Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Gray Martin Wszystkim, ktorych kochalem
- Simmons Dan Hyperion
- Gulland Sandra Józefina i Napoleon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wargi rozciągnięte w uśmiechu sprawiały wrażenie, że olbrzym płacze z wielkiej radości.Na pewno była to ludzka głowa: wyłupiaste oczy, perkaty nos, roześmiane usta, dawniej niczym nie wypełnione; dolna warga, spłaszczona od góry i mocno wywinięta przypominała solidny blat, a wprawione później zardzewiałe metalowe płyty były jak popsute zęby.Głowa wydawała się zbyt okrągła i sprawiała dziwne wrażenie.Od pierwszej chwili czułem, że ją wcześniej widziałem, ale do dziś nie mogę sobie przypomnieć, gdzie i kiedy.Z tyłu znalazłem drzwi, całkiem przerdzewiałe i cienkie jak papier; bez trudu włamałem się do środka, gdzie było ciasno i ciemno, a na dodatek cuchnęło stęchlizną, jak w pomieszczeniu nie wietrzonym od lat; pojawili się i lokatorzy — drobne zwierzęta, które dostały się do wnętrza, ale umknęły, ledwie Brom i ja objęliśmy wielki łeb w posiadanie.Gdy drzwi zostały szeroko otwarte, było dość światła, by się nieco rozejrzeć.Pomieszczenie wyglądało jak kuchnia — miniatura pomieszczenia z Domu Dwudziestu Ośmiu Zapachów.Po co ją zbudowano, na pustkowiu, gdzie była tylko Droga? Może aniołowie chcieli udowodnić, że potrafią wznieść taki budynek wszędzie, gdzie zechcą.Na wysokości nosa strop dzielił wnętrze głowy na dwa poziomy.Dostrzegłem w nim otwór; ułożyłem stabilną piramidę i wspiąłem się po niej na piętro.Było tam jeszcze ciemniej, ale w mroku niewyraźnie majaczyła krzywizna olbrzymiej czaszki, w której buszowałem, i podwójne wklęśnięcie gałek ocznych.Na podłodze zasłanej śmieciami i ptasimi gniazdami wymacałem metalowy pręt i wybiłem nim duże otwory w źrenicach olbrzyma.Od razu zrobiło się jasno.Dwa dni trwało wynoszenie rupieci; w podłodze i czaszce nie było dziur.Zbudowałem schody, po których Brom i ja bez trudu wchodziliśmy na piętro, zrobiłem nowe drzwi, a także okiennice, którymi zasłaniałem na noc otwory w gałkach ocznych.Mam smykałkę do takich rzemiosł uprawianych dawno temu; wiedziałem, że dla Fido trzeba nasuszyć trawy na zimę; rzecz jasna, paszy mi potem zabrakło.Dziwiłem się, że krowa wciąż daje mleko, choć pora karmienia młodych dawno minęła.Na dole, w kotłach z anielskiego srebra paliłem ogień; była tam nawet rura wyprowadzona na zewnątrz, żeby nie dymiło; oba pomieszczenia szybko się ogrzały.Z gałęzi, igieł i liści umościłem legowisko przykryte czarnosrebrzystą tkaniną.Powiesiłem kapelusz na gwoździu i spokojnie czekałem, aż przyjdzie zima.Gdybyś stanął na skraju lasu i spojrzał w głąb, między bezlistnymi, wilgotnymi od mżawki konarami (padało codziennie) zobaczyłbyś głowę białą jak kość, obmywaną deszczem, z idiotycznym uśmiechem na twarzy i zębami poplamionymi rdzą.Z góry, przez lewą źrenicę olbrzyma spojrzałby na ciebie Brom; właściwie nie tyle na ciebie, co w bok, ponieważ kot nie przyglądał się ani ludziom, ani przedmiotom.W prawym oku ujrzałbyś mnie, jak spoglądam na zewnątrz.Miałem dużo czasu, by rozmyślać o przeznaczeniu mojej głowy.Podczas samotnej zimy miałem rozmaite dziwne pomysły.Pewnego dnia ze strachu zrobiło mi się ciemno przed oczyma, gdy pomyślałem, że mój dom nie jest wcale anielskim wytworem, tylko aniołem we własnej osobie, po szyję zagrzebanym w kamieniu na tym pustkowiu; trup śmieje się i płacze, w ustach ma kuchnię, a mnie pod czaszką.Byłem tak przerażony, że omal nie uciekłem.Pokonałem lęk.Musiałem.Nie było dokąd iść.Tamtej zimy zostałem szabrownikiem.Każdy nim jest po trosze.Ci z Rejestru mają w skarbcu mnóstwo anielskich wytworów; kufry Małego Domostwa są nimi wypełnione po brzegi.Blask także był szabrownikiem, ale szukał wiedzy.Są ludzie żyjący z szabru, na przykład Teeplee.Pewnego dnia przyszło mi do głowy, że warto poszukać szkła lub dobrego plastiku i wymienić zrobione własnoręcznie drewniane okiennice.W drodze do głowy minąłem zrujnowane gmachy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]