Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)
- Robinson Spider i Jeanne Gwiezdny taniec
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (2)
- TIJ2
- Abigail Roux The Archer (pdf)(1)
- Cookson Catherine Maltański anioł
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodząca Burza
- Borrego, Orlando Orlando Borrego Che, el camino del fuego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na drugi więc dzień nakopałem sporo gliny, aumieściwszy ją w wielkiej żółwiej skorupie i nalawszy wody, zacząłem deptać.Po paru godzinachzdawało mi się, że już jest doskonale wyrobiona i postanowiłem wziąć się do formowania garnków.Murarstwo, ciesiołka, krawiectwo i wszystkie rzemiosła, których dotąd próbowałem, były igraszką,zabawką dziecinną w porównaniu do garncarstwa.Gdyby kto z boku przypatrywał się wszystkim niezgrabnym karykaturom garnków, naśmiałby się zemnie, a może i pożałował.Ułożywszy na kamieniu dno garnka z gliny, potem dookoła lepiłem ściany.Nie udawało mi się zupełnie.Jakieś koślawe szkaradzieństwa wychodziły z rąk moich.Nieraz ciężargliny psuł gotowe już naczynie, czasami ucho nazbyt ciężkie wyrywało bok cały - nie mogłem sobie wżaden sposób poradzić.Nareszcie ulepiłem coś, mającego podobieństwo do garnków.Wiadomo mi było,że garncarze roboty swe naprzód suszą na słońcu.Otóż przenosząc owe naczynia na miejsce, gdzieschnąć miały, potłukłem je na drobne kawałki i trzeba było wszystko od początku zaczynać.Innymrazem znowu popękały od nagłej spiekoty słonecznej, trzeba więc było suszyć je wprzód w cieniu.W kilka dni po tych pierwszych nieudolnych próbach, znalazłem o pół mili od mojego mieszkaniagatunek glinki białej, daleko łatwiej ugnieść się i wyrobić dającej.Z tej, po dobrym wyrobieniu, udałomi się ukształtować dwa naczynia, którym nie umiem dać nazwy.Nie były to bowiem ani garnki, anirynki, przerażały swą niezgrabnością, ale przecież mogły się na coś przydać.Kiedy je słońce dobrze wysuszyło, wstawiłem je w ogień, a obłożywszy dookoła, paliłem w nim przezparę godzin.Gdy zdawało mi się, że już mają dosyć, wyjąłem z żaru i chcąc spróbować, czy nieprzeciekają, nalałem wody.Wtem obydwa naraz pękły i tak przepadł owoc kilkudniowej pracy.Zmartwiło mnie to niezmiernie, ale nie odstręczało bynajmniej od dalszych prób.Doświadczenienauczyło mnie dwóch rzeczy.Naprzód, żeby nie robić zbyt wielkich naczyń, bo te daleko łatwiej siępsują.Po wtóre, aby wysuszywszy pierwej na wietrze, wystawić następnie na słońce, a potem wypalaćwprzódy wolnym, potem coraz mocniejszym ogniem, w końcu zaś znowu żar zmniejszyć i zostawić ażdo zupełnego wygaśnięcia w ognisku.Nadto uważałem, że naczynia wypalają się bardzo zle, jeżeli wiatrmiota ogniem.Z zebranych zatem kamieni ułożyłem pod skałą coś na kształt pieca.Kamienieustawione w półokrąg, przypierający do skalistej ściany jedną stroną, miały z boku mały otwór u dołu,dla lepszego ciągu powietrza.W tym tedy piecu zamierzałem odbywać dalsze próby garncarstwa.Wyrobiwszy kilkanaście większych i mniejszych garnuszków, wstawiłem je w piec, obłożyłem dookołagałązkami i podpaliłem je, dokładając potem drzewa coraz więcej.Na koniec, gdy garnki rozpaliły siędo czerwoności, zostawiłem je w tym stanie przez parę godzin.Po wyjęciu i ostudzeniu okazały sięwcale dobrymi.Wprawdzie nie miały pięknej formy, ale do użytku nadawały się doskonale i zaraz teżsobie ugotowałem w jednym koziego mleka.Przepyszny był to przysmaczek i od tego czasu codzienniejuż miewałem gorące śniadanie.Dopiąwszy tak szczęśliwie celu długich zachodów, zabrałem się dorobienia większych garnków.Tamte bowiem nie miały większej objętości nad kwaterkę.Już terazrobota szła mi daleko łatwiej, bo nabyłem wprawy, ale zawsze jeszcze garnki nie odznaczały sięregularnością ścian.Mniejsza o to, byle tylko służyły do użytku.Wyrobiwszy z wielką trudnością dwaduże koślawce, podobne do wiaderek, wypaliłem je należycie, a mając wczoraj zabite kozlątko,postanowiłem ugotować rosołu.Nalałem więc wody, osoliłem dobrze i przystawiłem do ognia.Ale kuwielkiemu mojemu smutkowi glina przepuszczała wodę, tak że cała robota na nic się nie zdała.Przyczyną tego zapewne było złe wypalenie.Wstawiłem je więc na powrót w żar, trzymając w nimprzez parę godzin.Po wyjęciu, gdym je począł oglądać, spostrzegłem z podziwem, że garnek w którymbyła woda, nabrał wewnątrz szkliwa, czyli polewy, drugi zaś wcale nie.Co mogło być tego powodem?Rozważając długo, przyszedłem wreszcie do wniosku, że zapewne sól to sprawiła.Rozpuściwszy więcgarść soli w troszce wody, polałem tym rozczynem wewnątrz i zewnątrz garnek nie polewany ipowtórnie włożyłem w ogień.Wynik przeszedł moje oczekiwania.Garnek nabrał pięknego szkliwa iprzystawiony z wodą do ognia, nie przepuszczał jej wcale.Tak więc zdałem egzamin na majstragarncarskiego.Już było pózno na gotowanie obiadu, więc dopiero nazajutrz zająłem się kuchnią.Do wrzącej i osolonejwody włożyłem mięso.Nie było wprawdzie ani włoszczyzny, ani żadnych innych korzeni do przyprawy,ale kto by tam dbał o takie bagatele.Za to w miejsce kaszy lub ryżu, nasypałem wyłuszczonych ziarenkukurydzy.Chcąc zaprosić się na obiad wytworny i uczcić należycie dzień skosztowania rosołu, nakryłem kamieńliściem kokosowym, postawiłem na nim coś podobnego do miseczki, którą przedwczoraj zrobiłem,położyłem obok tego widelec, wystrugany z drzewa, mój nóż i łyżkę, zrobioną z muszli na patyczkuosadzonej.Z jednej strony otwarty kokos, z drugiej ananas, miały reprezentować wety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]