Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Grisham John Lawa przysieglych (3)
- John Fowles Mag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry nawet wrócił do domu, po dniu, który nazwał "czasem na samotność".Najwyraźniej od czasu do czasu takie znikanie pomagało mu radzić sobie z falami ostrego picia.Ted Greenberg z Chicago wysłał przez kuriera taśmę z przesłuchania Sinclaira do biura George'a Sparksa w Little Rock.Irene słuchała kopii w samochodzie w drodze na kolację.Zabawnie było słuchać, jak Ted stara się podejść starego lisa.- A zatem jak pan wyjaśni telefon od Travisa Donovana?- Przypuszczam, że chciał ze mną porozmawiać.- Doprawdy?- A może pan mi to powie.- Niech pan posłucha, Sinclair, współpraca leży w pana najlepiej pojętym interesie.- Może mnie pan uważać za wzór współpracy.- Świetnie.Czy rozmawiał pan z Travisem Donovanem?- Obawiam się, że połączenie zostało przerwane.- A więc nie rozmawiał pan z nim.- Skoro połączenie zostało przerwane, to jak mogłem rozmawiać?- Proszę o odpowiedź na pytanie.Tak czy nie? - z głosu Greenberga przebijała wyraźna irytacja.- Czy rozmawiał pan, czy też nie rozmawiał przez telefon z Travisem Donovanem?- To byłoby bardzo trudne bez połączenia, nie sądzi pan? - równie oczywiste było rozbawienie Sinclaira.I tak ciągnęło się to przez czterdzieści pięć minut.Harry ani się nie obarczał winą, ani nie kłamał.Irene przyszło nagle do głowy, że ze starego byłby doskonały polityk.Prawdopodobnie przesłuchanie ciągnęłoby się w nieskończoność, gdyby nie zjawił się adwokat Sinclaira i nie położył kresu bezowocnej rozmowie.Zdążył już złożyć apelację w sprawie wycofania nakazu rewizji i likwidację podsłuchu z uwagi na brak dowodów.Co u diabła? - zapytała samą siebie.- Ślepa uliczka.Rozebrała się szybko, niedbale zrzucając buty ze stóp i strząsając garsonkę.Znieruchomiała przez chwilę, dostrzegłszy plamkę po spaghetti na bluzce, i pomyślała, że trzeba odesłać ją jutro rano do pralni, zanim plama wgryzie się na dobre w tkaninę.Następnie przyszła kolej na broń - czarny, półautomatyczny rewolwer Smith-Wesson kaliber 40 odpięła od paska spódnicy i rzuciła z łomotem na nocną szafkę.Po niecałej minucie stała naga, gotowa do zanurzenia w wodzie.W drodze powrotnej z sypialni stanęła na chwilę, aby przejrzeć się w lustrzanych drzwiach szafy, najpierw z przodu, następnie z profilu.- Całkiem nieźle jak na czterdzieści dwa lata - powiedziała na głos.Następnie, aby przypomnieć sobie, jak wyglądała w wieku dwudziestu dwóch lat, wciągnęła brzuch tak mocno, że nie mogła oddychać.- Super jest się starzeć - mruknęła i uświadomiła sobie, że coraz częściej używa słownictwa swoich dzieci.Muszę do nich zadzwonić - pomyślała.- Jutro z samego rana.Minęły już dwa dni.A dwa dni z ich ojcem to więcej, niż można od kogokolwiek wymagać.Zanim umyła zęby, poziom wody w wannie sięgnął niebezpiecznej granicy.Ostrożnie, żeby się nie przelało, zanurzyła się w parującą kąpiel.Och, jak cudownie! Nawet lepiej, niż się spodziewała.W ogromnej wannie woda zakrywała jej piersi i muskała lekko podbródek.Napięcie i troski odpłynęły, kiedy oparła głowę na krawędzi i zamknęła oczy.Jak w niebie.Gdyby tylko pomyślała wcześniej, by wyłączyć światło, mogłaby tu z powodzeniem zasnąć.Z półdrzemki wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi łazienki.- Nie krzycz - ostrzegł Jake, celując w Irene z rewolweru.- Nie odzywaj się.Jeżeli zaczniesz wzywać pomocy, zabiję cię.Nie poruszyła się.Jednym ruchem było drżenie, choć woda była niemal wrząca.- Wierzysz, że to zrobię? - zapytał.Twarz uciekiniera nie zdradzała żadnych emocji, ale oczy patrzyły ciepło.Ten kontrast przeraził ją.Skinęła głową.Tak, wierzyła mu.Pokiwał głową wraz z nią.- To dobrze.- Zdjął ręcznik z metalowego wieszaka obok umywalki.- Proszę - wyciągnął rękę.- Okryj się.Sięgnęła po ręcznik zbyt szybko i trochę wody przelało się poza porcelanową krawędź wanny na czarno-białą posadzkę.Owinęła się ręcznikiem i wzdrygnęła uświadomiwszy sobie, że ma przed sobą lufę własnej broni.Upokarzający koniec upokarzającego dnia.- Czego chcesz? - zapytała, zdumiona siłą własnego głosu.- Jak się czuje mój syn?Spojrzała na niego.Jej strach przeobraził się w gniew.- Co ty sobie wyobrażasz? Kim ty jesteś, żeby wdzierać się do mojego pokoju.- Wiesz, kim jestem – przerwał jej.- I jeśli naprawdę wierzysz w te brednie, które o mnie wypisują, to powinnaś teraz srać ze strachu.A jeśli im nie wierzysz, to chyba zdajesz sobie sprawę, jak wściekły i niepoczytalny mam prawo być.- Przesunął się nieco i oparł broń na kolanie.- Tak czy owak, zdaje się, że powinnaś dobrze się zastanowić, zanim zaczniesz mnie wkurzać.Nie odrywała od niego wzroku.Teraz w jego oczach czaił się strach, a gdy dodała do niego całą gamę uczuć, jakie wcześniej zauważyła, nie wiedziała już zupełnie, co myśleć o niepoczytalności, o której wspomniał.Może rzeczywiście lepiej zachować ostrożność.Wziął głęboki, drżący oddech i spróbował od nowa.- Nie pytam cię o tajemnice państwowe, Rivers.Jestem ojcem chorego dziecka.A teraz proszę, odpowiedz mi na pytanie.Co z nim?Odwróciła wzrok i to powiedziało mu więcej niż słowa.Ramiona mu zwisły.- Mówią, że będzie żył - powiedziała łagodniej niż dotąd.- Ale jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić, jak duże jest uszkodzenie płuc.No, tak.Jake zamknął na moment oczy.Ale przynajmniej żyje - powiedział sobie w duchu.Musiał myśleć pozytywnie.Odgłos chlupnięcia sprawił, że natychmiast otworzył oczy.Irene zamarła w połowie skoku.Gdyby się nie poślizgnęła, może by jej się udało.- Nie! - wrzasnął głośniej, niż nakazywały względy bezpieczeństwa o tej porze nocy.O mały włos by ją zabił i zdawało się, że jest tego świadoma, ponieważ wpatrywała się jak zahipnotyzowana w lufę rewolweru.- Siadaj! - rozkazał ostro.- Cholera, Rivers, nie rób mi tego!Usiadła i patrzyła, jak Jake walczy ze swymi uczuciami.Niewątpliwie pociągnąłby za spust i wyglądało na to, że ta możliwość przeraziła go w równym stopniu, co ją.Minęła dobra minuta, zanim się odezwał.- Widziałaś go? To znaczy, Travisa? Skinęła głową.- Tak, widziałam.Jest pod dobrą opieką.Leży na pediatrii, podłączony do respiratora, ale nie wygląda, żeby go coś bolało.Przez moment rozważał jej słowa, po czym pokiwał głową.- To dobrze - powiedział jakby do siebie.- Dobrze, że jest pod opieką.Wszystko da się załatwić, o ile tylko będzie żył.- Kolejna długa chwila ciszy.- Masz dzieci, Rivers?Pytanie sprawiło, że poczuła się nieswojo, ale chyba jednak nie było w nim groźby.- Uhm - mruknęła.- Dwie córki.Pokiwał znowu głową, chociaż nie była pewna, czy usłyszał jej odpowiedź.- Dzieci to coś wspaniałego, prawda? Nic tak nie ucieszy ani nie zasmuci, jak dziecko.- Znów wyglądało na to, że odpłynął w głąb własnego umysłu.- Po co tu przyszedłeś, Donovan? - zapytała, przywracając go rzeczywistości.- Bez urazy, ale jak na inteligentnego faceta, nie postąpiłeś zbyt mądrze, przychodząc właśnie tutaj.Podniósł wzrok i roześmiał się.- Już to słyszałem.Cóż, przyznaję, że ten pomysł wydawał mi się znacznie lepszy na początku niż teraz.Ale prędzej czy później musiałem komuś zaufać.Wybór padł na ciebie.- Jak się tu dostałeś?Skłoń go, żeby mówił o sobie - pomyślała, przypominając sobie szkolenie na temat negocjacji z porywaczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]