Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Terry Pratchett 04 Mort (2)
- Corel DRAW
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A skąd to będziesz wiedziała? - Będę.- Ale.- Do widzenia, Megan.Do widzenia, dziewczęta.A przy okazji pomyślcie: oni są uwięzieni zaledwie od czterdziestu ośmiu godzin.A ja byłam w takiej sytuacji przez osiemnaście lat.Olivia odwiesiła telefon, słuchawka aż trzasnęła na widełkach.Cholera! zaklęła w duchu.Niech to szlag! Miała paskudne wrażenie, że zrobiła coś złego, ale nie mogła uświadomić sobie co.Powoli podeszła do swego samochodu, przez ciemność i ziąb wieczoru, odgrywając wszystko ponownie w swojej głowie i myśląc: Muszę panować nad sobą.Megan jeszcze przez chwilę trwała w bezruchu, wsłuchując się w szum w słuchawce.Głos syna przenikał ją wciąż zwielokrotnionym echem.Zaciśniętą pięścią uderzyła gniewnie w blat stolika.Wyobraziła sobie Tommy'ego, samego w ciasnym pomieszczeniu, i rozpaczliwie zapragnęła wyciągnąć ku niemu ręce.Zupełnie nieoczekiwanie naszło ją dziwne wspomnienie chwili, w której dowiedziała się od lekarza, że istotnie, tak jak podejrzewała, jest w ciąży.Ta wiadomość wywołała w niej podniecenie i konsternację zarazem; jej życie z Duncanem i dziewczynkami było tak uporządkowane i bliskie ideału, że aż przestraszyła się, iż nowe dziecko zniweczy tę cudowną symetrię w rodzinie.Teraz chciało jej się śmiać na myśl, jaka była naiwna.Wtedy nie byłaby w stanie nawet wyobrazić sobie, do jakiego stopnia Tommy miał to wszystko zniweczyć.Ale dziewczynki, pomyślała, patrząc jak wracają do kuchni, były dziećmi mojej młodości.Tommy zaś to dziecko mojej dojrzałości.To on, a nikt inny, zasygnalizował moje prawdziwe początki.Był produktem ustatkowanej, solidnej, dorosłej miłości, a nie gwałtownej, szalonej namiętności naelektryzowanych młodych kochanków.Gdybym go utraciła, utraciłabym wszystko, co dotąd zbudowałam.Podeszła do dziewcząt, były blade, lecz nieugięte.Popatrzyła na nie znacząco, po czym objęła je ramionami.Poczuła, jakby coś w niej pękło i rozbiło się, jak skorupka jajka, z której wyłoniło się coś zupełnie nowego.Mocno przytuliła córki i pozwoliła, aby rozgorzały w niej czarne, mordercze myśli.Część ósmaPIĄTEKKrótko przed świtem Duncan usiadł na podłodze w pokoju Tommy'ego po raz setny wpatrując się w listę.W domu było cicho, pominąwszy zwykłe skrzypnięcia i szelesty ciemności, stuk włączającego się systemu ogrzewczego, szuranie gałęzi drzew o szyby, westchnienia dobiegające z sypialni bliźniaczek, śpiących, jak widać, niespokojnie.- Zrobię to - szeptał sam do siebie.Położył listę na łóżku Tommy'ego i wstał.Ostatnie godziny przed porankiem zawsze są najtrudniejsze.Pamiętał te chwile, kiedy kołysał syna w ciemnościach poprzedzających brzask, tulił go w uścisku, gdy chłopiec popychany i szarpany przez zamęt wewnętrzny uniósł się gdzieś, w jakieś niedosiężne miejsce.Czasami była to niemal walka fizyczna - powstrzymywanie napięcia, jakie ściskało kleszczami jego syna.Wzrok Duncana powędrował na blat biurka Tommy'ego.Wziął do ręki biało-brązową, nakrapianą skorupę żółwia i obracał ją bez końca, gładząc suchą, szorstką pokrywę.Skąd on to wziął, zastanawiał się.Co ona dla niego oznacza? Odłożył skorupę i podniósł odłamek skały przecięty na połowę, ukazujący fioletowo-białe wnętrze.A jaki sekret kryje się w tym? Dwa tuziny żołnierzyków ustawionych w szeregach naprzeciw siebie - rycerze pomiędzy figurkami z czasów Wojny Domowej i komandosami - przemieszanych w jakiejś historycznie niedorzecznej konfrontacji.A ty, po której stronie jesteś, Tommy?Duncan czuł się znużony i wyczerpany - nagle to wrażenie ustąpiło, jak fala biegnąca przez piasek.Wyciągnął dłonie przed siebie i zapytał.Kim ty właściwe jesteś?Bankierem.Nie, nieprawda.Ależ tak.Jestem biznesmenem, ojcem i mężem.Kim jeszcze?To wszystko.Kim?Nikim więcej!Kłamcą.Istotnie.Kłamię sam przed sobą.Spojrzał na kartkę papieru leżącą na łóżku.Zawierała każdy szczegół przestępstwa, jakie planował.A więc jestem także przestępcą.Jestem nim od pamiętnego dnia w Lodi.Przestępca zawsze tkwił we mnie czekając na odpowiedni moment, żeby wydostać się na świat.Duncan przecząco pokręcił głową.Oni ukradli moje dziecko.I ja muszę je odzyskać.Dlaczegóż miałbym pozwolić, żeby coś stanęło mi na przeszkodzie?Pomyślał o swojej matce, o Megan, wreszcie o Olivii.Trzy kobiety w moim życiu.Matka była taka bezosobowa i daleka, taka uporządkowana, niemal staropanieńska, bez śladu entuzjazmu.Megan natomiast cała wibrowała wypełniona barwą, sztuką i spontanicznością.Była wszystkim, czego nie było w mojej matce.A Olivia, kim była ona? Niebezpieczeństwem, buntem, furią.Duncan przypomniał sobie, że kiedy ją pierwszy raz zobaczył - było to w miasteczku uniwersyteckim, podczas demonstracji przeciwko werbunkowi prowadzonemu tam przez CIA - szła na czele falangi studentów maszerujących ulicą, skandujących polityczne hasła, wymachujących transparentami, a potem biorących szturmem hali budynku administracyjnego, wprawiających w popłoch sekretarki, urzędników i personel uniwersytecki wykrzykiwanymi przekleństwami.Fiolki owczej krwi rozpryskiwały się na biurkach.Papiery fruwały pod wpływem gwałtownych przeciągów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]