Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac
- cook robin toksyna (2)
- Quinn Julia Jak w niebie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj sprytnie zbywali milczeniem kłopotliwepytania, unikali odpowiedzi na inne, kiedy tylko było to możliwe, podkreślali jed-nak z naciskiem, że na tym się nie skończy lista zarzutów postawionych byłemuadwokatowi.Po zakończeniu konferencji prokuratorzy spotkali się prywatnie z mecena-sem Karlem Huskeyem, jednym z trzech sędziów sądu okręgowego, a zarazemdawnym bliskim przyjacielem Patricka.W okręgu Harrison przydzielano sędziomsprawy według kolejności ich napływania, ale każdy z nich doskonale wiedział,jak załatwić z pracownikami kancelarii, aby właśnie jemu przypadła w udziale ta,a nie inna sprawa.Huskey zaś bardzo pragnął przewodniczyć rozprawie wytoczo-nej Laniganowi.Szykując sobie w kuchni kanapkę z pomidorem, Lance dostrzegł jakieś po-ruszenie na tylnym podwórku, w zaroślach za basenem kąpielowym.Chwyciłstrzelbę, po cichu wykradł się z mieszkania, okrążył patio i zauważył fotorepor-tera czającego się za węgłem szopy z narzędziami, uzbrojonego w trzy wielkieaparaty zawieszone na szyi.Zaszedł go na palcach od tyłu i niepostrzeżenie za-jął pozycję dwa metry za plecami intruza.Wyciągnąwszy karabin daleko przedsiebie, wypalił w niebo tuż nad jego głową.Reporter padł twarzą na ziemię i narobił dzikiego wrzasku, natomiast Lancewymierzył mu solidnego kopniaka w jaja, po czym bezceremonialnie obrócił gona plecy i zajrzał w twarz.Po chwili zerwał mu z szyi aparaty fotograficzne, cisnął je do wody w base-nie i krzyknął na przerażoną Trudy, kryjącą się za barierką tarasu, żeby wezwałapolicję.Rozdział 9 Mam zamiar zdjąć warstwę poparzonego, martwego naskórka rzekł le-karz, delikatnie badając jakimś tępym narzędziem rozległą ranę na jego piersi.Powinien się pan zgodzić przynajmniej na niewielką dawkę środka przeciwbólo-wego. Nie, dziękuję odparł Lanigan.Siedział na łóżku, całkiem nagi, podczas gdy wokół niego krzątał się lekarz,dwie pielęgniarki i ten sam portorykański sanitariusz, Luis. Ale to z pewnością będzie bolało. Nie takie rzeczy już przeszedłem.Poza tym, gdzie chciałby pan wkłuć igłę? zapytał, pokazując przedramię gęsto pokryte czerwonymi i fioletowymi krwia-kami, pozostałościami intensywnej kuracji narkotykowej , jaką zaaplikował mubrazylijski doktorek.Zresztą niemal całe ciało miał pokryte siniakami i zadrapa-niami. Nie chcę więcej żadnych narkotyków. Rozumiem.Jak pan sobie życzy.Patrick usadowił się wygodniej i zacisnął dłonie na poręczach przy łóżku.Pie-lęgniarki przy pomocy Luisa unieruchomiły mu nogi w kolanach i lekarz przystą-pił do zdejmowania grubej warstwy żółtego, spękanego naskórka, pokrywającegooparzelinę trzeciego stopnia.Zręcznie operując skalpelem, podważył, a pózniejodciął wielki strup.Pacjent siedział z zamkniętymi oczyma i tylko krzywił się z bólu. Nadal nie chce pan nic na złagodzenie cierpienia? Nie syknął Patrick przez zęby.Skalpel znów poszedł w ruch, martwa skóra spadała płatami. Ta rana całkiem ładnie się goi.Nie jestem wcale pewien, czy trzeba będzierobić przeszczepy skóry. To dobrze mruknął Lanigan, zaciskając zęby.Cztery spośród dziewięciu dużych ran okazały się na tyle głębokie, by je za-liczyć do oparzelin trzeciego stopnia: dwie na piersiach, jedna na prawym udziei ostatnia na lewej łydce.Groznie wyglądały też otarcia od nylonowych linek nakostkach nóg, nadgarstkach oraz łokciach, nadal trzeba było je opatrywać.64Doktor zakończył działalność po upływie pół godziny i wyjaśnił, że pacjentwciąż powinien wiele odpoczywać, przy czym nie wolno mu wkładać ubrania aniczymkolwiek zakrywać ran.Posmarował oparzelinę jakimś przyjemnie chłodnymśrodkiem dezynfekcyjnym i po raz kolejny zaproponował leki przeciwbólowe.AlePatrick znowu stanowczo odmówił.Wreszcie wyszedł z pokoju wraz z pielęgniar-kami.Luis udawał, że poprawia pościel, w końcu zamknął drzwi i opuścił żalu-zje.Odchylił połę fartucha i z kieszeni spodni wyjął miniaturowy aparat kodakaz wbudowaną lampą błyskową. Stań tam rzekł Lanigan, wskazując miejsce w nogach łóżka. Naj-pierw zrób mi zdjęcie w pościeli tak, żeby było widać całą twarz.Luis uniósł aparat do oczu, obrócił się nieco, oddalił o krok, wreszcie nacisnąłspust migawki.Flesz błysnął oślepiająco. A teraz z tej strony polecił Patrick.Sanitariusz posłusznie zrobił zdjęcie pod innym kątem.Początkowo w ogólenie chciał słyszeć o udzieleniu więzniowi pomocy, zasłaniając się perspektywąsrogiej kary ze strony przełożonych.W trakcie pobytu na pograniczu brazylijsko--paragwajskim Patrick nie tylko biegle opanował portugalski, ale nauczył się teżtrochę hiszpańskiego.Rozumiał wszystko, co mówi Luis, chociaż sanitariuszowimusiał każdą rzecz tłumaczyć po kilka razy.Zadecydowała wizja sowitej zapłaty.Skuszony obietnicą dostania pięciusetdolarów amerykańskich, Luis zgodził się w końcu wystąpić w roli fotografa.Za-inwestował nawet swoje pieniądze w zakup trzech tanich, automatycznych apa-ratów, za pomocą których wykonał prawie sto fotografii.Miał zamówić odbitkiw punkcie usługowym, po czym ukryć je do czasu, aż będą potrzebne.Patrick nie miał przy sobie nawet jednego dolara, zdołał jednak przekonaćPortorykańczyka, że wbrew pozorom jest człowiekiem uczciwym i przyśle muobiecane pieniądze, kiedy tylko wróci do domu.Luis nie był wprawnym fotografem, nie umiał się też specjalnie obchodzićz aparatami, toteż Patrick musiał mu bez przerwy udzielać szczegółowych in-strukcji.Polecił zrobić dokładne zbliżenia rozległych oparzeń na piersiach i udzie,wielkich siniaków na nogach i rękach, jak również zdjęć całego obnażonego ciałapod różnymi kątami.Działali w pośpiechu, żeby nikt ich nie przyłapał.Mimo toskończyli dopiero tuż przed przerwą na lunch, kiedy z korytarza zaczął dolatywaćcoraz głośniejszy gwar zmieniających się na dyżurze pielęgniarek.Luis, jak zawsze, wyszedł ze szpitala podczas przerwy i oddał filmy do wy-wołania w pobliskim punkcie usługowym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]