Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Brin Dav
- Burroughs Edgar Rice Pellucidar (2)
- Ludlum Robert Krucjata Bourne'a
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwiozłem ją do szpitala.- Wybieram się na krótko do Memphis - oznajmiłem, zatrzymawszy wóz na ulicy Reservoir, niedaleko wejścia dla personelu.- Naprawdę? - mruknęła od niechcenia.- Tak.Muszę się zobaczyć z rodzicami.Nie byłem u nich prawie od roku, a teraz nadarza mi się okazja.Nie lubię śniegu i nie jestem w odpowiednim nastroju do pracy.Jak już mówiłem, przeżywam załamanie.- Zadzwoń do mnie - odparła, wysiadając z samochodu.Zatrzasnęła drzwi.Nie pocałowała mnie na pożegnanie, nie życzyła przyjemnej podróży, jakby nic jej to nie obchodziło.Popatrzyłem zza szyby, jak idzie chodnikiem i znika w drzwiach budynku.Między nami wszystko było skończone.Nie miałem tylko pojęcia, jak powiadomić o tym matkę.Oboje moi rodzice przekroczyli już sześćdziesiątkę, cieszyli się jednak dobrym zdrowiem i ochoczo korzystali z dobrodziejstw wcześniejszej emerytury.Tata przez trzydzieści lat był pilotem w liniach lotniczych, mama pracowała jako kierowniczka oddziału banku.Zarabiali nieźle, sporo odkładając, i zapewnili swoim trzem synom najlepsze wychowanie, na jakie mogli sobie pozwolić żyjący w dostatku przedstawiciele klasy średniej.Wszyscy pokończyliśmy renomowane prywatne szkoły średnie.Byli to ludzie uczciwi, o konserwatywnych poglądach, gorący patrioci wolni od zgubnych nałogów, całkowicie oddani sobie nawzajem.W każdą niedzielę chodzili do kościoła, co roku czwartego lipca oglądali paradę na Święto Niepodległości, raz w tygodniu uczestniczyli w zebraniach Klubu Rotariańskiego i podróżowali po świecie, kiedy tylko przyszła im na to ochota.Odczuwali jednak skrywany żal do mego brata, Warnera, który rozwiódł się przed trzema laty.On też był adwokatem, pracował w Atlancie i ożenił się ze swą wielką miłością ze szkoły średniej, pochodzącą z zaprzyjaźnionej rodziny z Memphis.Jego była żona uzyskała prawo do opieki nad dwojgiem dzieci i przeniosła się do Portland.Moi rodzice przynajmniej raz w roku odwiedzali wnuczęta.Ja zaś przy każdym spotkaniu starałem się za wszelką cenę unikać tego tematu.Na lotnisku w Memphis wynająłem samochód i pojechałem w kierunku wschodnich przedmieść, zamieszkanych niemal wyłącznie przez białych.Czarni mieli dla siebie centrum, białym pozostały osiedla podmiejskie.Jeśli czarni migrowali dalej od zatłoczonego śródmieścia, biali przenosili się na jeszcze dalsze obrzeża.Z powodu tego bezkrwawego ścierania się obu ras całe Memphis było szybko rozbudowywane w kierunku wschodnim.Moi rodzice mieszkali przy polu golfowym, w nowoczesnym, przeszklonym domu, tak zaprojektowanym, że panoramiczne okna wychodziły na rozległe połacie trawy.Nie cierpiałem tego domu, gdyż po polu bez przerwy kręcili się różni ludzie.Nigdy jednak nie wyrażałem głośno swego zdania.Wcześniej zadzwoniłem z lotniska, toteż mama oczekiwała mnie w progu.Taty nie było, wyjechał dokądś na krótko.- Wyglądasz na przemęczonego - rzekła, kiedy tylko uwolniłem się z jej objęć.Zawsze witała mnie w ten sam sposób.- Dzięki, mamo.Ty za to wyglądasz wspaniale.Ani trochę nie kłamałem.Regularna gra w tenisa pozwalała jej zachować szczupłą sylwetkę, a częste wizyty w gabinecie kosmetycznym sprawiały, że miała piękną, oliwkową cerę.Przygotowała mrożoną herbatę i wyszliśmy ze szklankami na patio, żeby popatrzeć, jak inni podobni im emeryci przemierzają golfowe trasy w wózkach elektrycznych.- Co się stało? - zapytała już po minucie, zanim jeszcze zdążyłem upić łyk herbaty.- Nic.Wszystko w porządku.- A gdzie jest Claire? Tak rzadko do nas dzwonicie.Nie słyszałam brzmienia jej głosu co najmniej od dwóch miesięcy.- Czuje się dobrze, mamo.Oboje żyjemy w zdrowiu i pomyślności, tyle że ciężko pracujemy.- Macie chociaż wystarczająco dużo czasu dla siebie?- Nie.- A w ogóle przebywacie razem ze sobą?- Niewiele.Zmarszczyła brwi i lekko pokręciła głową, chcąc mi zademonstrować typową matczyną troskliwość.- Macie jakieś kłopoty? - ciągnęła, ani na chwilę nie tracąc animuszu.- Owszem.- Domyślałam się tego.Brzmienie twego głosu przez telefon podpowiedziało mi, że się dzieje coś złego.Mam nadzieję, że nie złożycie od razu wniosku rozwodowego.Próbowaliście zasięgnąć rady specjalisty?- Nie.Jeszcze nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]