Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Autoniusz i Kleopatra Shekespeare W
- Henryk Sienkiewicz Krzyżacy
- Ziemkiewicz Rafał Wybrańcy Bogów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wykluczone - odparł krótko dyrektor.- Byłoby to wbrew przepisom.Za drzwiami odezwał się cichy głos i Darby weszła do środka.Na podłodze leżał gruby dywan.Wszystkie meble wykonane były z drewna.Chłopak siedział na łóżku w samych dżinsach i czytał grubą powieść.Był bardzo przystojny.- Przepraszam, czy mogę.? - spytała z nieśmiałym uśmiechem, zamykając za sobą drzwi.- Wejdź, proszę - odparł radośnie Edward.Po raz pierwszy od dwóch dni ujrzał kogoś spoza personelu medycznego.I to kogoś tak zjawiskowego! Zamknął książkę.Podeszła do łóżka.- Nazywam się Sara Jacobs i piszę artykuł dla “Washington Post”.- Jak się tu dostałaś? - spytał zdziwiony, lecz zadowolony, że jej się udało.- Po prostu weszłam.Czy zeszłego lata byłeś na praktyce u White’a i Blazevicha?- Tak, w tym roku również.Zaproponowali mi pracę po absolutorium.Jeśli oczywiście dostanę absolutorium.Podała mu zdjęcie.- Czy znasz tego człowieka?Zerknął na fotografię i uśmiechnął się.- Taak.Nazywa się.zaraz.zaraz sobie przypomnę.Pracuje w dziale paliw na ósmym piętrze.Cholera, no jak on się nazywa.?Darby wstrzymała oddech.Linney przymknął oczy i zastanawiał się.Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie i powiedział:- Morgan.tak.chyba Morgan.Na sto procent.- Morgan to nazwisko?- Tak, nie mogę sobie przypomnieć jego imienia.Coś jak.Charles, ale inaczej.Na pewno zaczyna się na C.- Jesteś pewny, że pracuje w paliwach? - Darby nie pamiętała dokładnie, ilu Morganów było u White’a i Blazevicha, z pewnością jednak więcej niż jeden.- Tak.- Na ósmym piętrze?- Tak.W tym roku pracowałem w dziale likwidatora na siódmym, a paliwa zajmują połowę siódmego i całe ósme.Oddał jej zdjęcie.- Kiedy wychodzisz? - spytała.Nie chciała być niegrzeczna i wybiec z pokoju natychmiast po uzyskaniu informacji.- Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu.Czy ten gość coś nabroił?- Nie.Muszę z nim porozmawiać.- Zaczęła się wycofywać w kierunku drzwi.- Czas na mnie.Dzięki.i uważaj na siebie.- Jasne.Zamknęła cichutko drzwi i skręciła w stronę foyer.Gdzieś z tyłu odezwał się głos.- Hej! Do ciebie mówię! Co ty tu robisz?Darby odwróciła się i stanęła oko w oko z wysokim, czarnym strażnikiem uzbrojonym w pistolet.Na jej twarzy odbiła się bezradność i poczucie winy.- Co ty tu robisz? - powtórzył, napierając na nią.- Byłam u brata - odparła.- I niech pan na mnie nie wrzeszczy!- U jakiego brata?Wskazała głową drzwi.- Leży w tej sali.- Teraz nie ma odwiedzin.To wbrew regulaminowi!- Miałam ważną sprawę.Już wychodzę.W drzwiach sali stanął Linney.- To twoja siostra? - spytał strażnik.Darby spojrzała błagalnie na chłopaka.- Jasne, daj jej spokój - odparł Linney.- Już wychodzi.Odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do Edwarda.- Za tydzień będzie u ciebie mama.- Dobrze - rzekł cicho.Strażnik cofnął się, a Darby niemal biegiem ruszyła w kierunku podwójnych drzwi.Grantham prawił właśnie administratorowi kazanie o kosztach opieki zdrowotnej.Szybkim krokiem weszła do foyer i ruszyła do wyjścia.Była już niemal na progu, gdy administrator krzyknął za nią:- Panienko! Halo, panienko! Jak się pani nazywa?Darby nie zatrzymując się pobiegła do samochodu.Grantham wzruszył ramionami i nonszalanckim krokiem wyszedł z kliniki.Wyjechali z parku pełnym gazem.- Garcia ma na nazwisko Morgan.Linney od razu go poznał, ale nie mógł sobie przypomnieć jego imienia.Mówił, że jakoś na C.- Zajrzała do notatek z Martindale’a-Hubbella.- Pracuje w paliwach na ósmym piętrze.Grantham nie zdejmował nogi z pedału gazu.- Paliwa!- Tak mówił Edward.- Znalazła go! - Curtis D.Morgan, dział paliw płynnych, dwadzieścia dziewięć lat.Jest jeszcze jeden Morgan w dziale procesowym, ale to wspólnik i ma.zaraz sprawdzę.pięćdziesiąt jeden lat.- Mamy go! - krzyknął Grantham z ulgą.Spojrzał na zegarek.- Jest za piętnaście czwarta.Musimy się pośpieszyć.- Nie mogę się doczekać.Rupert dogonił ich, gdy skręcali z alei prowadzącej do kliniki Parklane.Wypożyczony pontiac zarzucił na skrzyżowaniu.Koła samochodu Ruperta zabuksowały, gdy wcisnął gaz, nie chcąc zgubić śledzonych.Jechał jak wariat i jednocześnie nadawał meldunek.ROZDZIAŁ 37Matthew Barr nigdy w życiu nie przebył takiej odległości ślizgaczem.Po pięciu godzinach był obolały i przemoczony do suchej nitki.Czuł odrętwienie we wszystkich członkach i kiedy wreszcie zobaczył ląd, podziękował Bogu modlitwą - pierwszy raz od dziesięcioleci.Przycumowali w małej przystani obok jakiegoś miasta: chyba Freeport.Kiedy wypływali z Florydy, dowódca wyścigowej jednostki pływającej wspomniał coś o Freeport w rozmowie z człowiekiem, który przedstawił się Barrowi jako Larry.Podczas całej pięciogodzinnej męczarni nikt nie wyrzekł ani słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]