Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Edwards Eve Alchemia miłoci 03 Gra o miłoć. Kroniki rodu Lacey
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (2)
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Tolkien J.R.R Wyprawa (3)
- Pierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega Daji
- Nowak Zdzislaw Zbojecka wyprawa Hodzy Nasredin (4)
- Clancy Tom Suma wszystkich strachow t.1
- Coupe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak Harness?- generał zapytał Campbella.- Z tego, co wiem, śpi teraz większość czasu, sir - odparł adiutant.Pułkownik Harness został zwolniony z dowodzenia swoją brygadą.Znaleziono go wygłaszającego tyrady w obozie, żądającego, by jego Szkociutworzyli czwórki i poszli za nim na południe walczyć ze smokami,papistami i wigami.- Zpi? - zapytał generał.- Co robią lekarze? Wlewają mu rum w gardło?- To chyba tynktura z opium, sir, ale zapewne dosmaczana rumem.- Biedny Harness - mruknął Wellesley, a potem łyknął herbaty.Z wysokadoszedł go odgłos wystrzałów pary dwunastofuntowych dział, którezaciągnięto na szczyt stożkowatego wzgórza wznoszącego się na południeod fortecy.Wellesley wiedział, że do niczego się nie nadawały, ale uparcienalegał, by strzelały w okolicę bramy fortecy.Kanonierzy ostrzegligenerała, że to będzie nieskuteczne, że będą strzelali zbyt daleko i zbytwysoko, ale Wellesley chciał, by w fortecy wiedziano, że atak może nadejśćrównie dobrze z południa, jak przez skalisty przesmyk na północy, zatemnakazał saperom wciągnąć dwa działa przez splątaną dżunglę, aby stworzyćbaterię na szczycie wzgórza.Armaty, strzelające najbardziej w górę, jakmogły, były ledwie w stanie dorzucić pociski do południowego wejścia doGawilghur, ale do czasu, gdy kule dosięgły bramy, cały ich rozpęd zanikał izwyczajnie odbijały się z powrotem w dół stromym stokiem.Nie o to jednakchodziło.Generał chciał, by część garnizonu patrzyła na południe - dziękitemu nie wszyscy zostaną rzuceni przeciwko szturmowi na wyłomy.Atak miał się zacząć dopiero za pięć godzin, ponieważ Wellesley chciał,aby zanim podpułkownik Kenny poprowadzi swoich ludzi w wyłomy,pozostali atakujący pozostali na miejscu.Były to dwie kolumny czerwonychkurtek, które w tej chwili wspinały się dwiema stromymi drogami, wijącymisię ku szczytom skał.Pułkownik Wallace ze swoim 74.i batalionem sipajówmiał podejść do Południowej Bramy, natomiast 78.i kolejny batalionindyjski miały wspiąć się drogą prowadzącą do rozpadliny pomiędzyfortami.Obie kolumny spodziewały się ciężkiego ostrzału artyleryjskiego iżadna z nich nie liczyła na to, że dostanie się do fortecy, ale ich zadaniembyło rozproszenie obrońców, kiedy ludzie Kenny ego ruszą na wyłomy.Wellesley dopił herbatę, skrzywił się, bo była gorzka i podał filiżankę zespodkiem służącemu.- Czas iść, Campbell.- Tak jest, sir.Wellesley myślał, czy nie pojechać na płaskowyż i wejść do fortecy zaKennym, ale zgadywał, że jego obecność tylko rozpraszałaby ludzi, którzystawiali czoło wystarczającej ilości problemów.Niepotrzebne im byłyzmartwienia związane z obecnością dowódcy.Zamiast tego, planowałpojechać stromą południową drogą i dołączyć do Wallacea i 74.Ci ludziemogli liczyć tylko na to, że inni atakujący dostaną się do WewnętrznegoFortu i otworzą Południową Bramę, lub będą musieli haniebnieodmaszerować z powrotem w dół do swojego obozu. Wszystko albo nic -pomyślał Wellesley.- Zwycięstwo albo hańba.Dosiadł konia, poczekał, aż zbiorą się adiutanci i popędził wierzchowcaostrogami. Niech nas Bóg ma w swej opiece - pomodlił się - niech nam Bógpomoże.cPodpułkownik Kenny oglądał wyłomy przez lunetę, którą oparł na skaleblisko jednej z baterii.Działa strzelały, ale on ignorował potężny hałas ipatrzył na kamienne rampy, na które mieli wspinać się jego ludzie.- Strome - zamruczał - cholernie strome.- Mury są zbudowane na stoku - zauważył major Stokes - więc wyłomymuszą być strome.- Ale cholernie trudno się na nie wspiąć - powiedział Kenny.- Jest to możliwe - oświadczył Stokes.Wiedział, że wyłomy były strome iwłaśnie dlatego działa dalej strzelały.Nie było nadziei na ich spłaszczenie,zapobiegało temu nachylenie stoku, ale przynajmniej ciągłe bombar-dowanie dawało atakującej piechocie wrażenie, że kanonierzy próbowalizłagodzić trudności.- Zrobiliście wyrwy w murach - powiedział Kenny - przyznaję.Zrobiliściewyrwy, ale to nie znaczy, że są one do przejścia, Stokes.Są cholernie strome.- Inne nie będą - powtórzył Stokes cierpliwie.- Rozumiesz, nie jesteśmy małpami - poskarżył się Kenny.- Wydaje mi się, że to wykonalne, sir - powiedział Stokes ugodowo.Wiedział, podobnie jak Kenny, że wyłomów nie da się poprawić i dlategotrzeba spróbować szturmu.Stokes podejrzewał, że narzekanie Kenny egomiało ukryć jego zdenerwowanie.Nie winił go za to.Sam nie chciałbydzwigać szabli czy muszkietu po tych poszarpanych, kamiennych stokach wstronę koszmaru, jaki wróg przygotował po przeciwnej stronie.Kenny chrząknął.- Chyba będą musiały wystarczyć - powiedział niechętnie, składająclunetę z trzaskiem.Drgnął, kiedy jedna z osiemnastofuntówek ryknęła iwypuściła kłąb dymu nad całą baterią.Potem wszedł w gryzącą chmurę,wołając majora Plummera, oficera kanonierów.Plummer, ubrudzony prochem i spocony, wynurzył się z dymu.- Sir?- Będziecie strzelać, aż nie dostaniemy się do środka wyłomów?- Tak jest, sir.- To powinno sprawić, że nie będą wychylać cholernych głów - powiedziałKenny, a potem wyciągnął zegarek z kieszonki.- U mnie dziesięć minut podziewiątej.- Osiem minut po - powiedział Plummer.- Punkt dziewiąta - rzekł Stokes, stukając w zegarek, by zobaczyć, czywskazówki się nie zatrzymały.- Użyjemy mojego zegarka - oświadczył Kenny - i ruszamy o punktdziesiątej.Pamiętaj, Plummer, strzelaj, aż będziemy na miejscu! Nie miejoporów, człowieku, nie przestawaj tylko dlatego, że będziemy blisko szczy-tu.Tłucz w drani! Tłucz! - Zmarszczył czoło na widok Ahmeda, którytrzymał się blisko Stokesa.Chłopak miał na sobie czerwoną kurtkę,znacznie na niego za dużą.Zdawało się, że Kenny chce zażądać wyjaśnień,dlaczego chłopak nosi tak dziwne ubranie, ale tylko wzruszył ramionami iodszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]