Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- King Stephen Desperacja (2)
- [2]Erikson Steven Bramy Domu Umarlych
- Krzysztof Karolczak, Współczesny terroryzm w Âświetle teorii Halforda Mackindera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaśmiał się kilka razy niepewnie, ubawiony uporem Modesta.Kto prócz Stevensonamógł nazwać osła Modestem?Jedna z sąsiadek zawołała go i zwymyślała tak ostro, że zmieszał się i przestał słuchać.Oparła ręce na biodrach, patrzała na niego pałającym, pełnym pogardy wzrokiem.Potemprzyniosła maleńkiego chłopczyka i wcisnęła mu w ramiona.Kiedy odwróciła się od furtki,zobaczyła, jak stał przytulając do siebie płaczące dziecko.Nie wiedział, co ma z nim zrobić,gdzie złożyć, więc trzymał je tak przez długi czas.Ludzie w dolinie opowiadali o nim różne historyjki.Czasem nienawidzili go tąnienawiścią, jaką pracowici czują wobec leniwych, czasem zazdrościli mu lenistwa, alenajczęściej żal im go było, bo tak błądził.Nikt w całej dolinie nigdy nie odkrył, że Junius jestszczęśliwy.Opowiadano, jak za poradą doktora chciał kupić kozę, żeby mieć mleko dla dziecka.Nieokreślił wyraznie, czy chodzi mu o kozę, czy kozła, ani nie powiedział, po co mu to zwierzę jestpotrzebne.Kiedy przyprowadzono kozła, zajrzał pod jego brzuch i bardzo poważnie zapytał: Czy to zwierzę jest normalne? A pewnie rzekł sprzedawca. A czy nie powinno mieć takiego worka, czy coś między tylnymi nogami? Znaczy się namleko?W dolinie zarykiwano się z tego.Pózniej, gdy kozła zastąpiono kozą, Junius przez dwadni naciskał ją i macał, ale nie wytoczył ani kropli mleka.Chciał zwrócić kozę sądząc, że majakiś feler, w końcu jej dawny właściciel pokazał mu, jak ją należy doić.Niektórzy opowiadali,że Junius trzyma dziecko pod kozą, żeby samo ssało, ale to nie była prawda.Ludzie w dolinie niemogli pojąć, jak, mimo wszystko, wychował to dziecko.Pewnego dnia Junius wybrał się do Monterey, gdzie najął starego Niemca do pomocy nafarmie.Dał mu pięć dolarów zaliczki i nigdy centa więcej.W ciągu dwóch tygodni jegopomocnik tak się rozleniwił, że tyle akurat pracował, co jego pan.Siadywali gdzieś na farmie idyskutowali o rzeczach, które ich obu interesowały i dziwiły jak to się dzieje, że kwiaty sąkolorowe, gdzie była Atlantyda, jak Inkowie grzebali swych zmarłych.Na wiosnę sadzili ziemniaki, zawsze za pózno i nie przysypując ich popiołem dla ochronyprzed robakami.Siali bób, zboże i groch, przez jakiś czas doglądali tego, co posadzili, pózniejzapominali.Zielsko zakrywało wszystko przed wzrokiem.Widywano Juniusa, jak wdzierał się wgąszcz malw i wyłaniał stamtąd trzymając w ręku blady ogórek.Przestał nosić buty, bo lubił czućciepło ziemi, a poza tym nie miał butów.Po południu Junius opowiadał swemu pomocnikowi. Wiesz, Jakubie mówił kiedy dzieci umarły, zdawało mi się, że osiągnąłemnajwyższy szczyt przerażenia.I niemal w chwili, gdym to pomyślał, przerażenie zmieniło się wrozpacz, a rozpacz w smutek.Nie znałem dobrze ani mojej żony, ani dzieci.Może byli zbytblisko mnie.Dziwna to rzecz znać kogoś.Nic innego, tylko świadomość szczegółów.Istniejąumysły dalekowzroczne i krótkowzroczne.Nigdy nie byłem w stanie widzieć tego, co jest bliskomnie.Na przykład znacznie wyrazniej widzę Partenon niż mój własny dom, który stoi o, tam.Twarz Juniusa drgnęła, oczy pojaśniały z zachwytu. Jakubie powiedział czyś widział kiedy fotografię partenońskiego fryzu? Tak, bardzo dobra rzecz przyznał Jakub.Junius położył rękę na kolanie swego parobka. Te konie mówił te piękne konie biegnące ku niebiańskim łąkom! Zapaleni, a jednakpełni godności młodzieńcy, idący na wspaniały obchód święta, który odbywa się tuż za fryzem.Jak to się dzieje, że człowiek może wiedzieć, co odczuwa koń, kiedy jest bardzo szczęśliwy? Tenrzezbiarz wiedział, bo jakżeby inaczej mógł stworzyć te konie.Zawsze tak było.Junius nie umiał skupić uwagi na jednym przedmiocie.Często obajchodzili głodni, bo nie udawało im się znalezć w trawie jaja zniesionego przez kurę, kiedynadeszła pora kolacji.Syn Juniusa otrzymał imiona Robert Ludwik.Junius wołał tak na niego, ale Jakubbuntował się przeciw temu, uważał to za literackie fanaberie. Chłopcy powinni mieć imiona krótkie, jak psy utrzymywał. Jeden dzwięk starczy zaimię.Samo Robert" też byłoby zbyt długie.Powinniśmy wołać na niego Bob".Jakub prawie że wygrał sprawę. Jakoś się pogodzimy rzekł Junius. Będziemy nazywać go Robbie". Robbie" jestkrótsze niż Robert", nie uważasz?Czasem ustępował Jakubowi, który stale, choć niezbyt energicznie, starał się walczyć zoplątującą go nieuchwytną pajęczą siecią.Od czasu do czasu dostawał napadu szlachetnej pasji irobił porządki w domu.Robbie rósł w atmosferze powagi.Chodził za obu mężczyznami, przysłuchiwał się ichdyskusjom.Junius nigdy go nie traktował jak małego chłopca, bo nie wiedział, jak małychchłopców należy traktować.Jeśli Robbie wtrącał się do dyskusji, Junius i Jakub uprzejmiesłuchali, co ma do powiedzenia, po czym dalsza rozmowa toczyła się wokół uczynionej przezniego uwagi, a często nawet to, co powiedział, służyło im za zalążek dalszych dociekań.Wielekwestii rozstrzygali w ciągu jednego popołudnia.Każdego dnia kilkakrotnie wertowaliencyklopedię Juniusa.Ogromny platan przegiął jeden ze swych konarów ponad strumieniem i nanim siadywali wszyscy trzej; mężczyzni zanurzali zwisające stopy w wodzie i palcami poruszalikamyki na dnie, a Robbie bezskutecznie starał się ich naśladować.Dotknięcie stopami wody byłojednym z jego kryteriów męskości.Jakub także już chodził boso, a Robbie nigdy w życiu niemiał na nogach bucików.Ich rozmowy były uczone.Robbie nie znał języka dzieci, nigdy go nie słyszał.Właściwienie były to rozmowy; pozwalali, aby ziarno myśli samo kiełkowało, a oni obserwowali tylko zpodziwem, jak rozrasta się i puszcza pędy.Zdumiewały ich niezwykłe owoce, jakie ich myśliwydają, gdyż puszczali je samopas, nie nadawali im żadnego kierunku, nie hamowali ich biegu,w przeciwieństwie do wielu ludzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]