Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Lucas E. Podstęp. O szpiegach, kłamstwach i o tym jak Rosja kiwa Zachód
- Bestie Konca Czasow
- Herbert Frank ÂŚwiat Pandory 01 Epizod z Jezusem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żeby zdobyć nominację, potrzebował wsparcia jedynie czterdziestu delegatów, a zamierzało go wesprzeć prawie pięciuset.Wyścig dobiegł końca.Po prawyborach w Pensylwanii prasa ogłosiła go pewnym uczestnikiem finałowego pojedynku z urzędującym wiceprezydentem.Podobizna jego męskiej, przystojnej twarzy widniała dosłownie wszędzie, co było dowodem na polityczny cud.Wielu widziało w nim symbol skuteczności działania amerykańskiego systemu politycznego: nikomu nie znany kongresman, człowiek znikąd, chce przekazać ludziom coś istotnego i przykuwa ich uwagę.Jego kampania dodawała otuchy każdemu, kto marzył o prezydenturze.Po co uganiać się miesiącami po bezdrożach Iowy? Po co zawracać sobie głowę New Hampshire? Przecież to taki mały stan.Krytykowano go jednak za kupno nominacji.Szacowano, że do prawyborów w Pensylwanii kampania kosztowała Lake’a czterdzieści milionów dolarów; dokładną kwotę trudno było ustalić, ponieważ pieniędzmi szastano na wielu frontach naraz.Kolejne dwadzieścia milionów wydał KOSZ i kilka potężnych grup lobbystycznych, które go wspierały.W całej historii prezydenckich wyborów żaden inny kandydat nie wydał więcej.Krytyczne uwagi bolały go i martwiły.Mimo to wolał mieć pieniądze i zdobyć nominację, niż cierpieć, gdyby ich nie miał i przegrał.Zresztą wielkie pieniądze przestały już być tematem tabu.Internetowi przedsiębiorcy zarabiali miliardy.Budżet - mimo licznych potknięć rządu federalnego - wykazywał nadwyżkę! Prawie wszyscy mieli pracę, prawie wszyscy mogli pozwolić sobie na hipotekę i dwa samochody.Wyniki badania opinii publicznej utwierdziły Lake’a w przekonaniu, że większość wyborców nie widzi nic złego w tym, że ktoś wydaje fortunę na cele polityczne.W listopadowym pojedynku z wiceprezydentem miał teraz równe szanse.Zwyciężywszy w zmaganiach na zachodzie kraju, po raz kolejny wrócił do Waszyngtonu jako triumfator.Aaron Lake, niepozorny kongresman z Arizony, był człowiekiem dnia.Po długim, cichym śniadaniu Bracia przeczytali poranną gazetę z Jacksonville, jedyny dziennik, jaki wolno było czytać w Trumble.Cieszyli się z nominacji Lake’a.Ba, byli nią zachwyceni! Należeli do jego najzagorzalszych zwolenników.Naprzód, Aaron, naprzód!Wiadomość o ucieczce Bustera nie wywołała prawie żadnego poruszenia.Dobrze, że zwiał - mówili więźniowie.To jeszcze dzieciak, a wsadzili go na czterdzieści osiem lat.Naprzód, Buster, naprzód!W gazecie nie wspomniano o tym ani słowem.Bracia przeczytali ją od deski do deski, pomijając jedynie nekrologi i drobne ogłoszenia.Teraz już tylko czekali.Nie zamierzali pisać żadnych listów; żadnych się nie spodziewali, ponieważ zwolnili z pracy swego jedynego kuriera.Zawiesili działalność do chwili nadejścia wiadomości od Aarona Lake’a.Wilson Argrow przyjechał do Trumble nie oznakowaną zielonoszarą furgonetką.Był w kajdankach i towarzyszyło mu dwóch szeryfów.Z Miami do Jacksonville przyleciał samolotem, naturalnie na koszt podatników.Z jego dokumentów wynikało, że odsiedział cztery miesiące z pięcioletniego wyroku za defraudację.Nie wiadomo, dlaczego poprosił o przeniesienie, lecz nikt się tym w Trumble nie przejął.Był po prostu kolejnym osadzonym, a ci przenosili się cały czas.Miał trzydzieści dziewięć lat i był rozwodnikiem po college’u.Adres? Dla celów dokumentacyjnych podano, że na stałe mieszkał w Coral Gables na Florydzie.Naprawdę nazywał się Kenny Sands, od jedenastu lat pracował w CIA i choć nigdy dotąd nie widział więzienia od wewnątrz, brał udział w misjach znacznie trudniejszych niż ta.Po miesiącu, najdalej po dwóch zamierzał poprosić o kolejne przeniesienie.Podczas rejestracji zachowywał kamienną twarz starego więziennego wygi, choć z niepokoju przewracało mu się w żołądku.Zapewniono go, że przemocy się w Trumble nie toleruje, poza tym na pewno potrafiłby się obronić.Ale cóż, więzienie to więzienie.Zniósł godzinny i bardzo nudny wykład wprowadzający na temat regulaminu, przepisów i zasad współżycia, który ze znudzoną miną wygłosił zastępca naczelnika, a potem szybko oprowadzono go po terenie zakładu.Dopiero wtedy trochę się odprężył.Strażnicy nie nosili broni, a większość osadzonych robiła wrażenie zupełnie niegroźnych.Jego współspaczem spod celi był starzec z siwą, poprzetykaną czarnymi kłaczkami brodą, zawodowy przestępca, który zwiedził już wiele zakładów karnych i któremu w Trumble bardzo się podobało.Wyznał Argrowowi, że chciałby tu umrzeć.Zaprowadził go do kantyny na lunch i objaśnił kapryśne zawiłości więziennego menu.Pokazał mu salę gier i grupki pochylonych nad składanymi stołami osiłków, którzy wpatrywali się w swoje karty z petem dymiącym w kąciku ust.- Hazard jest w Trumble zabroniony - szepnął, puszczając do niego oko.Potem wyszli na dwór i przystanęli na skraju słonecznego placyku, na którym urządzono siłownię.Pocili się tam młodzi mężczyźni, poprawiając opaleniznę i pracując nad muskułami.Starzec wskazał odległą bieżnię.- Kocham nasz rząd - powiedział.Pokazał mu również bibliotekę, miejsce, do którego nigdy nie zaglądał.- Widzisz tę narożną salkę? To biblioteka prawnicza.- Kto z niej korzysta? - spytał Argrow.- Zwykle mamy tu paru adwokatów.A niedawno zawitało do nas kilku sędziów.- Sędziów?- Tak, i to aż trzech - odparł starzec.Biblioteka go nie interesowała.Zaciągnął Argrowa do kaplicy, a potem oprowadził go po terenie zakładu.Agent podziękował mu za wycieczkę i wrócił do biblioteki.W bibliotece było pusto, nie licząc samotnego więźnia, który zmywał mopem podłogę.Argrow otworzył drzwi i zajrzał do narożnej sali.Joe Roy Spicer oderwał wzrok od gazety i ujrzał przed sobą kogoś, kogo nigdy dotąd nie widział.- Szuka pan czegoś? - spytał niechętnie.Agent rozpoznał jego twarz ze zdjęcia w aktach.Miał przed sobą byłego sędziego pokoju, który okradł salon bingo.Co za larwa.- Jestem nowy - odrzekł z wymuszonym uśmiechem.- Dzisiaj przyjechałem.Czy to biblioteka prawnicza?- Tak.- I każdy może z niej korzystać?- Chyba tak.Jest pan adwokatem?- Nie, bankierem.Jeszcze kilka miesięcy wcześniej Spicer przydzieliłby mu jakąś robotę - po cichu, rzecz jasna - ale teraz? Teraz nie musieli już zawracać sobie głowy błahostkami.Argrow rozejrzał się, ale nie dostrzegł ani Yarbera, ani Beecha.Przeprosił Spicera i wrócił do celi.Kontakt został nawiązany.Powodzenie planu zatarcia wspomnień o Rickym oraz o ich źle wróżącej na przyszłość korespondencji zależało od kogoś innego.On sam był po prostu zbyt przerażony i zbyt sławny, żeby się przebierać, wymykać w środku nocy z domu, łapać taksówkę i jechać na przedmieścia po listy.Za duże ryzyko, poza tym wątpił, czy udałoby mu się zgubić agentów Secret Service.Chodziło za nim tylu, że nie mógł się ich doliczyć.Diabła tam, tak dobrze się maskowali, że nawet ich nie widział.Miała na imię Jayne.Dołączyła do sztabu wyborczego w Wisconsin i szybko trafiła do kręgu jego najbliższych współpracowników.Początkowo pracowała jako wolontariuszka, a obecnie zarabiała pięćdziesiąt pięć tysięcy dolarów rocznie jako jego osobista asystentka.Całkowicie jej ufał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]