Podobne
- Strona startowa
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.1 (SCAN dal 90
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- Wagner Karl E Wichry Nocy (2)
- Clive Cussler Na dno nocy
- Conrad Joseph Szalenstwo Almayera
- Terry Pratchett Ruchome Obrazki
- Thomas Craig Niedzwiedzie lzy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartakus.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Silvara, którą mokre włosy otulały niczym srebrna suknia, stała teraz w odległości zaledwie kilkudziesięciu centymetrów od niego.– Silvaro – rzekł Gilthanas drżącym głosem – był jeszcze jeden powód, dla którego opuściłem swój lud.Ty wiesz, co to jest.Wyciągnął ku niej otwartą dłoń.Silvara cofnęła się, potrząsając głową.Jej oddech przyspieszył się.Gilthanas zrobił następny krok w jej stronę.– Silvaro, ja cię kocham – powiedział cicho.– Wydajesz się taka samotna, tak samotna, jak ja.Proszę, Silvaro, nigdy już nie będziesz samotna.Przysięgam.Wahając się, Silvara uniosła rękę ku jego dłoni.Nagłym ruchem Gilthanas chwycił ją i pociągnął przez wodę.Łapiąc, gdy się potknęła, postawił ją na skale obok siebie.Zbyt późno łania zdała sobie sprawę, że wpadła w sidła.Nie męskich ramion, bo z łatwością mogłaby wyrwać się z ich objęć.To jej własna miłość do tego mężczyzny usidliła ją.A fakt, iż jego miłość do niej była głęboka i serdeczna, przypieczętował ich los.On również był uwięziony.Gilthanas czuł drżenie jej ciała, lecz teraz wiedział – patrząc jej w oczy – że drżała z namiętności, nie ze strachu.Biorąc jej twarz w dłonie, ucałował ją czule.Silvara wciąż przyciskała koc do ciała jedną ręką, lecz poczuł, że drugą chwyta go za rękę.Jej usta były miękkie i chętne.Wtedy Gilthanas poczuł słoną łzę na swych wargach.Odsunął się, zdumiony wybuchem jej płaczu.– Silvaro, proszę, nie.Przepraszam.– Wypuścił ją.– Nie! – szepnęła gardłowym głosem.– Płaczę nie dlatego, żebym obawiała się twej miłości.Płaczę tylko nad sobą.Ty tego nie zrozumiesz.Wyciągnąwszy rękę, nieśmiało objęła go za szyję i przyciągnęła do siebie.A potem, gdy ją całował, poczuł, że podniosła drugą rękę – tę, którą przytrzymywała koc – by pieścić jego twarz.Koc Silvary niepostrzeżenie osunął się do wody i odpłynął z prądem srebrnego strumienia.Rozdział VIPościg.Rozpaczliwy planW południe następnego dnia dotarłszy do źródła rzeki, które wypływało z gór, drużyna zmuszona była zostawić czółna,.Woda była płytka i spieniona od burzliwego wodospadu przed nimi.Na brzegu stało wiele łodzi Kaganesti.Po wyciągnięciu łódek na brzeg drużyna spotkała grupę elfów Kaganesti, którzy wyszli z lasu.Nieśli ze sobą ciała dwóch młodych wojowników.Kilku sięgnęło po broń i ruszyłoby do ataku, gdyby Theros Ironfeld i Silvara nie pośpieszyli porozmawiać z nimi.We dwoje długo rozmawiali z Kaganesti, a tymczasem drużyna czuwała, z niepokojem spoglądając w dół rzeki.Choć towarzysze obudzili się przed świtem i wyruszyli, gdy tylko Kaganesti uznali, że podróż przez rwącą wodę jest bezpieczna, nieraz widzieli ścigające ich czarne czółna.Theros wrócił z pochmurną miną.Na twarz Silvary wypłynął rumieniec gniewu.– Mój lud nie uczyni niczego, by nam pomóc – oświadczyła Silvara.– Dwukrotnie w ciągu ostatnich dwóch dni zostali napadnięci przez jaszczuroludzi.Winą za to nowe zło obciążają ludzi, którzy ich zdaniem, przywieźli tu te stwory białoskrzydłym statkiem.– To śmieszne! – wybuchła Laurana.– Therosie, nie powiedziałeś im o smokowcach?– Próbowałem – rzekł kowal.– Obawiam się jednak, że dowody świadczą przeciwko wam.Kaganesti zobaczyli białego smoka nad statkiem, lecz najwyraźniej nie widzieli, że go przepędziliście.W każdym razie, ostatecznie zgodzili się przepuścić nas przez swe ziemie, lecz nie udzielą nam pomocy.Silvara i ja zagwarantowaliśmy wasze poprawne zachowanie naszym życiem.– Co tu robią smokowcy? – zapytała Laurana, dręczona wspomnieniami.– Czy to wojsko? Czy to inwazja na Południowy Ergoth? Jeśli tak, może powinniśmy wrócić.– Nie, nie sądzę – rzekł Theros po chwili namysłu.– Gdyby armie smoczych właców były gotowe zająć tę wyspę, władcy dokonaliby tego przy pomocy oddziałów smoków i tysięcy żołnierzy.To mi wygląda na małe patrole wysłane po to, by jeszcze pogorszyć i tak złą sytuację.Smoczy władcy prawdopodobnie łudzą się nadzieją, że elfowie oszczędzą im wypowiedzenia wojny i sami się wpierw wyniszczą.– Najwyższe dowództwo smoczych armii nie jest gotowe do ataku na Ergoth – oświadczył Derek.– Ich wojska jeszcze nie czują się pewnie na północy.To jednak tylko kwestia czasu.Dlatego też musimy niezwłocznie dostarczyć kulę na Sancrist i zwołać posiedzenie rady Białego Kamienia, by zadecydować, co z nią uczynić.Zebrawszy swe pakunki, drużyna wyruszyła w góry.Silvara prowadziła ich ścieżką, wiodącą obok pluskającego, srebrnego strumienia, który spływał ze wzgórz.Czuli, że odprowadzają ich nieprzyjazne spojrzenia Kaganesti.Teren zaczął się wznosić niemal natychmiast.Theros wkrótce powiedział im, że znaleźli się w okolicy, w której przedtem nigdy nie był.Teraz ich jedynym przewodnikiem będzie Silvara.Laurana nie była uszczęśliwiona tą sytuacją.Domyśliła się, że coś się wydarzyło między jej bratem a dziewczyną, kiedy zauważyła, jak wymieniają słodki, potajemny uśmiech.Wśród swych pobratymców Silvara znalazła czas, by zmienić ubranie.Teraz ubrana była jak kobieta Kaganesti, w długą skórzaną tunikę, skórzane spodnie i narzuconą na to grubą, futrzaną pelerynę.Kiedy umyła i uczesała włosy, wszyscy mogli zobaczyć, skąd wzięło się jej imię.Jej włosy o dziwnym, metalicznie srebrnym odcieniu tworzyły na czole trójkąt, z którego spływały na ramiona płaszczem promiennego piękna.Silvara okazała się doskonałą przewodniczką i nakłaniała ich do szybkiego marszu.Szła obok Gilthanasa i rozmawiała z nim cicho w mowie elfów.Tuż przed zmierzchem dotarli do jaskini.– Tu możemy spędzić noc – powiedziała Silvara.– Powinniśmy już zostawić pościg daleko w tyle.Niewielu zna te góry tak dobrze, jak ja.Lepiej jednak nie rozpalać ognia.Obawiam się, że czeka nas zimna kolacja.Wyczerpana całodzienną wspinaczką drużyna spożyła posiłek w niewesołych humorach, a następnie rozłożyła sobie posłania w jaskini.Zawinięci w koce i wszystkie ubrania, jakie mieli, przyjaciele spali niespokojnie.Wystawiono warty i zarówno Laurana, jak i Silvara domagały się wzięcia ich pod uwagę.Noc minęła spokojnie i jedynym dźwiękiem, jaki słyszeli, było wycie wiatru wśród skał.Lecz gdy następnego poranka Tasslehoff przecisnął się przez szczelinę w ukrytym wejściu do groty, by się rozejrzeć, szybko wrócił do środka.Przykładając palec do warg, Tas gestem dał znak, by poszli za nim na zewnątrz.Theros odepchnął wielki głaz, którym zamknęli wejście do jaskini i drużyna wypełzła na zewnątrz w ślad za Tasem.Kender zaprowadził ich do miejsca odległego o jakieś sześć metrów od groty i ponuro wskazał na śnieg.Odciśnięte były na nim ślady stóp, dość świeże, bo wiatr nie zasypał ich jeszcze całkowicie.Ślady lekkich, delikatnych stóp nie odcisnęły się głęboko w śniegu.Nikt się nie odezwał.Nie było potrzeby.Wszyscy poznali wyraźne zarysy obuwia elfów.– Musieli minąć nas w nocy – rzekła Silvara.– Nie powinniśmy zostawać tu dłużej.Wkrótce odkryją, że zgubili trop i wrócą po śladach.Musimy stąd odejść.– Moim zdaniem, nie uczyni to wielkiej różnicy – burknął Flint ze wstrętem.Wskazał ich własne rzucające się w oczy ślady.Potem zerknął na czyste, niebieskie niebo.– Równie dobrze możemy tu poczekać na nich.Oszczędzimy im czasu, a sobie fatygi.W żaden sposób nie zatrzemy naszych śladów!– Może nie zatrzemy śladów – powiedział Theros – lecz być może zdołamy zyskać kilka kilometrów przewagi.– Być może – powtórzył ponuro Derek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]