Podobne
- Strona startowa
- Waltari Mika Egipcjanin Sinuhe
- Piers Anthony Sfery
- Brzezińska Anna Wykłady z psychologii rozwoju człowieka w pełnym cyklu życia
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Abigail Roux The Archer (pdf)(1)
- Rice Anne Opowiesc o zlodzieju cial (SCAN
- Minier Bernard Krąg
- Vina Jackson 01 Osiemdziesiąt Dni Żółtych
- Savage Felicity Pokora Garden (2)
- Thomas Harris Hannibal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz chcę mieć lek, który wyleczy mnie z mego szaleństwa.Chcę lekarstwa, które uspokoi me serce i uczyni je podobnym do kamienia.– Nie ma takiego leku – odparłem.– Wystarczy jeden uśmiech i jedno spojrzenie zielonych oczu, by wszystkie leki okazały się bezsilne.Wiem o tym sam.Lecz mędrcy mówią, że jednego złego ducha przepędza się drugim.Nie umiem powiedzieć, czy to prawda, ale przypuszczam, że ten drugi może być jeszcze gorszy od pierwszego.– Co masz na myśli? – zapytał rozgniewany.– Dość już mam słów, które mącą w głowie i zawiązują język na supeł.– Musisz znaleźć jakąś inną kobietę, która wygna tę pierwszą z twego serca – rzekłem.– Tylko to miałem na myśli.W Tebach pełno jest pięknych i powabnych kobiet, które malują twarze i odziewają się w najcieńsze lniane szaty.Może znajdzie się między nimi taka, która zechce się do ciebie uśmiechnąć.Jesteś przecież młody i silny, masz smukłe członki i złoty łańcuch na szyi.Nie rozumiem tylko, co dzieli cię od tej, której pożądasz.Nawet jeśli jest zamężna, nie ma muru tak wysokiego, by mógł stanąć na przeszkodzie miłości, a gdy kobieta pragnie mężczyzny, spryt jej przezwycięża wszystkie przeszkody.Świadczą o tym baśnie Dwóch Królestw.Mówią też, że wierność kobiety jest jak wiatr, który pozostaje zawsze taki sam, tylko zmienia kierunek.Mówią również, że cnota kobiety jest jak wosk, który topnieje w cieple.Hańba nie spada także na tego, kto zdradza, ale kto jest zdradzany.Tak było i tak zawsze będzie.– Nie jest zamężna – rzekł Horemheb z rozdrażnieniem.– I na próżno mówisz o wierności, cnocie i hańbie.Nawet mnie nie dostrzega, choć wciąż jestem w zasięgu jej spojrzenia.Nie bierze mnie za rękę, choć wyciągam dłoń, by pomóc jej wsiąść do lektyki.Może myśli, żem nieczysty, bo słońce spaliło mi skórę na czarno.– A więc to kobieta wysokiego rodu? – spytałem.– Bezcelowe jest mówić o niej – nastroszył się Horemheb.– Jest piękniejsza niż księżyc i gwiazdy i bardziej dla mnie nie dosięgła niż księżyc i gwiazdy.Doprawdy łatwiej by mi było wziąć księżyc w ramiona niż ją.Dlatego muszę o niej zapomnieć.Dlatego muszę opuścić Teby, bo inaczej umrę.– Chyba nie zapragnąłeś wielkiej królowej matki – zażartowałem, chcąc go rozśmieszyć.– Zdawało mi się, że jest za stara i za tłusta, żeby mogła przypaść do smaku młodemu człowiekowi.– Ona ma przecież swego kapłana – rzekł Horemheb pogardliwie.– Myślę, że żyli z sobą jeszcze za życia króla.– Lecz ja podniosłem na te słowa ręce ostrzegająco i rzekłem: – Doprawdy z wielu zatrutych źródeł piłeś już, odkąd przybyłeś do Teb.Horemheb powiedział:– Ta, której pożądam, maluje wargi i policzki na żółtoczerwono, a oczy jej są owalne i ciemne, nikt jeszcze nie dotknął jej członków pod królewską lnianą szatą.Imię jej jest Baketamon i w żyłach jej płynie krew faraonów.Tak więc teraz znasz w pełni moje szaleństwo, Sinuhe.lecz jeśli opowiesz to komuś albo przypomnisz mi o tym choćby jednym słowem, odnajdę cię i zabiję, gdziekolwiek będziesz, i obetnę ci głowę, a ciało twe powieszę na murach.Nawet imienia jej nie wolno ci wspomnieć tak, bym to usłyszał, gdyż doprawdy wtedy zabiję cię.Wielce się przeraziłem, gdyż to było straszne, że ktoś z pospólstwa odważył się podnieść wzrok na córkę faraona i pożądać jej w swym sercu.Toteż powiedziałem:– Żaden śmiertelnik nie może jej tknąć, a jeśli ktoś ją poślubi, to jej brat, następca tronu, który podniesie ją ku sobie i uczyni pierwszą królewską małżonką.Tak będzie, wyczytałem to w oczach księżniczki przy łożu śmierci króla, gdyż nie patrzyła na nikogo, tylko na swego brata.Bałem się jej, bo jest to kobieta, której członki nie ogrzeją nikogo, a w jej owalnych oczach mieszka pustka i śmierć.Dlatego też i ja ci mówię, ruszaj stąd, Horemhebie, mój przyjacielu, bo Teby nie są dla ciebie.Lecz Horemheb rzekł niecierpliwie:– Wszystko to wiem doskonale, lepiej od ciebie, i słowa twoje są w moich uszach jak brzęczenie much.Wróćmy więc raczej do tego, coś przed chwilą mówił o złych duchach, gdyż serce moje jest pijane, a gdy się napiję wina, chcę, by uśmiechała się do mnie kobieta, wszystko jedno jaka.Lecz szaty jej muszą być z królewskiego płótna i musi nosić perukę i malować usta i policzki na żółtoczerwono, i nie zapłonę do niej żądzą, jeśli oczy jej nie będą owalne jak łuk tęczy na niebie.Również i ja uśmiechnąłem się i powiedziałem:– Mówisz rozsądnie.Zastanówmy się więc pospołu, jak przyjaciele, jak najlepiej postąpić.Ile masz złota?Horemheb rzekł z przechwałką:– Nie dbałem o ważenie mego złota, bo złoto jest tylko błotem pod moimi stopami.Ale mam ten łańcuch na szyi i bransolety na ramionach.To chyba wystarczy?– Może nie będzie trzeba wcale złota – odparłem.– Może i mądrzej będzie, jeśli będziesz się tylko uśmiechał, gdyż kobiety, które odziewają się w królewskie płótno, są zagadkowe i uśmiech twój może którąś z nich rozpalić.Czyż nie ma żadnej takiej w pałacu? Po cóż bowiem masz trwonić złoto, którego możesz jeszcze potrzebować?– Szczam na mury pałacu! – rzekł z pogardą Horemheb.– Ale znam i inny sposób.Wśród moich kolegów, oficerów, jest niejaki Kefta, Kreteńczyk, którego skopałem, gdy mnie wyśmiewał, i który od tej pory zaczął mnie szanować.Zapraszał mnie dziś, żebym z nim poszedł na wytworne przyjęcie w domu położonym obok świątyni jakiejś bogini o głowie kota, której imienia nie pamiętam, gdyż nie zamierzałem tam pójść.– Mówisz o Bastet – powiedziałem.– Znam tę świątynię.Miejsce to nadaje się z pewnością do tego celu, bo lekkomyślne kobiety modlą się chętnie do kociogłowej i składają jej ofiary, aby zdobyć bogatych kochanków.– Ale nie pójdę tam, jeśli nie będziesz mi towarzyszył, Sinuhe – zaklął się Horemheb z wyraźnym zakłopotaniem.– Jestem z niskiego rodu i umiem co prawda kopać i wymachiwać biczem, ale nie wiem, jak trzeba zachowywać się w Tebach, a zwłaszcza jak zachowywać się wobec tebańskich dam.Ty zaś jesteś światowym człowiekiem, Sinuhe, urodzonym w Tebach.Dlatego musisz pójść ze mną.Podpiłem sobie wina i schlebiało mi jego zaufanie, więc nie chciałem się przyznać, że wiem o kobietach równie mało jak on.Wypiłem tyle wina, że posłałem Kaptaha, żeby postarał się dla nas o lektykę i umówił się o zapłatę z tragarzami, podczas gdy Horemheb pił dalej, by nabrać odwagi.Tragarze zanieśli nas do świątyni Bastet, a gdy zobaczyli, że przed domem, do którego mieliśmy wejść, płoną pochodnie i lampy, zaczęli głośno kłócić się o zapłatę, aż wreszcie Horemheb uderzył ich parę razy biczem, wtedy umilkli urażeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]