Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Akunin Boris Pelagia i czerwony kogut
- Mika Waltari Egipcjanin Sinuhe
- Trylogia arturiańska 03 Bernard Cornwell Excalibur
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w tej chwili mąci mi się w głowie i stan ten nasili się, jeśli nie ujmiesz mej omdlewającej i drżącej dłoni i nie zaprowadzisz mnie do łóżka.- Wyrzucam raport.- Darby, niech to szlag! Proszę cię, błagam.Chwyciła go za szyję i przyciągnęła do siebie.Całowali się długo i namiętnie.Niemal brutalnie.ROZDZIAŁ 11Policjant przytknął kciuk do guzika domofonu i dzwonił przez dwadzieścia sekund.Potem zrobił krótką przerwę.I znów dwadzieścia sekund.Przerwa.Dwadzieścia sekund.Przerwa.Dwadzieścia sekund.Bawiło go to, bo wiedział, że Gray Grantham jest nocnym markiem i śpi zapewne dopiero od dwóch-trzech godzin, i klnie, słysząc wściekłe dzwonienie w korytarzu.Wcisnął guzik i rzucił okiem na wóz patrolowy, zaparkowany wbrew przepisom na krawężniku pod latarnią.Zaczynało świtać.Była niedziela, a na ulicy żywej duszy.Dwadzieścia sekund.Pauza.Dwadzieścia sekund.Może Grantham umarł? A może spił się do nieprzytomności gdzieś w mieście? Albo leży z czyjąś żoną w łóżku i nie ma zamiaru otwierać drzwi? Pauza.Dwadzieścia sekund.- Kto tam?! - zachrypiał głośnik domofonu.- Policja! - rzucił gliniarz.Był Murzynem i zaakcentował po w słowie policja, ot tak, dla zabawy.- Czego? - spytał Grantham.- Może mam nakaz.- parsknął policjant.- To ty, Cleve? - Głos Granthama złagodniał.- Zgadza się.- Którą masz godzinę, najdroższy?- Prawie wpół do szóstej.- To znaczy, że twój zegarek dobrze chodzi.Co jest grane?- Nie wiem.Sierżant nie tłumaczy mi się, sam wiesz.Kazał mi cię obudzić, bo chce pogadać.- Dlaczego zawsze przed świtem?- Poproszę o następny zestaw pytań.- Cóż.Rozumiem, że chce spotkać się ze mną natychmiast - powiedział Grantham po chwili.- Nie.Masz trzydzieści minut.Powiedział: “Niech przyjdzie o szóstej”.- Dokąd?- Do tej małej jadłodajni przy Czternastej, naprzeciw Trinidadu, to znaczy boiska.Półmrok i ciepła, bezpieczna atmosfera.Sierżant lubi tam chodzić.- Ciekawe, czy wynajduje te miejsca w przewodniku.- Jesteś reporterem, Grantham, i wolno ci zadawać najgłupsze pytania.Knajpa nazywa się “U Glendy” i lepiej zacznij się ubierać, jeśli chcesz zdążyć.- Będziesz tam?- Wpadnę na chwilę, żeby sprawdzić, czy nic wam nie jest.- Mówiłeś coś o ciepłej, bezpiecznej atmosferze.- Jak na tę część miasta, jest tam nad wyraz bezpiecznie.Znajdziesz drogę?- Tak.Zaraz się wygrzebię.- Miłego dnia, Grantham.Sierżant był stary, bardzo czarny i bardzo siwy.Gęste, poskręcane włosy wyrastały z jego czaszki we wszystkich kierunkach.Kiedy nie spał, nosił grube, ciemne okulary i większość jego współpracowników z zachodniego skrzydła Białego Domu uważała, że traci wzrok.Sierżant miał zawsze lekko przechyloną głowę i uśmiechał się jak Ray Charles.Czasami - gdy opróżniał kosze na śmieci i odkurzał meble - wpadał na przeszklone drzwi i obijał się o biurka.Chodził powoli i dostojnie, jakby odmierzał kroki.Był dobrym pracownikiem i zawsze się uśmiechał, zawsze miał dobre słowo dla tych, którzy go szanowali.Nie było ich zbyt wielu.Większość personelu administracyjnego traktowała go jak powietrze, a w najlepszym razie jak kolejnego starego czarnego posługacza - Wuja Toma z pierwszą grupą inwalidzką.Znał Biały Dom od podszewki.Zachodnie skrzydło sprzątał od trzydziestu lat.Sprzątał i słuchał.Sprzątał i obserwował.Zdarzało mu się milcząco uczestniczyć w rozmowach strasznie ważnych ludzi, którzy najczęściej byli zbyt zajęci, by zwracać uwagę na to, co mówią w obecności starego biednego sierżanta.Wiedział, których drzwi się nie zamyka, które ściany są cienkie i które przewody wentylacyjne przenoszą głos.Potrafił ukryć się w przeciągu sekundy, a potem znów pojawić w jakimś zakamarku, o którym strasznie ważni ludzie w ogóle nie mieli pojęcia.Większość z tego, co słyszał, zatrzymywał dla siebie.Niekiedy jednak trafiał na tak smaczny kąsek - dający się w dodatku powiązać z innymi - że uznawał za stosowne podzielić się nim z przyjaciółmi.Działał bardzo ostrożnie.Zostały mu tylko trzy lata do emerytury i wolał nie ryzykować jej utraty.Nikt nigdy nie podejrzewał sierżanta o przekazywanie poufnych informacji prasie.W każdej urzędującej w Białym Domu administracji było wystarczająco dużo gaduł, by szukać winnych pośród swoich.Sierżant uważał, że to przezabawne.Spotykał się z Granthamem z “Post”, a potem czekał niecierpliwie na artykuł, po którym w piwnicach Białego Domu rozlegały się jęki i spadały głowy.Był niezawodnym źródłem informacji, ale tylko dla Granthama.Spotkania organizował syn sierżanta, Cleve.Umawiali się najczęściej po zmroku, o najdziwniejszych godzinach, w nie rzucających się w oczy ponurych knajpkach.Sierżant jak zwykle w ciemnych okularach.Grantham podobnie, tyle że jeszcze dodatkowo skrywał twarz w cieniu kapelusza albo czapki.Cleve towarzyszył im zazwyczaj i obserwował tłum.Grantham zjawił się w knajpie “U Glendy” kilka minut po szóstej i przeszedł do wydzielonego kącika z tyłu sali.W jadłodajni siedziało trzech innych gości.Obok kasy stała Glenda we własnej osobie i smażyła jajka na grillu.Cleve siedział na stołku przy ladzie i gapił się na właścicielkę.Uścisnęli sobie ręce.Na Granthama czekała filiżanka kawy.- Przepraszam za spóźnienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]