Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Lem Stanislaw Niezwyciezony.WHITE
- Flagg Fennie Smazone zielone pomidory
- 61 Pan Samochodzik i Zamek Czocha
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza tamaryszków dobiegły słowa cichowymówionej komendy.Znam zaledwie parę słów po niemiecku.Ale głos zabrzmiał jak najbardziej germańsko.Z obu stron ście\ki zbli\ały się kroki.Otoczyli mnie mę\czyzni ubrani w niemieckie mundury.Było ichsiedmiu.- Co to znaczy do jasnej cholery?Ukląkłem, usiłując oczyścić dłonie.Palce jednej ręki pokryte były krwią.Z tyłu podeszło do mnie dwóchmę\czyzn i chwyciwszy pod pachy siłą podniosło.Na środku ście\ki stał inny mę\czyzna.Musiał to być dowódca.Nie miał karabinu jak inni, jedynie rewolwer.Przyjrzałem się karabinowi \ołnierza z lewej strony.Robił wra\enieautentycznego; to nie był rekwizyt teatralny.I nie był to karabin grecki, lecz niemiecki.Mę\czyzna z rewolwerem, pewnie podoficer, znów powiedział coś po niemiecku.Dwóch mę\czyznschyliło się z obu stron ście\ki i odczepiło zaplątany wokół pni tamaryszków drut.Mę\czyzna z rewolweremwyjął gwizdek i zagwizdał.Spojrzałem na przytrzymujących mnie \ołnierzy.- Czy panowie mówią po angielsku? Sprechen Sie Englisch?Szarpnęli mnie za ręce, nakazując milczenie.Podoficer stał na ście\ce tyłem do mnie, za nim ustawiło siępozostałych czterech mę\czyzn.Dwóch z nich wkrótce usiadło.Któryś z nich spytał o coś, chyba o pozwolenie zapalenia.Podoficer wyraził zgodę.Zapalili, w blasku zapałki na sekundę pojawiły się ich twarze, zaczęli cicho rozmawiać.Wyglądali naNiemców.Nie Greków, mówiących trochę po niemiecku, lecz prawdziwych Niemców.Zwróciłem się dopodoficera.- Mo\e by się pan przestał wygłupiać i powiedział mi, na co czekamy.- Mę\czyzna odwrócił się i podszedł do mnie.Miał pewnie ze czterdzieści pięć lat i obwisłe policzki.Zatrzymał się, kiedy jego twarz znajdowała się o jakieś dwie stopy od mojej.Nie wyglądał szczególnie brutalnie,wyglądał na to, czym był.Oczekiwałem, \e splunie mi w twarz, ale on tylko spytał:- Was sagen Sie?- Idz do diabła!Stał przyglądając mi się tak, jakby nic nie zrozumiał, ale po prostu chciał mi się przyjrzeć; potem bezsłowa się odwrócił.Zel\ał uścisk przytrzymujących mnie rąk \ołnierzy.Gdybym nie był tak pokiereszowany,spróbowałbym uciec.Ale nim jeszcze zdą\yłem to pomyśleć, usłyszałem zbli\ające się grzbietem kroki.Po parusekundach zobaczyłem na ście\ce tamtych sześciu widzianych uprzednio \ołnierzy.Szli gęsiego.Ale nim podeszlido nas, zatrzymali się przy grupce palaczy.Chłopak, który mnie przytrzymywał z prawej strony miał najwy\ej dwadzieścia lat.Zaczął cośpogwizdywać; choć przed chwilą powiedziałem, \e uwa\am to za wygłup, spektakl wydawał mi się dośćprzekonywający, teraz jednak przedobrzyli, chłopiec gwizdał słynną melodię: Lili Marlene.A mo\e miała to byćniemądra gra słów? Chłopak był pryszczaty, miał solidną szczękę i małe, świńskie, pozbawione rzęs oczka.Wybrano go pewnie ze względu na ten bezsprzecznie teutoński wygląd.Jego zachowanie zdradzało całkowitąobojętność, nie obchodziło go to, co robię ani kim jestem, wykonywał z precyzją automatu wydane mu rozkazy.Obliczyłem: trzynastu ludzi, z których przynajmniej połowa to, Niemcy.śeby sprowadzić ich z Niemiecdo Aten, a potem na wyspę, wyekwipować, przeszkolić, odesłać z powrotem do Niemiec, trzeba było wydać nagłowę co najmniej pięćset funtów.I po co? śeby przerazić jedną niewa\ną osobę czy zrobić na niej wra\enie?Opuściła mnie poprzednia, czysto fizyczna panika, poczułem, \e zmieniam nastawienie i ogarnia mnie podziw dlaorganizacji maskarady.Jeszcze raz zaczęła działać magia poczynań Conchisa.Byłem równocześnie przera\ony izafascynowany.Znów usłyszałem kroki.Pojawiło się jeszcze dwóch mę\czyzn.Jeden był szczupły i niski.Zamaszystym krokiem schodził ście\ką, za nim szedł drugi, wy\szy.Obaj mieli oficerskie spiczaste czapki.Czarne orły.śołnierze podnieśli się pospiesznie, ale oficer skinął ręką pozwalając im nadal odpoczywać.Podszedłprosto do mnie.Aktor ten specjalizował się niewątpliwie w rolach niemieckich pułkowników; surowa twarz,wąskie usta, brakowało mu tylko okularów w stalowej oprawie.- Hallo.Nie odpowiedział, spojrzał na mnie tak jak przedtem sier\ant, który obecnie stał za nim na baczność.Drugi oficer był wyraznie adiutantem, porucznikiem.Zauwa\yłem, \e lekko utyka, wyglądał trochę jak Włoch,bardzo ciemne brwi, okrągła smagła twarz, przystojny.- Gdzie jest re\yser? Pułkownik wyjął z wewnętrznej kieszeni papierośnicę i wziął papierosa. Porucznik podał mu ogień.Widziałem, jak za nimi przechodzi ście\ką jeden z \ołnierzy niosąc coś w papierze, jakieś jedzenie.Zaczęli jeść.- Został pan wspaniale obsadzony.Powiedział tylko jedno słowo, starannie miętosił je w ustach i wypluł jak ziarno winogrona.- Gut.Odwrócił się i powiedział coś po niemiecku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]