Podobne
- Strona startowa
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)
- Jonathan Kellerman Bomba zegarowa (Alex Delaware 05)
- Norton Andre Odrzucona korona
- Brzezinska Anna, WiÂśniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garÂść złota
- Demostenes Mowy wybrane
- Vincenzi Penny Niebywały skandal
- Janet Evanovich Po czwarte dla grzechu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważa, że balony to przyszłość sztuki wojennej.Zarządził, żeby korpusinżynieryjny zebrał tyle balonów na gorące powietrze, ile tylko się da.Wieczorem mająprzelecieć nad obozowisko oddziałów Balthassara i zrzucić na nie ładunki wybuchowe.- Ale - zaczął Sherlock i urwał, pełen zgrozy.- Ale to będzie masakra! Wiem, że ciludzie mają zamiar najechać inny kraj, ale żeby zrzucać na nich bomby? Czy nie możnaprzynajmniej dać im szansy, żeby się poddali?Crowe potrząsnął głową.- To tak nie działa.Minister wojny chce, żeby przekaz był jasny.Chce, żeby wszyscywiedzieli, że wojna się zakończyła, Unia wygrała, a wszelkie próby odtworzenia Konfederacjizostaną zdławione.- Ale zginą setki, może tysiące ludzi! - zaprotestował Sherlock.- I nawet nie w bitwie,kiedy mogliby się bronić.Zginą, bo spadnie na nich z góry deszcz ognia! To jestbarbarzyństwo.- Być może - powiedział Crowe.- Ale tak właśnie będzie.Witaj w świecie tego, coNiemcy nazywają Realpolitik, Sherlocku.ROZDZIAA 5:Sny Sherlocka były pełne ognia spadającego z nieba i krzyków osmalonych,wychudłych, biegających chaotycznie postaci.Obudził się po kilku godzinach.Wciąż czuł sięzmęczony, ale nie mógł już zasnąć.Spał w jednym z trzech wolnych pokojów, jakie udało się dla nich znalezćkierownikowi hotelu.Sherlock zastanawiał się, czy pusty pociąg na stacji oznacza, że hotelbędzie pełen podróżnych, ale w rzeczywistości skład został specjalnie wynajęty przezAmyusa Crowea i grupę agentów Pinkertona, którzy przyjechali tu obserwować sytuację.Gdy tak leżał, nie mógł przestać myśleć o tym, co miało się stać za kilka godzin.Ludzie w armii Balthassara nie byli przecież zli - oni tylko mieli odmienny pogląd na to, jakpowinno wyglądać rządzenie krajem.Oczywiście najazd na inne państwo to coś złego, ale czyci ludzie zasługiwali na to, żeby ich unicestwić jak mrówki?Mycroft znalazłby sposób, żeby temu zapobiec.Sherlock był tego pewien.Stanowił coprawda tylko trybik w machinie rządu brytyjskiego, ale miał swoje przekonania i zasadymoralne.Te same przekonania i zasady, które przekazał Sherlockowi ich ojciec, major SigerHolmes z królewskich dragonów.Obaj byli synami Sigera i obaj odziedziczyli jego wartości,tak samo jak odziedziczyli po nim niebieskie oczy.Musiał coś zrobić.Ale co? Co mógł zrobić, żeby powstrzymać korpus inżynieryjny?Może mógłby wysłać telegram do Mycrofta, do Anglii.Nie wiedział, ile by tokosztowało, podejrzewał, że sporo, ale miał jeszcze trochę pieniędzy.Mycroft mógłbyzawiadomić amerykańskiego ambasadora albo zrobić coś w tym rodzaju i jakoś powstrzymaćto wszystko.Ale czy naprawdę by mógł? I czyby chciał? I, co ważniejsze, czy zdążyłby cokolwiekzrobić? Był w końcu wiele tysięcy mil stąd i może jego przełożonym w Ministerstwie SprawZagranicznych bardziej zależało na tym, żeby zapobiec inwazji na terytorium WielkiejBrytanii, niż żeby ocalić życie ludzi, których nigdy nie widzieli na oczy.Sherlock wiedział, że musi sam dotrzeć do armii Balthassara i oddziałów korpusuinżynieryjnego.Raczej nie jest w stanie nic zrobić, ale nie może tak po prostu siedzieć whotelu.Może tam, na wielkich równinach, pojawi się jakieś rozwiązanie.Ale jak się tam dostać?W mieście można pewnie pożyczyć konia.Mógłby pojechać tam, skąd wystartująbalony.Widział to miejsce zaznaczone na mapie, której przyglądał się Amyus Crowe kilkagodzin wcześniej.Nie starał się specjalnie jej zapamiętać, lecz tak jak wiele innych rzeczy,które czytał, po prostu utkwiło mu to w pamięci.Czy powinien zabrać Virginie i Mattyego? Z nimi byłoby mu razniej, ale miałpoczucie, że to jego bitwa.Ich to mniej obchodziło i nie miał prawa ich w to wciągać.Wstał i założył świeże ubranie, które Amyusowi Crowebwi udało się znalezć gdzieś wmieście.Było nowe i drapiące, aż się jednak wzdrygnął na myśl, że miałby założyć te samerzeczy, które nosił przez ostatnie dni.Crowe w jadalni rozmawiał z dwoma mężczyznami w garniturach.Mieli broń przypaskach wiszących nisko na biodrach.Pewnie pracowali w agencji Pinkertona.Sherlockprzemknął obok, nie zwracając ich uwagi, i wyszedł na zewnątrz.Na chodnikach pełno było ludzi, którzy chodzili tu i tam albo stali i rozmawiali.Sherlock przespacerował się kawałek ulicą, aż zobaczył budynek, który wyglądał na stajnie.Wszedł do środka.- Potrzebujesz czegoś, chłopcze? - usłyszał czyjś głos.Rozejrzał się.Z ciemnościwyłonił się starszy mężczyzna.Był łysy, miał tylko wianuszek siwych włosów z tyłu głowy ikrzaczasty siwy wąs.- Potrzebuję konia, tylko na jeden dzień - powiedział Sherlock.- Dobrze się składa - odparł mężczyzna.- Mam konia, któremu przyda się trochęruchu.Dobraliście się idealnie.- Ile to kosztuje? - zapytał Sherlock.- Zostaw mi dziesięć dolarów kaucji, a oddam ci dziewięć, kiedy wrócisz.- 289 - Sherlock wręczył mu pieniądze, a on zaprowadził go do boksu, gdzie spokojniestała brązowa klacz.Podczas gdy starszy pan ją siodłał, przyglądała się Sherlockowi znamysłem.Sherlock rozejrzał się po stajni.Poza elementami uprzęży - wiszącymi na hakachsiodłami, lejcami, strzemionami - było tu też mnóstwo nieznanych mu przedmiotów.Wyglądały jak broń: łuki, włócznie, topory - ale były ozdobione piórami i rzemykami.- To pamiątki z wieloletnich walk z tubylcami - poinformował mężczyzna, gdyspostrzegł, na co patrzy Sherlock.- Plemiona Pamunkey i Mattaponi sprawiały nam wielekłopotów, kiedy budowaliśmy to miasto.Oni zbierali nasze skalpy, a mój dziadek i ojcieczbierali ich tomahawki, włócznie, noże i łuki.Sherlock pomyślał o tym, dokąd jedzie - wroga armia, nacierające siły i pustkowiepełne kojotów.Nie chciał brać broni palnej, był zresztą pewien, że nikt by mu jej nie dał, cośdo obrony mogłoby się jednak przydać.- Czy za drugiego dolara - zapytał - mógłbym pożyczyć łuk, kołczan strzał i nóż?- Nie - odparł mężczyzna.- Ale za pięć - zgoda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]