Podobne
- Strona startowa
- Andrew Lane Młody Sherlock Holmes Czerwona pijawka
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Agatha Christie Uspione morderstwo (3)
- Estep Jennifer Akademia mitu 02 Pocałunek Gwen Frost
- Prawo Turystyczne R. Walczak
- Ziemianski Andrzej Achaja Tom 2 (2)
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- James P. D Z nienaturalnych przyczyn (SCAN
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Arkady kiwał głową, uśmiechał się i co chwila wskazywał na ekran, zadając pytania i czyniąc różne sugestie i propozycje:– Pasaż między pokojami a ścianą rowu na otwartej przestrzeni.Każde piętro leży trochę niżej i bardziej do tyłu, toteż wszystkie balkony wychodzą na ten pasaż.– Tak, to chyba możliwe.– Rozmawiając, nieustannie modyfikowali na ekranie komputera pierwotny szkic architektoniczny.Następnie weszli do atrium.Stanęli pod wysokim drzewkiem zwieńczonym koroną ciemnych bambusowych liści.Rośliny ciągle jeszcze rosły w donicach, glebę bowiem dopiero przygotowywano.Panowała cisza, było ciemno.– Moglibyście chyba obniżyć powierzchnię o jedno piętro – zauważył łagodnie Arkady.– I wyciąć okna i drzwi w tych podziemnych komorach.To by je rozjaśniło.Nadia skinęła głową.– Myśleliśmy o tym i dokładnie tak zamierzamy zrobić, ale prace posuwają się powoli, ponieważ wiele czasu zabiera wynoszenie wykopanej ziemi przez śluzy.– Wpatrywała się w niego w milczeniu.– No dobrze, Arkady, a co z nami? Jak dotąd rozmawiamy tylko o infrastrukturze.Zawsze mi się wydawało, że upiększanie budynków nie należy do najważniejszych zadań na twojej liście priorytetów.Arkady uśmiechnął się.– Cóż, może wszystkie postulaty z wyższych pozycji listy zostały już zrealizowane.– Co? Czy to naprawdę mówi Arkady Nikołajewicz?– No, wiesz.Nie mam zwyczaju narzekać tylko dla samego narzekania, panno Dziewięciopalczasta.To, co się tutaj dzieje, powoli staje się bliskie temu, czego domagałem się przez całą podróż.Głupotą byłoby się teraz skarżyć.– Muszę przyznać, że mnie zaskakujesz.– Czyżby? No to przypomnij sobie, jak dzielnie pracowaliście wszyscy razem w ciągu ostatniego roku.– Pół roku.Roześmiał się.– Pół roku! przez ten cały czas naprawdę nie było wśród was żadnych przywódców.Te nocne zebrania, na których każdy mówił, co myśli, i grupa wspólnie decydowała, jakie prace są najważniejsze.Tak właśnie być powinno.Poza tym nikt nie traci czasu na kupowanie czy sprzedawanie, ponieważ nie ma rynku.Wszystko należy w równej mierze do wszystkich.W dodatku nikt nie odczuwa nawet chęci wyprodukowania czegokolwiek ponad doraźne potrzeby, ponieważ poza nami nie ma nikogo, komu można by to sprzedać.To jest po prostu wspaniała komuna, ideał demokracji.Wszyscy za jednego, jeden za wszystkich.Nadia westchnęła.– Wszystko się zmienia, Arkady.Nie jest już tak, jak mówisz.Wszystko się zmienia.Taka komuna nie może trwać.– Nie mów tak! – krzyknął.– Będzie trwała, jeśli tylko będziemy tego chcieli.Spojrzała na niego sceptycznie.– Wiesz, że to nie jest takie proste.– No cóż, pewnie rzeczywiście nie jest.Ale nie jest też niemożliwe! Potrafimy temu podołać!– Może.– Westchnęła, myśląc o Mai i Franku, o Phyllis, Saxie i Ann.– Ostatnio wszyscy strasznie się kłócą.– Co niczemu nie przeszkadza, dopóki respektujemy pewne podstawowe zasady.Nie przekonana potrząsnęła głową i potarła bliznę palcami zdrowej ręki.Brakujący palec swędział i nagle Nadia poczuła przygnębienie.W górze na tle zimnobarwnych gwiazd rysowały się cienie długich bambusowych liści; wyglądały jak laseczki gigantycznych bakterii.Dwoje Rosjan szło ścieżką wśród donic z roślinami.Arkady ujął okaleczoną dłoń Nadii i tak długo oglądał bliznę, aż zrobiło jej się nieswojo i próbowała cofnąć rękę.Wtedy podniósł ją do ust i złożył pocałunek na kłykciu u podstawy jej palca serdecznego.– Masz silne ręce, panno Dziewięciopalczasta.– Miałam – odparła, zaciskając dłoń w pięść.– Któregoś dnia Wład wyhoduje dla ciebie nowy palec – oznajmił Arkady, otworzył jej pięść i wziął Nadię za rękę.Ruszyli dalej, trzymając się za ręce.– To mi przypomina ogród botaniczny w Sewastopolu – dodał.– Aha – mruknęła Nadia dość nieuważnie, delektując się jego bliskością; ciepło jego dłoni sprawiało jej prawdziwą przyjemność.On również miał silne ręce.Nadia miała pięćdziesiąt jeden lat.Przygarbiona, mała rosyjska kobieta o siwych włosach, robotnik budowlany bez jednego palca.Tak wspaniale było czuć ciepło ciała bliskiej osoby.Wydawało jej się, że trwa to nieskończenie długo, a jej ręka wchłaniała to uczucie jak gąbka, aż blizna zaczęła świerzbić, nabrzmiała z gorąca.Arkady musi się dziwnie czuć, trzymając coś takiego w dłoni, pomyślała, ale szybko odepchnęła od siebie tę myśl.Ogarnęła ją wielka czułość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]