Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Edwards Eve Alchemia miłoci 03 Gra o miłoć. Kroniki rodu Lacey
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (2)
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzšcy Tatiana Polakowa
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Sean Russel Wojna Łabędzi #2 Wyspa bitwy
- Jarosław Bzoma Krajobrazy Mojej Duszy cz.V KSIĘGA O PODRÓŻY NOCNEJ
- Andrew Hunt, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy dżentelmen wyciąganumer, a potem szuka damy z takim samym numerem.Będzie jegotowarzyszką przy kolacji.- Och, jakie to zabawne! - zawołała lady Louisa.Zcisnęła ramięAinsleya.- Mam nadzieję, że wyciągniemy takie same numery.Miał nadzieję, że nie.Odeszła pośpiesznie, żeby znalezć służącego znumerkami dla dam.- Raczej dziecinne - mruknął Ainsley.- Ależ ona jest jeszcze dzieckiem, nieprawdaż?Odwrócił gwałtownie głowę, obok stała Jayne.Pełna dezaprobatywobec niego.- Miałem na myśli zabawę, którą wymyśliłaś, żebym na pewno niesiedział gdzieś blisko ciebie przy stole.- Na nieszczęście Walfort uparł się, żebyś siedział obok niego.-Skinęła na służącego.- Możesz iść dalej.- Tak, milady.- Wydaje się, że to ci sprawiło ulgę - zwróciła się do Ainsleya.- Nie mam cierpliwości do gier, z wyjątkiem tych, które sąprowadzone w sypialni.- Mówił prawdę, ale pożałował, że nie ugryzłsię w język, kiedy jej oczy pociemniały z gniewu.Wolałby ujrzeć wnich namiętność.- A jaką grę prowadzisz z lady Louisą?- %7ładnej.- Czy ona o tym wie?- Mogę mieć tylko nadzieję.Czy powinienem był ją zignorować,kiedy wyszła ze swojego pokoju i stanęła mi na drodze?- Pęczniała z dumy, kiedy prowadziłeś ją po schodach.Mogłeśzniszczyć jej reputację.- Z przyzwoitką depczącą mi po piętach? Wątpię.- Nie oddasz jej przysługi, tańcząc z nią dziś wieczorem.- Zapewniam cię, że zamierzam zatańczyć tylko raz.Możesz miwierzyć albo nie, ale nie mam zwyczaju dawania kobiecie złudnej nadzieico do tego, gdzie kieruję swój afekt.Pokręciła głową, odwracając wzrok.- Wybacz.To nie miejsce, żeby robić uwagi na temat twojegozachowania.- Słusznie.Zapewne lepiej spędzisz czas, szukając dżentelmena znumerkiem pasującym do twojego.- Niestety, wiem już doskonale, kim jest ten mężczyzna.- Dobry Boże, nie mów, że przypadło ci w udziale towarzystwoSheffielda.Tego nudziarza.- Nie.Siedzę obok człowieka, który nie dostał numerka.- Spojrzałamu w oczy, a jego serce, z niewiadomego powodu, nagle zabiło żywiej.-Ciebie.5Jayne było coraz trudniej zachować urazę do Ainsleya.Powoli,nieodwracalnie, zwalczał jej opór wobec niego, łamał wolęnienawidzenia go do ostatniego tchu.Dlaczego więz między nim a jejmężem pozostała tak silna, tego nie potrafiła pojąć.Teraz jednak,kiedy siedziała naprzeciwko Ainsleya, z Walfortem na honorowymmiejscu u szczytu stołu, serdeczność, z jaką się do siebie obaj odnosili,ujawniła się wyrazniej niż kiedykolwiek.- Nie wierzę, żeby Sheffield i jego sfora zdołali ustrzelić więcej lisówniż pozostali - odezwał się Walfort sotto voce do Ainsleya.-Teraz zpewnością zanudzi nas na śmierć opowiadaniem o swoich wyczynach.Jednym przelotnym spojrzeniem Ainsley zdołał jej przypomniećchwile spędzone z nim w ogrodzie poprzedniego wieczoru.A nawet, kuswojemu wstydowi, stwierdziła, że tego popołudnia było jej przyjemniewracać do rezydencji w jego towarzystwie.Dziwne, prawie nierozmawiali, a jednak jego obecność dawała jej poczucie bezpieczeństwa.Potem, kiedy zobaczyła, jak schodzi po schodach z lady Louisą, odebrałato jako zdradę.%7łałosne, wziąwszy pod uwagę, że nie chciała mieć z nimnic wspólnego.Chociaż robiła mu z tego powodu wyrzuty, było jasne, żeAinsley nie interesuje się tą dziewczyną.Tak, nie kłamał, mówiąc, że byłpo prostu wobec niej uprzejmy, ale nie ulegało wątpliwości, że biedaczkazostała nim zauroczona.Nie winiła jej za to.Ainsley potrafił być czarujący, jeśli zechciał.Chociaż, zastanawiając się nad tym, doszła do wniosku, że nigdy niewidziała, żeby nie był czarujący.To ją zirytowało.- Wiem, że nasi goście jutro wyjeżdżają - odezwał się cicho Walfort -ale ty z pewnością możesz jeszcze zostać dzień czy dwa.Jej wzrok napotkał wzrok Ainsleya.Liczyła na to, że Walfortzrezygnował ze swojego pomysłu, ale okazało się, że nadal się przy nimupiera.Wiedziała o tym.Ainsley również wiedział.Po cóż Walfortmiałby go prosić o przedłużenie pobytu, jeśli nie po to, żeby zapewnićprzyjacielowi więcej okazji do urzeczywistnienia owego wspaniałego,jak twierdził, planu?- Jestem pewien, że twoja żona bardzo by chciała, żeby wszystko wdomu wróciło do normy - odparł Ainsley, sięgając po kieliszek.- Od trzech lat w naszym domu nic nie jest normalne - powiedziałWalfort ostrym tonem, aż Ainsley się skrzywił.Chociaż nie dbała o to, coAinsley sobie o nich myśli, nie chciała otwierać starych ran przygościach.- Myślę, że cię zainteresuje, Wasza Wysokość - powiedziała - żerozmawiałam ze stajennym przed kolacją.Cassiopeia już wkrótce będzieznowu skakać przez płoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]