Podobne
- Strona startowa
- Vinge Joan D Królowe 02 Królowa Lata Zmiana
- Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela
- Warren Tracy Anne Miłosna pułapka 02 Miłosny fortel
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Lackey Mercedes Strzaly Krolowej (2)
- Amis Martin Strzala Czasu
- wojna zydowska
- Masterton Graham Studnie piekiel
- Gene Wolfe Piesn Lowcow (2)
- ÂŚw. Jan Od Krzyża Dzieła
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiono mi, kapitanie Calrissian, że niedawno odwiedził pan system Rafy - odezwałsię w pewnej chwili tonem świadczącym o tym, że pragnie nawiązać grzecznościowąrozmowę, ale zdradzającym również pewne zainteresowanie.- Czy to prawda, żeodnaleziono tam legendarną, rzekomo zaginioną rasę inteligentnych istot, które przezcały czas nigdzie się stamtąd nie ruszały?Lando sięgnął po talię, a potem wykonując dobrze znane, wyćwiczone ruchy, zacząłrozdawać karty- płytki siedzącym przy stoliku graczom.- Słuszniej byłoby powiedzieć, że ta zaginiona rasa odnalazła nas - powiedział.- Toprawda; byłem tam, kiedy to się wydarzyło.Prastarzy Sharowie upomnieli się o swojedziedzictwo i wszystko wskazuje na to, że niedługo powrócą do zajmowania się swoimiinteresami.- Jakie to stlasne! - wykrzyknęła istota siedząca po lewej ręce Calrissiana.Wyglądałaobrzydliwie.Zamiast nosa miała krótką trąbę, kołyszącą się pomiędzy nabiegłymi krwiąoczami.Co gorsza, wszystko wskazywało na to, że płynąca w jej żyłach krew ma zielonąbarwę, kłócącą się z intensywnym szafirem tęczówek.- Cy to znacy, ze jus nie będzieżadnych więcej zycioklystałów?Stworzenie miało na grubej pomarszczonej szyi ciężki łańcuch, na którym zawiesiłowielki życiokryształ, wyhodowany w jednym z życiosadów systemu Rafy.Jeżeli chodzio to, nie było jedyną istotą, noszącą taki drogocenny klejnot.Lando przekonał się nawłasnej skórze, że kryształy pobierały rozproszoną energię sił życiowych, emanującą zorganizmów wszystkich istot żywych, a potem gromadziły ją i oddawały osobom, które26@ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonaje nosiły.Młody hazardzista brzydził się życiokryształami, wskutek czego nigdy ich nienosił.Wydawało mu się, że gdyby to uczynił, poczułby się jak wampir.- Nie - odparł, wręczając istocie drugą kartę.- Myślę, że nowi właściciele życiokryształowychsadów wcześniej czy pózniej wznowią eksport tych klejnotów.Zapewne ceny będąwówczas o wiele wyższe.Lob Doluff przyjął drugą kartę, ale nie odezwał się ani słowem.Lando nie miał żadnychwątpliwości, że otyły mężczyzna, ujrzawszy swoje karty, doszedł do przekonania, iżtym razem wygra.Możliwe, że miał rację, ale zachowując się w taki sposób, tracił całąprzewagę i pozbawiał się szansy większej wygranej, jaką mógłby mieć, zanim ta gradobiegnie końca.Uczestniczka gry, siedząca po lewej ręce Starszego Administratora systemu Oseona, byłakobietą chyba jeszcze młodszą niż Lando - jasnowłosą i całkiem powabną.Młodzieniecpamiętał, że przedstawiła mu się jako Bassi Vobah, przy okazji dając do zrozumienia, żepracuje jako ktoś w rodzaju funkcjonariuszki albo urzędniczki.Hazardzista zastanawiałsię, skąd dziewczyna może mieć aż tyle pieniędzy.Na razie nie zachwycał się jej stylemgry.Wręcz przeciwnie, nawet trochę zaniepokoił się, kiedy uświadomił sobie, że BassiVobah nie przestaje go uważnie obserwować.W jej spojrzeniach nie wyczuwał ani odrobiny sympatii.Wręczył jej kartę.Następną podał Delowi, a kolejną położył przed sobą.Pózniej, niespoglądając w swoje karty, pociągnął mały łyk snillika.- Ktoś życzy sobie jeszcze jedną? - zapytał obojętnym tonem.Obdarzona trąbą istotakiwnęła głową, a przy tym ruchu jej narząd obleśnie się zakołysał.Kiedy Lando spełniłjej prośbę, stworzenie prychnęło i rzuciło wszystkie karty- płytki na blat stołu.- Tsydzieści siedem! - wykrzyknęło.- To obuzające! Lob Doluff zrezygnował z wzięcianastępnej karty.W przeciwieństwie do niego Bassi Vobah, nie odzywając się ani słowem, przyjęłazaproponowaną kartę.Del Cycer także sięgnął po swoją, ale kiedy zobaczył jej wizerunek, spokojnie położyłwszystkie na blacie stołu.- Wypadam z gry - oznajmił.- Mam za dużo.- Ktoś jeszcze chce? - zapytał Calrissian.Blondynka kiwnęła głową.Dołączyła kartę dopozostałych i ponuro spojrzała na wszystkie, sumując w myślach punkty.Tym razempula nie była taka wysoka, jak poprzednio.Lando w końcu popatrzył na swoje karty.Miałdwie dziewiątki: klepek i manierek.- Rozdający bierze jedną.Na błyszczącej łysinie Loba Doluffa utworzyły się pierwsze kropelki potu.Wyglądało nato, że palce mężczyzny lekko drżą.W końcu grubas nie wytrzymał.Rzucił karty na stółw taki sposób, że upadły awersami do góry.- Dwadzieścia dwa! krzyknął. Czy ktoś może to przebić? Lando przeniósł spojrzeniena Bassi Vobah.- Czternaście - oznajmiła młoda kobieta.- Nawet nie ma o czym marzyć.Lando dał sobie czwórkę szabel i miał także dwadzieścia dwa punkty.Pokazał swojekarty, po czym sięgnął po pozostałe, by rozdawać następne.- Na razie remis.Doluff otrzymał trójkę klepek, co wyeliminowało go z dalszej gry.Lando mógł wówczasprzestać rozdawać, ale mimo to odwrócił następną kartę.Idiota, liczony za zero punktów.Znów wygrał całą pulę.- Może zrobimy krótką przerwę? - zwrócił się do pozostałych graczy.Ponieważ od paru rozdań stale wygrywał, mógł sobie pozwolić na zaproponowaniekilku chwil odpoczynku - bez obawy, że usłyszy okrzyki oburzenia.Powód był bardzo27@ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonaprosty.Nie wierzył, aby okres dobrej passy mógł się ciągnąć bez końca, w związkuz czym nie obawiał się go przerwać.Poza tym musiał się zastanowić, czy nie byłobylepiej, gdyby świadomie przegrał w kilku następnych rozdaniach.Jego życie, dobrobyti właściwie wszystko, co dotychczas osiągnął, zależały od tego, żeby utrzymywać jaknajlepsze stosunki z resztą oskubywanych graczy.Oznaczało to, że powinien przegrywać,kiedy gra toczyła się o niewielkie stawki, i dyskretnie wygrywać, gdy w puli były dużesumy.Uważał taką strategię za coś wręcz nieodzownego, ilekroć siadał do gry z bardzobogatymi istotami.Dochodził jednak do wniosku, że takie gry nie różniły się właściwieniczym w porównaniu z innymi, w jakich brał udział, kiedy odwiedzał spelunki dlaciężko pracujących górników.Psychika, czy to istot ludzkich, czy jakichkolwiek innych,pozostawała zawsze taka sama.- Pięć minut do chwili wyskoczenia z nadprzestrzeni, mistrzu.Lando wciąż jeszcze siedział w świetlicy Sokoła Milenium.Bawił się kartami- płytkami irozmyślał o najróżniejszych sprawach.Korzystając z pomocy Vuffiego Raa, jak najszybciejnaprawił uszkodzenia, jakie odniósł frachtowiec w wyniku eksplozji.Na szczęście, napokładzie statku nie brakowało części zapasowych, a rampa należała do urządzeń, którei tak wymagały bardzo częstych napraw.Po prostu była jedną z ruchomych, a zatembardziej narażonych na uszkodzenia części statku.Pózniej, centymetr po centymetrze, Lando i Vuffi Raa przejrzeli całe wnętrze SokołaMilenium.Nauczyli się, że ich los zależy od tego, by niczego nie zostawiać przypadkowi, ipragnęli upewnić się, czy ktoś nie podłożył innej bomby na pokładzie.Nie znalezli niczego.Mały android chciał nawet wyjść na zewnątrz, żeby obejrzeć w taki sam sposób cały kadłubstatku, ale Lando stanowczo się sprzeciwił.Lecieli z prędkością nadświetlną i otaczającestatek pola nie tylko stwarzały fizyczne zagrożenie, ale zniekształcały rzeczywistość dotego stopnia, że mogły doprowadzić do szału nawet najbardziej odpornego androida.Apoza tym, Lando poświęcił mnóstwo czasu na czytanie instrukcji obsługi i wiedział, żeochronne pola nie tylko osłaniały cały kadłub statku, ale również wnikały na głębokośćkilku cząsteczek pod powierzchnię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]