Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Fowler Christopher Siedemdziesiąt siedem zegarów
- Tolkien J R R Niedokonczone opowiesci T II
- Pyle Howard Wesole przygody Robin Hooda (SC
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogła się bronić.Nie mogła nic zrobić.Czym zawiniła, że przy jej łóżku posadzili kata?– A ta zła wiadomość? – domyślił się.– No, niestety.Zostałaś księżniczką Królestwa Arkach, biedactwo.Twoja Starsza Siostra, odtąd, Jej Wysokość Królowa Arkach – wpakował jej na siłę kolejną łyżkę kaszki, trochę rozlewając po policzku – ona ci to zrobiła.Nie wiem, za co cię tak nie lubi.Może podpadłaś na przeglądzie wojsk? Ale żeby aż tak? – Wzruszył ramionami.– Nie każdego niesubordynowanego żołnierza karze się od razu tytułem księżniczki.Najwyższy wymiar kary przewidziany tylko dla tych, co podpadli szczególnie.Przełknęła.– Co.Niestety.Mówiąc głoskę „o” musiała otworzyć usta szerzej, a on to wykorzystał.– No i wiesz.Masz na twarzy, co masz, awansowali cię nagle.Wszystkie pozostałe księżniczki będą cię odtąd nienawidzić jak psa.Gnębić, nastawać na twoje dość wątłe, chwilowo, życie.Ale wiesz, Arkach to prowincja świata, u nas nie takie metody jak choćby w Troy.– Machnął ręką.– Ot, jakaś księżniczka wrzuci ci kamień przez okno, licząc, że dostaniesz w łeb.Druga podstawi ci nogę na oficjalnym przyjęciu.Jest cień szansy, że jakoś przeżyjesz.Musiała przełknąć.– Ja.Błąd.Głoska „a” też wymagała otwarcia ust, które wykorzystał natychmiast.Czy da się powiedzieć: „Nie chcę więcej tej kaszki” bez samogłosek? Może przez zęby? Żeby mogła tak ruszyć nogą albo ręką.Albo dobra! Nie będzie już przełykać.Przecież nie będzie wlewał do pełnych ust! Nie będzie przełykać!Chwycił ją za nos i przytrzymał.Zaczęła się dusić.Przełknęła.– Ile to jest dwa razy cztery?– O.Chciała powiedzieć, że osiem, ale on wykorzystał już pierwsze „o”, uniemożliwiając jej powiedzenie czegokolwiek więcej.Wycieńczona chora nie miała żadnych szans! Jak poradzić sobie z oprawcą? Znowu zatkał jej nos.Przełknęła.– Hej! A może ty już nie chcesz więcej tej kaszki?– Ta.Wykorzystał „a”.To koniec.Miała znowu pełne usta tego klejącego się świństwa.W sytuacji, w której się znalazła, on był silniejszy i bardziej sprytny.Wrednie wykorzystywał to, że była słaba i otępiała.Jak mu pokazać samymi oczami, że go zabije, jak tylko choć trochę wyzdrowieje? Rozerwie go zębami na strzępy.Potnie go na paski! Albo nie.Każe mu zjeść całą kaszkę!Przełknęła.Odstawił talerz na stolik.– Ile masz lat?Nie da się zrobić.Zacisnęła usta.Niedoczekanie.– Osiemnaście, tak?Skinęła głową.Parsknął śmiechem.– Nie bój się.Jesteś odważną dziewczyną?Zaprzeczyła.– Służyłaś jako kapral?Skinęła głową.– Jak masz na imię?– Achaja.Błąd.Sięgnął po łyżkę i zdążył na ostatnie „a” w jej imieniu.Mogła się pilnować! Cały czas chciał, żeby tylko otworzyła usta.Co za świnia! Wykorzystywał, że była skołowana i słaba.– No, dobra.Kończymy z tym świństwem.Ostatnia łyżka!Zaprzeczyła ruchem głowy.– No, nie wygłupiaj się.Jak osłabniesz, Królowa mnie zabije.Zaprzeczyła.Nie da się zrobić.Ale Biafra potrafił wiele.– Słuchaj.Jak zjesz tę ostatnią, dam ci spokój.Jak nie.to przyniosę jeszcze dwa wiadra kaszki i mojego speca od przesłuchań.Zapewniam cię, że do wieczora zjesz te dwa wiadra i przyznasz się, potwierdzając podpisem, że niczego tak nie lubisz jak kleiku.Nie ma głupich! Nie da się wziąć na taki numer.Nie otworzy ust.Biafra stracił cierpliwość.– Dobra! Chcesz, żebym poszedł?– Ta.Błąd.Znowu przegrała.– Słuchaj.Są tu te twoje dziewczyny.Nie otworzy więcej ust choćby się paliło.– Jakie? – nie wytrzymała jednak, ale tym razem nie wetknął jej łyżki.– No, te z twojego plutonu.I tak, jako księżniczce, należy ci się pluton przyboczny, więc sprowadziłem tamte.I tak byś je później wyciągała z dywizji, więc zrobiłem to sam.– Ale które z nich?Wzruszył ramionami.– A skąd mam wiedzieć, z którymi byłaś bliżej? Przeniosłem cały pluton do służb zaopatrzenia i rozpoznania.Są tu wszystkie, łącznie z tymi małymi, co wam je przydzielili w ostatniej chwili.A nawiasem mówiąc, ta taka postawna, Shha, czy jak jej tam, zdążyła już dać w zęby jednej ze służby, bo ta nie chciała jej wpuścić.I teraz nie cierpią się jak psy.Nie wiem, czy się dobrze wyraziłem? Jak suki? – Nie chwyciła niezbyt wyrafinowanego dowcipu, więc ciągnął dalej: – Ogólnie jednak pluton raczej chwali sobie przeniesienie.– Gdzie ja jestem?– W swoim pałacu.o! – Machnął ręką.– Nie wyobrażaj sobie od razu pałacu jak w Troy.Na wasze warunki to raczej rodzaj dworku.Domku ogrodowego, czy jak tam.Wyjął z kieszeni nowe naszywki i rzucił na stół.– Zostałaś też majorem.A major to dopiero ma fajne buty i śliczną kurteczkę.Będzie ci do twarzy – zakpił lekko.– Jeszcze coś chciałabyś wiedzieć?– Co z dywizją?– Nikogo więcej nie zabito.– Był świnią, ale też, trzeba mu przyznać, nie zabiegał o poklask.Nie powiedział, że on to sprawił, co zrobiliby w tym miejscu wszyscy inni ludzie.Biafra nie należał do ludzi paplających byle co tylko, po to, żeby paplać.– Co z Virionem? – spytała.Biafra uśmiechnął się szeroko.– Żyje i ma się dobrze.Znacznie lepiej niż ty.– Popatrzył uważnie na swoje paznokcie.– Jak mogłaś uwierzyć, że on ma dziecko? – spytał.– Do tego dwuletnie.On przecież całe życie tylko po knajpach i burdelach.Wóda i dziwki.Nigdy nie miał żony ani żadnej dziewczyny! Ot, kupił tę czapeczkę i szaliczek na jakimś targu.I załatwił cię jak chciał.W momencie, kiedy już miałaś miecz wyciągnięty nad jego szyją.– Biafra pokręcił głową.– Dać się zrobić na „szaliczek”! I to ty.Z Troy.Toż wiesz dobrze, że w Luan i w lecie i w zimie gorąco jak w piecu! Nawet gdyby miał dziecko jakimś cudem, to na co jemu szaliczek, że nie wspomnę już o wełnianej czapeczce?Uśmiechnęła się słabo.– Pokazał mi, jak się zwycięża – szepnęła.– Nawet nie mogąc za bardzo ruszyć nogą lub ręką.Krótki miał rację.Nie wystarczy zabić.Trzeba wygrać i tyle.Ale.dopiero Virion pokazał mi, że to się da zrobić, nawet jak nie ma żadnych szans.Bogowie! Nie ma przeznaczenia! Nie ma przeznaczenia.Teraz w to uwierzyłam.Biafra klepnął ją w ramię.– No, pani major.Kurujcie się.– Wstał, lekko krzywiąc swoją przystojną twarz o zimnych, martwych oczach.– Pogadamy poważnie, jak będziesz choć tak silna jak wróbel.– Mogę jeszcze o coś spytać?– No?– Jak to jest, że mówisz takie rzeczy.przy Królowej? Nie boisz się?Ziewnął rozbawiony.– Niespecjalnie.To moja matka.– Co?– Nie zdradzam żadnej tajemnicy, bo to jest tajemnica raczej publiczna.Jestem jej pierworodnym synem.I kłopot się zrobił, bo chłopak siłą rzeczy nie może zostać ani Królową ani księżniczką, więc zgodnie z tradycją, żeby zwolnić miejsce dla następnych dzieci, musiała mnie zabrać inna wysoko urodzona baba.Wybrano taką, która była akurat w zaawansowanej ciąży.Miało to wyglądać, jakby urodziła bliźniaki.Ale z mojej „siostry” taki mój bliźniak, jak – nie przymierzając – ty.Nie jesteśmy podobni.No i wiesz.Moja „przyszywana”, nowa mama nie cierpiała mnie jak psa, ale obowiązek.Jak wyrosłem, przyczyniłem się do jej śmierci.Nie własnymi rękami oczywiście, a to, że dała się wplątać w idiotyczną intrygę, to naprawdę jej własna wina.Za dużo ambicji, za mało inteligencji! – Uśmiechnął się promiennie.– Królowa ma rację, że ze mnie straszny gnój.Ale gnój potrzebny zawsze.W każdym królestwie, choćby tylko do rozrzucania po polach.Ruszył do drzwi.– No zdrowiej, zdrowiej szybko.Achaja przymknęła oczy.Szkoda, że nie mogła poruszyć ręką ani nogą.Była naprawdę tak strasznie słaba.Ale żyje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]