Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Collins Suzanne Igrzyska Âśmierci 01 Igrzyska Âśmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jej własnym domuteż jej jeszcze nie ma.Za to złapał przez radio-taxi tego Aukasza Darko i wie, na którympostoju akurat się znajduje.Więc co ma robić? Dopaść Aukasza Darko zadecydował Bieżan. A potem wrócić pod domMichaliny i sprawdzić, czy jest.My tu sobie jeszcze poczekamy.Przez ten czas dzwig razem z młodzieńcem odjechał.Bieżan cofnął się i po chwi-li wahania zadzwonił do drzwi na parterze.Otworzyła je błyskawicznie młoda osoba,ciemnowłosa i bardzo rozczochrana, z palcem na ustach. Cicho! syknęła w progu.Bieżan nic jeszcze nie zdążył powiedzieć, ale na taki rozkaz odezwał się szeptem. Przepraszam bardzo, podinspektor Bieżan, komenda główna.Czy pani zna swo-ją sąsiadkę z piętra, Izę Brant? Cicho! Znam.A co.?Nawet i bez wyraznego podobieństwa twarzy Bieżan odgadłby po tej odpowiedzisiostrę młodzieńca z dzwigiem.Zaczął szeptać jeszcze ciszej. Nie możemy jej jakoś zastać w domu.Czy pani mogłaby mnie poinformować. Cicho! rozkazała siostra młodzieńca.Z palcem na ustach wyszła z mieszka-nia i delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Do środka panów nie wpuszczę za skarbyświata, bo moje dzieci śpią.Jak się, nie daj Boże, obudzą, włączą taką syrenę, że niech sięschowa straż pożarna i okręt we mgle.Słucham pana, o co chodzi? Tylko cicho! O panią Izę Brant.Gdzie by ją można znalezć? A bo ja wiem? Gdzieś się pałęta. Może pracuje? Ma jakieś miejsce pracy? Ona różnie pracuje i w rozmaitych miejscach, w domu też. Nie wyjechała na urlop? Skąd, przeciwnie.Jakaś rodzina do niej przyjechała, tak mi się zdaje, bo przez temoje dzieci ja nie mam czasu nawet się po ludziach rozejrzeć.Więcej by panu mój bratpowiedział, o, dopiero co odjechał, znów jakiś dzwig sprawdza.On ją lubi, ale niech pansobie nic nie wyobraża, bo na upartego mógłby być jej synem. Ona sama mieszka? Skąd, z dziećmi.Dwoje.Teraz są chyba na wakacjach. A czym ona się w ogóle zajmuje? To wiem.Przypadkiem.Korekty robi, różnych tekstów, książki, gazety, co popad-nie.Zaraz mój mąż wróci, obiad muszę wykończyć, specjalnie robię taki, żeby mu nicw zębach nie chrupało, żeby się dzieci nie obudziły.59Bieżan na wszelki wypadek zainteresował się życzliwie tymi dziećmi.Dowiedział się,że są to bliznięta, chłopiec i dziewczynka, mniej więcej półtoraroczne, bardzo żywe.Codo Izy Brant, to mieszka tu równie długo jak inni, bo dom jest nowy i wszyscy wpro-wadzili się prawie dwa lata temu.Ona sama zaś, matka blizniąt, wprowadziła się niecopózniej, jak miała już te dzieci, i w ogóle nie wie, co tu się dookoła dzieje, nawet niektó-rych sąsiadów z twarzy nie rozpoznaje.Brak jej czasu.Uznawszy, że niczego więcej się nie dowie, Bieżan oddalił się na palcach, a sierżantZabój poszedł za jego przykładem.Robert Górski zadzwonił i zaoszczędził zwierzchnikowi chwil wahania, informu-jąc, że Michalina Kołek właśnie wróciła.Widzi ją, przeszła przez skwerek i otwiera so-bie drzwi zewnętrzne jednego z tych domów w Dolince Służewieckiej, do których niema żadnego dojazdu.Do dziś nie wiadomo, jak by tam, w razie czego, dojechała strażpożarna, musiałby chyba iść przed nią czołg, rozwalający murki, słupki i rozmaite inneprzeszkody.Aukasza Darko natomiast jeszcze nie znalazł. Stój tam i pilnuj, żeby nie wyszła zarządził Bieżan. A ty tu zostań zwróciłsię do sierżanta. I też pilnuj, ale nic nie rób.Sam chcę tę babę złapać.Wsiadł pośpiesznie do służbowego samochodu i pojechał do Michaliny, pod jej do-mem zgarniając Górskiego.Otworzyła im od razu, wrogo milcząca, przyodziana w czarne szaty.Zdążyła sięprzebrać i wyglądało na to, że zamierza wyjść. Pani się wybiera na cmentarz? spytał sucho Bieżan, zainspirowany czernią. A nie wolno? odparła Michalina buntowniczo. Wolno, nie ma zakazu.Ale przecież pogrzebu jeszcze nie było? No to co? Tam grób rodzinny jest, na Powązkach, dziadkowie przed wojną wyku-pili.Trzeba zobaczyć, jak on wygląda, może co naprawić albo co.To kto ma dojrzeć, jaknie ja? Już niech ja mu dosłużę do końca.Bieżan nie zamierzał jej w tym przeszkadzać. Rozumiem, że spisu jeszcze pani nie zdążyła zrobić, ale list poproszę.Po całych pięciu sekundach wahania Michalina podeszła do bielizniarki i spod prze-ścieradeł, poszewek i chustek do nosa wydobyła białą, zaklejoną kopertę.Trzymała jąw dwóch palcach, jak coś obrzydliwego.W milczeniu podała Bieżanowi.Bieżan w pierwszej chwili chciał ją rozerwać i poznać treść korespondencji, ale do-strzegł spojrzenie Michaliny.Roziskrzone, chciwe, nienawistnie zachłanne.Nie, nie przytej babie, wolał sobie poczytać na spokojnie.Sprawdził tylko datę na stemplu poczto-wym, list sprzed czterech lat.Prawie razem opuścili dom, Bieżan z Górskim wyszli pierwsi, Michalina zaraz zanimi.Widzieli ją, jak skierowała się do postoju taksówek.Wsiedli do swojego wozui Bieżan dał ujście niecierpliwości, otworzył list.Wyjął jedną samotną kartkę i przeczy-tał widniejący na niej tekst.60Bez słowa wręczył kartkę Górskiemu, a potem obaj popatrzyli na siebie.* * *Babcia tym razem życzyła sobie oglądać okolice Warszawy, które od przedwojennychczasów bez wątpienia się trochę zmieniły, zrobiłam zatem jakieś potworne koło przezAomianki, Palmiry, Milanówek, Piaseczno, Górę Kalwarię i Otwock.Wczesny obiad je-dliśmy w niewielkiej knajpce w Brwinowie i znów nie miałam żadnych szans na doko-nanie zakupów.Ku powszechnemu zdumieniu ciotka Iza z wujkiem Filipem wrócili niezwykle wcze-śnie, prawie zdążyli na kolację, którą stanowiły zapasy z mojego zamrażalnika.Plackikartoflane ze śmietaną, gołąbki i pierogi z mięsem.Dwudziestu minut potrzebowałam,żeby to wszystko postawić na stole, mikrofalowa kuchenka zdała egzamin.Wuj Filip wydawał się jakiś zakłopotany, ciotka Iza natomiast promieniowała tajem-niczym ożywieniem.Usiedli do resztek posiłku bardzo chętnie. Twój paz służy ci wiernie, ale technika mu w tym przeszkadza powiadomiłamnie ciotka z jadowitą życzliwością. Jaki paz? spytałam, nieco w pierwszej chwili zaskoczona. Ten pośrednik telefoniczny.Dzwonił do mnie, żeby mnie ostrzec przed waszą po-licją.Rozumiem, że zamierzał zadzwonić do ciebie.Chyba mu się to nie udało.Rzeczywiście mu się nie udało, przez cały dzień Rysio ani razu się do mnie nie do-dzwonił, może dlatego, że telefon przez roztargnienie zostawiłam w domu.Ale już miprzecież mówił, że policja o mnie pytała, więc po cóż udziela mi tej informacji po razdrugi? I w ogóle czego policja może ode mnie chcieć? Podobno byłaś świadkiem jakiegoś potężnego przestępstwa? ciągnęła ciotkaIza nadal tym samym tonem życzliwie-jadowitym. Może zbrodni? A może sama po-pełniłaś coś karalnego? To bardzo ekscytujące, przypomnij sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]