Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Saylor Steven Roma sub rosa t Morderstwo na Via Appia
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Saylor Steven Roma sub rosa t Ramiona Nemezis
- Saylor Steven Roma sub rosa t Dom Westalek
- Kolodziejczak Tomasz Kolory sztandarow
- Jordan Robert Oko swiata cz 2
- Le Guin Ursula K Opowiadanie swiata
- Stephen King Christine
- Andrew Lane Młody Sherlock Holmes Czerwona pijawka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To z pewnością ciekawa opowieść – stwierdził sierżant.– Oddaj mi teraz broń.– Słucham?– Chcesz się spotkać ze swymi przyjaciółmi z Czerwonych Mieczy? Porozmawiać z komendantem Orto Setralem?– Oczywiście.– Zgodnie z wydanym przed czterema dniami rozkazem wielkiej pięści Czerwone Miecze zostały aresztowane.– Słucham?– I oczekują procesu o zdradę Imperium Malazańskiego.Oddaj broń, proszę.Oszołomiona Lostara Yil nie opierała się rozbrajającym ją żołnierzom.Gapiła się na sierżanta.– Zakwestionowano naszą lojalność?Skinął głową.– Jestem pewien, że twój komendant lepiej ci wyjaśni sytuację.– Zniknął.Kenebowi opadła szczęka.– Och – zdołał wykrztusić po chwili.Przyglądał się z zasępioną miną, jak Minala pakuje swe rzeczy.– Co ty robisz?Odwróciła się błyskawicznie w jego stronę.– Myślisz, że pozwolę mu tak odejść?– Minala.– Cicho, Keneb! Obudzisz dzieci.– Nie krzyczałem.– Powiedz swojemu komendantowi wszystko, rozumiesz? Wszystko.Tylko nie wspominaj o Kalamie.– Bez względu na to, co ci się zdaje, nie jestem głupi.Jej spojrzenie złagodniało.– Wiem.Wybacz mi.– Lepiej poproś o to siostrę, Kesena i Vaneba.– Zrobię to.– Powiedz mi, jak zamierzasz dogonić mężczyznę, który chce ci się wymknąć?Przez jej smagłą twarz przemknął złowrogi uśmiech.– Pytasz o to kobietę?– Och, Minala.Pogłaskała jego policzek.– Nie płacz, Keneb.– To przez ten mój sentymentalizm – powiedział.– Dowiedz się jednego.Nie zapomnę o nadziei.A teraz idź się pożegnać z siostrą i dziećmi.Rozdział czternastyBogini wstrzymała oddechi wszystko zamarło.ApokalipsaHerulahn– Nie możemy tu zostać.Felisin przeszyła maga wzrokiem.– A dlaczego? Ta burza na zewnątrz i tak nas zabije.Osłonę przed nią znajdziemy tylko tutaj.Mamy tu wodę.żywność.– Dlatego że nas ścigają – warknął Kulp, oplatając się ramionami.Siedzący pod ścianą Heboric parsknął śmiechem, unosząc niewidzialne dłonie.– Pokaż mi śmiertelnika, którego nie ścigają, a ja ci powiem, że to trup.Każdy myśliwy jest zarazem zwierzyną, każdy świadomy umysł ma prześladowców.Gonimy i uciekamy.Ignorantów ściga nieznane, a każdego uczonego, który jest wystarczająco mądry, by zdawać sobie sprawę z własnej ignorancji, prześladuje prawda.Na tym właśnie polega sens pojęcia „niepoznawalne prawdy”.Kulp, który przysiadł na niskim murku otaczającym fontannę, podniósł wzrok i spod opadających powiek popatrzył na byłego kapłana.– Chodziło mi o sens dosłowny – wyjaśnił.– W tym mieście przebywają żywi zmiennokształtni.Wiatr przynosi ich coraz silniejszy zapach.– Czemu po prostu się nie poddać? – zapytała Felisin.Mag uśmiechnął się szyderczo.– Nie żartuję.Jesteśmy na Raraku, w ojczyźnie Tornada.W promieniu trzystu mil nie znajdziemy przyjaznej twarzy, a zresztą i tak nie mamy szans dotrzeć tak daleko.– A twarze, które znajdziemy bliżej, nie są nawet ludzkie – dodał Heboric.– Wszystkie maski spadły i wiecie, że d’iversowie oraz jednopochwyceni zapewne nie zjawili się tu na wezwanie Tornada.To tragiczny zbieg okoliczności, Rok Dryjhny i ta koszmarna konwergencja.– Jeśli tak sądzisz, jesteś głupcem – sprzeciwił się Kulp.– To z całą pewnością nie jest przypadek.Przeczucie mi mówi, że ktoś sprowokował tę konwergencję zmiennokształtnych, i uczynił to właśnie z powodu powstania.A może było na odwrót.Bogini Tornada pokierowała proroctwem w ten sposób, by Rok Dryjhny nadszedł akurat teraz, gdy trwa konwergencja.Jej celem było spowodowanie chaosu w grotach.– To interesujący pogląd, magu – powiedział Heboric, kiwając głową.– Rzecz jasna, jest naturalny dla użytkownika Meanas, groty, w której oszustwo pleni się niczym chwasty, a zasady gry są niepodważalne.ale tylko wtedy, gdy jest to użyteczne.Felisin milczała, obserwując obu mężczyzn.Na powierzchni toczy się jedna rozmowa, ale w głębi całkiem inna.Kapłan i mag prowadzą skomplikowaną grę, oplatają wiedzę podejrzeniami.Heboric dostrzega kierujący tym wszystkim wzór, umożliwiła mu to zrabowana duchom wiedza, i wydaje mi się, że chce powiedzieć Kulpowi, iż mag zbliżył się do tego wzoru bardziej, niż mu się zdaje.„Użytkowniku Meanas, ujmij mą niewidzialną dłoń.”.Doszła do wniosku, że ma już tego dość.– Co właściwie wiesz, Heboric?Ślepiec wzruszył ramionami.– A co cię to obchodzi, dziewczyno? – warknął Kulp.– Sugerujesz, że powinniśmy się poddać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]