to.jakim cudem zdołali dożyć takiego wieku? Szczęście!To nie było właściwe słowo.Nawet pan Hong zdał sobie z tego sprawę.Nieszczędził trudu i mąk zwykle trudu i mąk innych osób by wypełnić życiepewnością.Wiedział jednak, że inni wierzą w szczęście.Tę słabość zwykle z przy-jemnością wykorzystywał.A teraz szczęście samo usiadło mu przed nosem. Nic w sztuce wojennej nie poucza nas, jak pięć armii powinno atakowaćsiedmiu starców przypomniał pan Tang. Czy są upiorami, czy nie.A todlatego, panie Hong, że nikt jeszcze nie pomyślał, by coś takiego było możliwe. Jeśli się boicie, ruszę na nich tylko z moimi dwustu pięćdziesięcioma ty-siącami ludzi. Nie boję się zapewnił pan Tang. Jestem zawstydzony. Każdy z nich uzbrojony w dwa miecze ciągnął pan Hong, nie zwracającna niego uwagi. I wtedy zobaczymy, jak bardzo sprzyja szczęście tym.mę-drcom.Ponieważ, moi panowie, ja muszę mieć szczęście tylko raz.Oni musielibymieć szczęście ćwierć miliona razy.Opuścił przyłbicę. Macie dzisiaj szczęście, panowie?Pozostali czterej wodzowie unikali swego wzroku.Pan Hong zauważył ich pełne rezygnacji milczenie. Dobrze więc rzekł. Niech zabrzmią gongi i wystrzelą sztuczneognie.by zagwarantować nam szczęście, naturalnie.* * *W armiach Imperium występowały liczne stopnie, niektóre całkiem nieprze-tłumaczalne.Trzy Różowe Zwinki i Pięć Białych Kłów byli mniej więcej szere-gowcami.Nie dlatego że mieli skłonność do ludowych zabaw, gdzie długie szeregitancerzy tupią do rytmu.Byli szeregowcami, bo takich jak oni armia miała wielu.Tak wielu, że nawetmuły były wyższe stopniem ponieważ niełatwo jest znalezć dobrego muła,213a takich ludzi, jak Różowe Zwinki i Białe Kły, można spotkać w każdym wojsku,zwykle tam, gdzie jakaś latryna wymaga czyszczenia.Byli tak nieznaczący, że uznali, iż atakowanie ich byłoby dla cudzoziemskiegokrwiożerczego upiora zwykłą stratą czasu.Uczciwiej byłoby, skoro przybył tuz tak daleka, dać mu szansę okrutnego zamordowania kogoś wyższego rangą.Zatem uprzejmie opuścili obóz tuż przed świtem, a teraz się ukrywali.Oczy-wiście, gdyby armii zagroziło zwycięstwo, zawsze mogli opuścić teren pozaobo-zowy.Niewielka istniała szansa, że w ogólnym podnieceniu ktoś zauważy ichnieobecność.Zresztą nabrali sporego doświadczenia w pojawianiu się na polachbitew na czas, by wraz z innymi świętować zwycięstwo.Teraz leżeli więc wśródwysokich traw i obserwowali manewrujące wojska.Z tej wysokości wojna robiła spore wrażenie.Armia jednej strony była tak ma-ła, że prawie niewidoczna.Oczywiście, jeśli wziąć pod uwagę bardzo stanowczezaprzeczenia z ostatniej nocy, była wręcz niewidzialna i dlatego niewidoczna.Właśnie wysokość ich pozycji sprawiła, że pierwsi zauważyli pierścień wokółnieba.Unosił się tuż nad burzową ścianą chmur ponad horyzontem.Tam, gdzietrafiały go przypadkowe promienie słońca, lśnił złociście, gdzie indziej był zwy-czajnie żółty.Ale biegł dookoła bez żadnej przerwy, cienki jak nić. Zmieszna chmura zauważył Białe Kły. Faktycznie zgodził się Różowe Zwinki. Co z tego?Prowadząc tę dyskusję, popijali ryżowe wino z niedużej flaszki, od której Bia-łe Kły uwolnił nocą nic niepodejrzewającego towarzysza.Nagle usłyszeli jęk. Ooooooch.Wino stanęło im w gardłach. Słyszałeś? spytał Różowe Zwinki. Znaczy to. Oooooch. Właśnie!Obejrzeli się bardzo powoli.Coś wysunęło się z rowu za nimi.Miało w przybliżeniu humanoidalny kształti ociekało czerwonym błotem.Z ust wydobywały się dziwne odgłosy. Ooooch, szlag!Różowe Zwinki chwycił Białe Kły za ramię. To niewidzialny krwiożerczy upiór! Ale ja go widzę!Różowe Zwinki obejrzał się szybko. To Czerwona Armia! Wychodzi z ziemi, tak jak zawsze opowiadali!Białe Kły, który posiadał o kilka szarych komórek więcej od kolegi, a co waż-niejsze, wypił dopiero drugi kubek wina, przyjrzał się dokładniej. To może być całkiem normalny człowiek, tylko unurzany w błocie stwierdził.Podniósł głos. Hej, ty!214Postać odwróciła się i spróbowała uciekać.Różowe Zwinki szturchnął kolegę w bok. To ktoś z naszych? A wygląda na takiego? Gońmy go! Po co? Bo ucieka! To niech sobie ucieka. Może ma pieniądze.A zresztą po co właściwie ucieka?* * *Rincewind zjechał do kolejnego rowu.Co za pech! %7łołnierze powinni być napolu walki.Gdzie się podział honor, obowiązek i cała reszta?Dno rowu pokrywała nadgniła trawa i mech.Rincewind stanął i nasłuchiwał głosów ścigających.Było duszno.Całkiem jakby nadchodząca burza pchała przed sobą cały żar,zmieniając równinę wokół Hunghung w rozgrzany piekarnik.Nagle grunt zatrzeszczał i osunął się.Nad brzegiem rowu pojawiły się twarze dezerterów.Znów zatrzeszczało i ziemia osunęła się o następny cal czy dwa.Rincewindnie śmiał nawet odetchnąć w obawie, że dodatkowa waga powietrza uczyni gozbyt ciężkim.Było też jasne, że najmniejsze poruszenie, na przykład skok, możetylko pogorszyć sytuację.Bardzo ostrożnie spojrzał w dół.Martwy mech rozstąpił się i Rincewind stał na czymś, co wyglądało jak za-grzebana w ziemi drewniana belka.Jednak osypujący się wokół niej grunt suge-rował pustą przestrzeń pod spodem.Ten grunt zresztą ustąpi chyba lada mo.Rincewind rzucił się do przodu.Dno rowu zapadło się i teraz, zamiast staćna łamiącym się z wolna bloku drewna, wisiał, trzymając się czegoś, co wydawa-ło się drugą zasypaną belką.Oceniając na dotyk, była tak samo spróchniała jakpierwsza.W dodatku może dla towarzystwa także się zapadała.A potem znieruchomiała nagle.Twarze żołnierzy zniknęły, kiedy brzegi rowu zaczęły się osuwać.Ziemia i ka-myki sypały się obok Rincewinda.Bębniły o jego buty i spadały dalej.215Wyczuwał jako ekspert w takich sprawach że wisi nad głębią.Z jegopunktu widzenia wisiał też na wysokości.Belka znowu się poruszyła.Sytuacja, w ocenie Rincewinda, dopuszczała dwa rozwiązania.Mógł puścićbelkę i runąć w ciemność na spotkanie nieznanego losu albo trzymać się, dopókibelka się nie zapadnie, i wtedy dopiero runąć w ciemność na spotkanie nieznanegolosu.I nagle, ku swej radości, odkrył trzecie.Czubkiem buta dotknął czegoś, nie-ważne czego, może korzenia albo wystającego kamienia.To coś przejęło część je-go ciężaru przynajmniej tyle, że osiągnął chwiejną równowagę: nie był całkiembezpieczny, ale i nie całkiem spadał.Oczywiście, to tylko rozwiązanie chwilowe,ale zawsze uważał, że życie jest ciągiem następujących po sobie chwilowych roz-wiązań.Jasnożółty motyl z ciekawym deseniem na skrzydełkach przefrunął wzdłużrowu i usiadł na jedynej dostępnej plamie koloru, która okazała się kapeluszemmaga.Belka ustąpiła odrobinę. Fruwaj stąd! powiedział Rincewind, starając się nie używać ciężkichprzekleństw. Uciekaj!Motyl złożył skrzydełka i zaczął grzać się w słońcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]