Podobne
- Strona startowa
- Stefanowski Robert Making M
- Willocks Tim DwanaÂścioro z Paryża
- Edgar Rice Burroughs Ksiezniczka Marsa (2)
- Castillo Pamietnik zolnierza Korteza
- Breskiewicz Zbigniew W Superumysl
- Zajdel Janusz A Limes Inferior
- Adobe Photoshop 7.0 PL podręcznik uzytkownika
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Crichton Michael Linia Czasu (2)
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Załoga jego była zdrowa iwypoczęta, a statki zaopatrzone tak bogato w prowiant, że w ostatecznym razie mogłybybyły powrócić do domu nie spełniwszy zadania.Nieznany kraj leżał tylko przed nim, pozasobą bowiem Kolumb miał ojczyznę, jako ostatnią drogę i ewentualny odwrót.Magellannatomiast płynie w absolutną pustkę, nie wyjeżdża ze znanej i bliskiej Europy, z portu i oj-czyzny, lecz z obcej i niegościnnej Patagonii.Załoga jest całkowicie wyczerpana trudami iznojami, trwającymi od miesięcy.Głód i wszelakie udręki grożą w przyszłości.Zniszczonajest odzież, poszarpane są wszystkie żagle, zużyta jest każda lina.Od tygodni, od wielu ty-godni załoga nie widziała nowej ludzkiej twarzy, kobiety, wina, świeżego mięsa, świeżegochleba, a w głębi duszy pewno zazdrości zuchwałym kolegom, którzy w porę zdezertero-wali i popłynęli do domu, zamiast narażać życie na wodnej pustyni bez granic.Okręty pły-ną tak przez dni dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt i sześćdziesiąt, a lądujak nie ma, tak nie ma, brak nawet znaku, dającego nadzieję, że się do niego zbliżają.I zno-wu mija tydzień, jeszcze jeden i jeszcze jeden – już upływa sto dni, trzykrotnie dłuższyokres niż tamten, w którym Kolumb przepłynął ocean.Przez tysiąc, dwa tysiące, trzy tysią-ce niemych godzin płynie flota Magellana iw całkowitej pustce.Od 28 listopada, gdy za-mglił się na horyzoncie Cabo Deseado, Przylądek Wytęskniony, żadnego znaczenia nie majuż ani mapa, ani miara.Wszystkie dystanse, jakie wyliczył był w domu Faleire, okazałysię błędne; Magellan sądzi nawet, że już od dawna przepłynął obok Cipangu, Japonii, a wrzeczywistości przemierzył zaledwie trzecią część nieznanego oceanu, który dla ciszy, jakana nim panuje, ochrzcił na zawsze mianem „il Pacifico”, Spokojny.Jakże jednak okrutny jest ten spokój, jakąż męczarnią ta monotonia w śmiertelnej ciszy!Morze stale i jednakowo błękitne i połyskliwe, niebo stale i jednakowo bezchmurne, i roz-żarzone, powietrze stale i jednakowo nieme, i bezdźwięczne, a horyzont stale i jednakowodaleki, i kolisty niby metaliczna linia przekroju między ciągle tym samym niebem a ciągletą samą wodą, linia pomału, lecz głęboko wrzynająca się w serce.Stale to niezmiennie błę-kitne.Nic dookoła wątłych statków, jedynych istot poruszających się wśród koszmarnegobezruchu; stale to samo okrutnie rażące światło w dzień, gdy widzieć można tylko nie-zmiennie i ciągle tę samą wodną pustynię; stale nocą te same zimne milczące gwiazdy, któ-rych ludzie daremnie pytają o swój los… Ciągle te same przedmioty na niewielkiej prze-strzeni, te same żagle, ten sam maszt, ten sam pokład, ta sama kotwica, ta sama armata, tesame stoły.Wciąż ten sam zgniły słodka wy odór zepsutych prowiantów, wydobywającysię z wnętrza okrętu.Stale: z rana, w południe, wieczorem i nocą te same nieuniknionetwarze, patrzące na siebie w niemej rozpaczy.A twarze te z dnia na dzień coraz Więcej mi-zernieją… Głębiej zapadają się oczy w oczodołach, matowszy staje się z każdym bez-owocnym rankiem ich blask, zapadają się policzki, a krok jest ociężały i coraz słabszy.Ci,którzy przed kilku miesiącami raźno wspinali się po drabinach i zwijali żagle przed wi-chrami, odważni i zuchwali chłopcy o świeżym wyglądzie, chodzą jak widma o wpadnię-tych policzkach i wybladli, zataczają się niby chorzy lub leżą wyczerpani na matach.Każdyz owych trzech okrętów, wyszłych na tę najbardziej odważną wyprawę ludzkości, zamiesz-kany jest teraz przez istoty, które z wahaniem nazwać można ludźmi; każdy pokład Stał siępłynącym szpitalem, każdy statek – wędrującym domem zniedołężniałych kalek.Groźnie zmniejsza się ilość prowiantów, podczas tej nieoczekiwanie długiej podróży wpoprzek przez ocean, okrutnie wzmaga się nędza, od dawna należałoby odpadkami nazwaćpożywienie, jakie przez prowiantowego wydawane jest codziennie załodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]