Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Karol Marks Walki klasowe we Francji
- Jordan Robert Korona Mieczy
- Lumley Brian Nekroskop III (2)
- Wharton William Historie rodzinne (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby cokolwiek osiągnąć, prezydent musiał żyć w zgodzie z Kongresem.Natomiast na wiceprezydenta mógł spokojnie gwizdać.Kto Durlingowi kazał pakować się w to wszystko? Wiceprezydenta szczerze rozbawiło to pytanie, choć zadawał je sobie po raz tysięczny.Powodował się wówczas patriotyzmem, lekko tylko zaprawionym polityką.Durling pociągnął za sobą wyborców z Kalifornii, bez których i on sam, i Fowler nadal byliby gubernatorami.Udało mu się wywalczyć tylko jedno ustępstwo, w postaci mianowania Charliego Aldena doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego, lecz ostatnio utracił i tę przewagę.Jednak to Durling najbardziej się przyczynił do tego, że Fowlerowi udało się wydrzeć prezydenturę rywalizującej partii.W nagrodę mógł się napawać rutynowymi wizytami, podejmować niezbyt ważne decyzje i wygłaszać mowy, które rzadko trafiały na czołówki gazet, choć zwyczajni członkowie rządu co chwila występowali w telewizji.Nawoływał w nich partyjnych lojalistów do lojalności, przedstawiał nowe śmiałe koncepcje, przeważnie poronione, z reguły zaś cudze, i czekał, aż kogoś trafi szlag.Prędzej jednak jego niż prezydenta.Dziś przyszło mu lecieć na konsultacje w kwestii niezbędnych podwyżek podatków - na pokój na Bliskim Wschodzie.Cudowna okazja, żeby się zapisać w pamięci wyborców! Roger Durling miał wygłosić mowę na temat podatków w St.Louis przed publicznością złożoną z hurtowników.Już słyszał tę burzę oklasków, jaka nastąpi.Sam jednak był sobie winien.Poprzysiągł godnie sprawować urząd.Na kogo wyjdzie, jeśli przestanie się wywiązywać z obowiązków?Rozkołysany samolot przetoczył się obok hangarów, mijając rozmaite samoloty, w tym NEACP, Boeinga 747 przerobionego na latający ośrodek dowódczy na całe Stany Zjednoczone.Samolot nosił kryptonim “Kneecap” choć osoby bardziej poetyckie nazywały go “Aniołem Zagłady”.Przepisy nakazywały stacjonować tę maszynę w odległości dwóch godzin lotu od miejsca, w którym się znajdował prezydent (co przysparzało niesamowitych kłopotów, jeśli prezydent wybierał się do Rosji albo do Chin).Jedynie na pokładzie “Anioła Zagłady” prezydent mógł być bezpieczny w wypadku zagrożenia atomowego, lecz w obecnych spokojnych czasach mało kto się przejmował takimi względami.Durling spoglądał na obsługę, uwijającą się w drzwiach samolotu.Kongres nie obciął, jak dotąd, funduszów na “Anioła”, stanowiącego część parku maszyn Białego Domu, dzięki czemu maszynę nadal utrzymywano w stanie gotowości do lotu.Durling pomyślał, że wkrótce tu może nastąpić zmiana, jak we wszystkim dookoła.- Jesteśmy gotowi do startu.Czy pas zapięty? - zapytał steward w randze sierżanta.- A jak! Puszczać parę pod kotły! - zakomenderował wesoło Durling.Wiedział, że pasażerowie Air Force One często umyślnie nie zapinają pasów, by okazać wiarę w samolot i w umiejętności załogi.Jeszcze jeden dowód, że maszyna wiceprezydenta to latająca trumna.Trudno jednak rugać sierżanta, że wykonuje obowiązki jak należy i troszczy się o pasażera.Wiceprezydent pomyślał, że starszemu sierżantowi lotnictwa należy się z tego względu większy szacunek niż niejednemu z polityków.Ale przecież zawsze tak było.- Startujemy.- Znowu? - Ryan nie wierzył własnym uszom.- Tak jest - potwierdził głos w słuchawce.- Dobrze, będę za parę minut.Ryan dopił kawę i ruszył w stronę gabinetu Cabota.Zaskoczyło go, że znów widzi w środku Goodleya.Młodzieniec usiadł jak najdalej, poza zasięgiem dymu z dyrektorskiego cygara.Nawet Jack był zdania, że szef przesadza z naśladowaniem generała Pattona czy innej wielkiej postaci,- Co się stało, Ryan?- Znów ten CAMELOT - Jack nie krył zdenerwowania.- Te gnojki z Białego Domu kolejny raz wypięły się na sztab.Mam wziąć udział zamiast nich.- No i co, nie ma pan czasu?- Nie o to chodzi.Pamiętam, jak ustaliliśmy cztery miesiące temu, że trzeba namówić Biały Dom do udziału, bo to ważna sprawa.Oni też muszą.- Prezydent i jego ludzie mają teraz inne rzeczy na głowie - tłumaczył znużonym głosem dyrektor.- Nie rozumiem, przecież wiedzą o wszystkim od tygodni.Już czwarty raz wypięli się na.- Mnie pan to mówi, Ryan?Jack nie tracił rezonu.- Dyrektorze, ktoś musi im wytłumaczyć, że to nie są żarty.- Próbowałem, do diabła! - uciął Cabot.Jack wiedział, że to prawda.- A czy próbował pan nacisnąć ich przez sekretarza Talbota albo przez Dennisa Bunkera? - zapytał Jack, przezornie nie dodając, że prezydent słucha tej dwójki tak, jak lekceważy Cabota.Przezorność okazała się niepotrzebna.Cabot zrozumiał aluzję i rzekł, wzdychając ciężko:- Proszę zrozumieć, Ryan, że nie możemy wydawać poleceń prezydentowi.Możemy mu najwyżej doradzać.Prezydent skorzysta z naszej rady albo nie, według własnego uznania.Poza tym sam mógłby się pan koło tego zakręcić.Dennis Bunker tak pana lubi.- Owszem, ale nie będę się wtrącał bez pytania.Ciekawe, czy przynajmniej czytają później analizy.- Wiem, że Charlie Alden je czytywał, więc Liz Elliot na pewno też.- Na pewno - skomentował lodowatym głosem Ryan, nie przejmując się obecnością Goodleya.- Panie dyrektorze, Biały Dom zachowuje się w sposób nieodpowiedzialny.- Troszkę ostre słowa, panie Ryan.- Ale troszkę prawdziwe, dyrektorze - Jack zmusił się do zachowania spokoju.- Czy wolno zapytać, co to jest, ten CAMELOT? - odważył się wtrącić Ben Goodley.- Chodzi o grę - brzmiała odpowiedź Cabota.- Rozgrywamy scenariusze możliwych kryzysów i tak dalej.- Aha, taka gra wojenna jak SAGA i GLOBAL?- Właśnie - potwierdził Jack.- Obowiązuje zasada, że prezydent nie bierze udziału w grze, mianowicie dlatego, żeby żadna ze stron nie mogła się dowiedzieć z góry, jak postąpi szef państwa w danej sytuacji.Przyznaję, że to cały bizantyjski rytuał, ale tak już się u nas utarło.Zamiast prezydenta siada do gry jego doradca do spraw bezpieczeństwa albo ktoś inny z kierownictwa Białego Domu.Ktokolwiek przyjdzie, musi później zdać prezydentowi raport z przebiegu ćwiczenia.Teoretycznie, bo na przykład pan prezydent Fowler nie zadaje sobie trudu, żeby tego wymagać i jak widać, dał zaraźliwy przykład, bo teraz wypięli się na grę jego podwładni.Jack był już tak wściekły, że bezwiednie w tym samym zdaniu użył słów “Fowler” i “wypinać się".- A czy te gry są naprawdę takie ważne? - zdziwił się Goodley.-Trochę jak zabytek z innej epoki,- Ubezpieczył pan samochód, Goodley? - przerwał mu Jack.- Tak, oczywiście.- A miał pan kiedykolwiek wypadek?- Raz, i to nie z mojej winy - odparł Goodley.- No to po co panu ubezpieczenie? - Po czym Jack odpowiedział sam sobie: - Dlatego, że tak trzeba.Ubezpieczenie może się nam na nic nie przydać, ale bywają takie sytuacje, kiedy pieniądze - a w tym wypadku czas - nagle stają się niezbędne.- Bez przesady - prezydencki stypendysta machnął lekceważąco ręką.- Jest jakaś różnica między samochodami a polityką.- Pewnie, że jest.W samochodzie człowiek najwyżej sam straci życie.- Ryan dał sobie spokój z kazaniami.- Trudno, dyrektorze, nie będzie mnie przez resztę dnia.- Niech pan nie myśli, że nie zwróciłem uwagi na pańskie wskazówki i opinie.Przy pierwszej sposobności podzielę się nimi z kim trzeba.Ale, ale, jak tam operacja NITAKA?Ryan zamarł w miejscu i spojrzał Cabotowi prosto w oczy.- Dyrektorze, obecny tu pan Goodley nie został upoważniony nawet do tego, żeby znać ten kryptonim, nie mówiąc już o meritum sprawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]