Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Neverwinter Nights 2 Poradnik Gry OnLine
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Owszem, zgłasza swoje zainteresowanie nauką, ale w rzeczywisto-ści chodzi mu jedynie o to, by poznać kilka robiących wrażenie fachowych zwrotówi, liznąwszy też trochę wiedzy o zaklęciach, zostać konsultantem. Kedrigern pokrę-cił głową ze smutkiem. Najprzykrzejsze jest to, że choć nie umie prawidłowo rzucićzaklęcia, wcale nie pali się do nauki.Wyobraża sobie, że zgarniając spore wynagrodze-nie, będzie sobie mógł pozwolić na podnajęcie starego czarnoksiężnika na emeryturze,który go w tym wyręczy. Zobaczysz, że zmieni się, gdy tylko zdobędzie trochę doświadczenia zaopono-wał Traffeo żarliwie. Wątpię.A jeśli nawet, pozostają jeszcze alchemicy.To dopiero banda bezwstyd-nych naciągaczy, co jeden to lepszy.Przyciągają tłumy omamionych klientów, a młodzi,zdolni, lgną do nich, przywabieni tajemniczo brzmiącym żargonem i ekstrawaganckimitytułami, którymi obsypują się nawzajem. W Othionie nie ma alchemików. Macie szczęście.To wyjątkowi ponuracy.Jeśli przejmą wyłączność na sztukę ma-giczną, zaklęcia i prawdziwa magia pójdą w zapomnienie.Zastąpią czary proszkami,tajemniczymi pigułkami i tabletkami ukradkiem rozpuszczanymi w winie.Przerobiąmagię w bezduszny sklepik, w którym za pieniądze kupisz gotowe środki dobre nawszystko.83 Zbyt straszne, by o tym myśleć zdławionym głosem wykrztusił Traffeo. Jedyna nadzieja w tym, że pewnego dnia i ich ktoś wyprze, tak jak oni nas. Słaba to pociecha. To prawda.Westchnąwszy głęboko, pogrążyli się w ponurym milczeniu, tępo patrząc przed sie-bie.Po pewnym czasie wstali, przygotowując się do drogi.Ledwo Traffeo dosiadł konia,a Kedrigern nie zdążył nawet wsunąć nogi w strzemię, kiedy tuż za drzewami rozległsię straszliwy harmider.Potworny ów hałas przypominający na pół ludzki, na pół zwie-rzęcy ryk pomieszany z piekielnym, metalicznym zgrzytem urozmaiconym całą gamąpisków, skrzeków, skrzypień, zawodzeń, warkotu i żałosnego wycia wstrząsnął okolicą.Wierzchowiec Kedrigerna odskoczył w popłochu, a przerażony koń Traffea sta-nął dęba, rżąc dziko.Kiedy Kedrigern ruszył za swoim rumakiem, drzewa przy drodzerozsunęły się, odsłaniając ukryte za nimi całe i zdrowe, wygnane licho! Z bliska wyda-wało się jeszcze większe i bardziej przerażające niż widziane przez Szczelinę PrawdziwejWizji.Wlepiło wszystkie pięcioro oczu w czarnoksiężnika, toczyło z paszczy obrzydliwyśluz i wystawiło ostre szpony, gotując się do skoku.Zlepe pasożyty zwieszające mu sięwokół szyi kłapały wściekle szczękami. Myślałem, że pozbyłeś się tego paskudztwa zdziwił się Kedrigern, cofającz obrzydzeniem. Usunąłem je! Dokąd? Donikąd.Po prostu wygnałem je stąd wyjaśnił Traffeo, zmagając się z wierzga-jącym koniem. Traffeo, jeśli chcesz na dobre pozbyć się licha, musisz je wygnać w konkretne miej-sce.W przeciwnym razie gotowe jest niespodziewanie wrócić, tak jak teraz napo-mniał go zirytowany Kedrigern, nie spuszczając wzroku z paskudnej bestii. No tak, rzeczywiście.Teraz sobie przypominam.Tak mi przykro, Kedrigernie.Wszystko przez to, że zupełnie wyszedłem z wprawy.Licho zwróciło wzrok na Traffea.Zasyczało przeciągle, przygięło się do ziemi, gotującdo skoku.Korzystając z nieuwagi potwora, Kedrigern uniósł ręce, by zaklęciem prze-nieść go gdzieś daleko stąd.Zanim jednak zdążył wymówić pierwszą sylabę, pokracznelicho znienacka rzuciło się w bok na niego, a nie na Traffea.Czarnoksiężnik, uskoczyw-szy w ostatniej chwili, potoczył się w las, cudem wyślizgując się z zasięgu pazurów.Kiedy gramolił się na nogi, licho nagle rozpłynęło się bez śladu.Zniknęło tak błyska-wicznie, że powietrze aż mlasnęło głośno, gwałtownie wypełniając powstałą próżnię. Udało się z ulgą westchnął Traffeo.Mówił spokojnie, choć lica miał przybladłei wyglądał na wstrząśniętego. Brawo! Wygnanie?84 Tak.Tym razem uczyniłem to zgodnie z wszelkimi arkanami sztuki.Odesłałem jedo tego, kto był tak uprzejmy i zesłał nam je tutaj wyjaśnił królewski czarnoksiężnikz triumfalnym uśmiechem. Znakomity pomysł.Ktokolwiek zesłał to licho na ziemię, zasługuje na małą rewi-zytę potworka.Jak się czujesz? Wycieńczony, ale zadowolony.To był niezły trening.Pomimo iż przygoda ta wytrąciła ich z równowagi, woleli oddalić się jak najspiesz-niej, nie tracąc czasu na odpoczynek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]