Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo (3)
- Trylogia Hana Solo.02.Zemsta Hana Solo
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Trylogia Lando Calrissiana.02.Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
- Edwards Eve Alchemia miłoci 03 Gra o miłoć. Kroniki rodu Lacey
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Balch James F Super antyoksydanty (3)
- AutoCad 2005 PL podrecznik uzytkownika
- Demostenes Mowy wybrane
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz w tamtym dniu, w którym nowy ogień rozgrzewał stare paleniska, tobyła tajemnica dalekiej przyszłości.Mieliśmy piękny dzień, pełen słońca ikwitnących pąków.Pamiętam, że kupiliśmy na targu gąsiątka, wyobrażając sobie, żenasze wnuczęta będą się radowały, widząc, jak rosną przy stawku za domem.Następnie udaliśmy się z Galahadem do amfiteatru, gdzie kolejny raz ćwiczyłemposługiwanie się tarczą bez pomocy dłoni.Byliśmy tam jedynymi wojownikami,większość bowiem nadal dochodziła do siebie po nocnym pijaństwie.- Gąsiątka to zły pomysł - powiedział Galahad, zadając cios tępym końcemwłóczni, od którego zatrzęsła się moja tarcza.- Czemu to?- Jak wyrosną, będą mieć paskudny charakter.- Bzdura - rzekłem.- Jak wyrosną, będzie z nich wyśmienita kolacja.Gwydr przerwał nam, wzywając przed oblicze swego ojca, a kiedypośpieszyliśmy do miasta, okazało się, iż Artur udał się do pałacu biskupa Emrysa.Biskup siedział, podczas gdy Artur, w koszuli i portkach, opierał się o wielki stół,zasłany szerokimi strużynami drewna, na których biskup sporządził listy włóczników,broni i łodzi.Artur podniósł ku nam wzrok i przez chwilkę nic nie mówił, leczpamiętam, iż jego siwobroda twarz była niezwykle ponura.Wreszcie rzekł jednosłowo:- Wojna.Galahad przeżegnał się, a ja, przywykły do dawnego zwyczaju, uściskałemrękojeść Hywelbane a.- Wojna? - spytałem.- Mordred maszeruje na nas - powiedział Artur.- Właśnie w tej chwili!Meurig dał mu pozwolenie na przejście przez Gwent.- Jak słyszymy, idzie w towarzystwie trzystu pięćdziesięciu włóczników -dodał Emrys.Do dziś dnia jestem przekonany, iż to namowy Sansuma skłoniły Meuriga dozdrady.Nie mam na to dowodu, a Mysi Król zawsze temu zaprzeczał, lecz ten plan zdala cuchnął jego przebiegłością.To prawda, że Sansum ostrzegał nas kiedyś przedmożliwością podobnego ataku, lecz Mysi Król, zdradzając, zawsze czynił to nadwyraz ostrożnie i gdyby Artur wygrał batalię, wtedy on mógłby zgłosić się do niegopo nagrodę.Z pewnością nie oczekiwał nagrody od Mordreda, plan Sansumabowiem, jeśli faktycznie można go tak nazwać, miał na celu przyniesienie korzyściMeurigowi.Mordred i Artur mieli się pozabijać, po czym Meurig miał zaanektowaćDumnonię, a rządzić nią miał Mysi Król, jego namiestnik.Meurig pożądał Dumnonii.Chciał jej żyznych pól i majętnych miast, tak więcpodżegał do wojny, chociaż stanowczo temu zaprzeczał.Skoro Mordred chciałodwiedzić wuja, jakże mógłby stawać temu na przeszkodzie? A jeśli Mordredowizachciało się eskorty trzystu pięćdziesięciu włóczników, jakże mógłby zabronićkrólowi jego orszaku? Tak więc dał Mordredowi upragnione zezwolenie i kiedydotarły do nas pierwsze wieści o napaści, konni zwiadowcy Mordreda minęli jużGlevum i gnali ku nam.Tak więc zdrada i ambicje słabego króla doprowadziły do ostatniej wojnyArtura.Byliśmy do niej przygotowani.Od tygodni spodziewaliśmy się ataku i chociażMordred początkowo nas zaskoczył, to z naszej strony wszystko było zapięte naostatni guzik.Mieliśmy przepłynąć na południe przez zatokę Severn, pomaszerowaćdo Durnovarii i połączyć się z ludzmi Sagramora.Następnie, idąc wespół na północpod chorągwią z niedzwiedziem Artura, mieliśmy stawić czoło Mordredowipowracającemu z Sylurii.Spodziewaliśmy się bitwy, spodziewaliśmy się zwycięstwa,a potem mieliśmy ogłosić Gwydra królem Dumnonii na Caer Cadarn.Stara śpiewka:tylko jeszcze jedna bitwa i wszystko się zmieni.Posłano gońców z rozkazami sprowadzenia wszystkich syluryjskich łodzirybackich do Iski, a gdy te cumowały kolejno na fali przypływu, my z pośpiechemszykowaliśmy się do wypłynięcia.Ostrzono miecze i włócznie, polerowano zbroje,ładowano prowiant do koszy i worków.Pakowaliśmy skarby z trzech pałaców imonety ze skarbca, ostrzegliśmy również mieszkańców Iski, że mają być gotowi doucieczki na zachód, zanim przybędą żołnierze Mordreda.Następnego rana dwadzieścia siedem łodzi rybackich huśtało się na falach podrzymskim mostem.Stu sześćdziesięciu trzech włóczników było gotowych dozaokrętowania.Większość z nich miała rodziny, lecz na pokładach było miejsce dlawszystkich.Musieliśmy zostawić wierzchowce, Artur bowiem przekonał się, że zkoni są marni żeglarze.Kiedy ja udałem się do Nimue, on próbował załadowaćrumaki na jedną z lodzi, lecz zwierzęta wpadały w panikę przy najmniejszej fali ijedno z nich nawet wybiło kopytami dziurę w dnie i zatonęło.Tak więc w dniupoprzedzającym podróż odprowadziliśmy konie na odległe pastwisko i złożyliśmysobie obietnicę, iż wrócimy po nie, kiedy tylko Gwydr zostanie królem.JedynaMorgan odmówiła popłynięcia z nami.Udała się do Gwentu, na spotkanie zmałżonkiem.O świcie zaczęliśmy załadunek.W dole kładliśmy złoto, na nim zbroje iprowiant, po czym sami zajmowaliśmy miejsca.Niebo było szare, dmuchał ostrywiatr.Większość łodzi zabierała dziesięciu czy jedenastu ludzi, a kiedy już sięzapełniły, wypływały na środek rzeki i zarzucały kotwice.Zamierzaliśmy płynąćrazem.Nieprzyjaciel pojawił się w ostatniej chwili, pod koniec załadunku ostatniejłodzi.Była największa i należała do Baliga, mojego szwagra.Siedzieli w niej: Artur,Ginewra, Gwydr, Morwenna z dziećmi, Galahad, Talezyn, Ceinwyn, ja, Culhwch,jedna żona, która mu pozostała, i dwaj synowie.Chorągiew Artura łopotała nawysokim dziobie, chorągiew Gwydra - na rufie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]