Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Complete.Home.Wireless.Networking. .Windows.XP.Edition.(2003)
- (App Tutorial) Microsoft Office Excel 2003 Inside Out
- Mark W. Harris Historical Dictionary of Unitarian Universalism (2003)
- True Magick A Beginner's Guide by Amber K (2003)
- Science Fiction (28) lipiec 2003
- Science Fiction (31) pazdziernik 2003
- H.P. Lovecraft 16 opowiadan (2)
- Reichs Kathy Dzien smierci
- 1997 frem (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Caroline będzie wiedziała, cozrobić z tymi obrazkami.Skończywszy pracę, starannie zawijam je w jedwab, umieszczam międzyusztywniającymi deseczkami i adresuję przesyłkę.Wiem, dokąd powinna trafić,ponieważ często widywałam ten adres na listach, które Byron i Hobhouse pisali doteściowej Caroline, lady Melbourne.Wybacz mi, Hobhouse.Poczujesz się zdradzony, ale to konieczne poświęcenie.Zerkam w lustro i widzę, że mam zdrową, zaróżowioną cerę.Upinam wysokowłosy, odsłaniając perły, uśmiecham się do swego odbicia i pozdrawiam kota, któryrewanżuje mi się poruszeniem wyprężonego ogona.Niosę pakunek do portu,wyszukuję chętnego marynarza ze statku, negocjuję cenę, wręczam mu przesyłkęi pieniądze.Obdarzam go również spojrzeniami, które sprawią, że na pewno wrócido Wenecji, aby poinformować o tym, że przesyłka bezpiecznie dotarła do rąkadresatki.W drodze powrotnej znowu słyszę głosy dobiegające z kawiarni, niezliczoneszepty składające się na grecki chór, który powtarza w kółko jedno tylko słowo:Byron! Blady jak śmierć, nikt jeszcze takim go nie widział. Palazzo Mocenigo jest pusty.Podobno Byron zabrał ze sobą tylko walizkęswoich wierszy i przysiągł, że nigdy tu nie wróci.Głosy powoli cichną za moimi plecami.Girolamo, myślę.Zimowe słońce podobne do bladego żółtego płatka na niebie, zaczyna zsuwać sięw stronę horyzontu.Wracam do domu.Została mi jeszcze jedna rzecz do zrobienia.Idę ulicami, które kocham.Zewsząd docierają do mnie radosne kulinarne zapachyWenecji: szałwia, masło, rozmaryn, zupa z krabów, kwaśny parmigiano.Wdychamintensywną woń wodorostów i łagodniejszą wilgotnych kamieni.Patrzę na wysokiekwiatony sterczące nad dachami z terakoty.Podziwiam ciemne żyłki w jasnychbrukowych kamieniach przywiezionych z Istrii, widzę kwiaty kwitnące nabalkonach i w oknach.Słyszę szelest fal rozcinanych dziobami gondoli.Wciskammonety w sterczące jak tulipany dłonie żebraków.Słyszę śpiew gondolierów i głosydzieci powtarzające w nieskończoność te same wyliczanki.Patrzę na wyblakłe palinei słyszę chrobot maleńkich żarłocznych bestii pożerających je na poziomie lustrawody.Rozpościeram ramiona, jakbym chciała to wszystko objąć.Idę bardzo długo,aż prawie zapada ciemność.Wracam do domu.Dotarłszy do mego campo, podnoszę wzrok na delikatne kopuły, lekkie łukii jasne marmurowe żebra kościoła Miracoli.Mijam dziedziniec, na którym dawno,dawno temu wpadłam w ramiona Casanovy, wspinam się po schodach doniewielkiego saloniku Sofii i czekam na nią.Co wieczór, uporawszy się z trudamidnia, przychodzi tutaj, żeby choć chwilę posiedzieć przed namalowanym przezemnie portretem jej nieżyjącego dziecka.Myślę o tym, jak wezmę ją za rękę i co jej powiem.Opowiem jej o wszystkim, a potem ją obejmę.Myślę o tym, jak razem pójdziemy do Giovanniego i trzymając się za ręce,spróbujemy go przekonać do naszego pomysłu.Myślę o tym, jak przytulone ciasno do siebie pójdziemy do Fondamenta Nuova,oświetlając sobie drogę lampą, jak wsiądziemy do gondoli i każemy zawiezć się naSan Lazzaro, żeby zabrać Girolama do domu.DOPISEKRaport doktora Juliusa MillingenaJa, dr Julius Millingen, opiekowałem się lordem Byronem podczas jego ostatnichdni w Missolungi, a następnie przeprowadziłem sekcję jego zwłok po śmierci, któranastąpiła 19 kwietnia 1824 roku z powodu malarii, w wieku trzydziestu sześciu lat.Oto moja relacja.Ani podczas mojej zawodowej kariery, ani w całym długim życiunie zrobiłem niczego, o co częściej by mnie pytano.Dla spokoju sumienia muszę najpierw zaznaczyć, iż zdaję sobie sprawę, że lordByron byłby oburzony i wstrząśnięty naszym postępowaniem, wierzył bowiemgłęboko w świętość ciała przynajmniej własnego.W przeczuciu zbliżającej sięśmierci prosił mnie, kiedy przystawiałem mu pijawki do czoła: Nie krójcie mnie aninie odsyłajcie do Anglii!.Przyznaję, iż dałem mu słowo, że jego ciało zostaniepochowane w całości na greckiej ziemi, dla której przecież oddał życie.Nienawidziłswojej ojczyzny i poprzysiągł nigdy nie wracać, żywy czy martwy, na tę, jak siępogardliwie wyrażał, nędzną wysepkę.Nie chciał również słyszeć o powrocie doswego przybranego domu, czyli do Włoch, a przynajmniej do Wenecji. Tylko nieWenecja!. szeptał od czasu do czasu w malignie, zupełnie jakby czekało tam naniego coś okropnego.W ostatnich dniach życia lord Byron prawie bez przerwy majaczył.Był święcieprzekonany, że rzucono na niego urok, błagał mnie, żebym znalazł jakąś paskudnąstarą wiedzmę, która mogłaby go odczynić.Z przykrością stwierdzam, iż ani słowemnie wspomniał ani o religii chrześcijańskiej, ani o jej obrządkach, wielokrotnienatomiast mówił po włosku i choć niewiele dało się z tego zrozumieć, to mamwrażenie, iż najczęściej padało z jego ust słowo ritratto , czyli portret.Wykrzykiwał również: Mój syn! Mój syn! , chociaż było powszechnie wiadomo, iżnie posiadał żadnego legalnego męskiego potomka.Często wracał do losu, jaki czeka jego ciało. Złóżcie je gdzieś w kącie, bezżadnych fanfar ani innych ceregieli.Przypuszczam, iż chodziło mu o to, abyodwieść nas od planów przeprowadzenia sekcji zwłok.Przeprowadziliśmy ją jednak, i to bardzo dokładnie.Było nas aż pięciu.Cóżmogliśmy począć? Przecież świat domagał się informacji.To prawda, że dwóch z nas wybuchnęło płaczem, kiedy zbliżyliśmy się z piłamido jego pięknego ciała.Jak tylko uporaliśmy się z tym ponurym zadaniem, czymprędzej wyszedłem, kryjąc twarz mokrą od łez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]