Podobne
- Strona startowa
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Philip K. Dick, Roger Zelazny Deus Irae
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Dick Philip K Oko Sybilli (SCAN dal 956)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- Ożarowski Aleksander Rosliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanie
- Joanna Chmielewska Krowa Niebianska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Największa koncentracja ognia została skierowana na wielką dziuplę, jedna z rakiet musiała uderzyć w magazyn bomb, sądząc po serii wybuchów.Brzegi dziury zostały postrzępione, a kiedy dym rozwiał się, w boku pnia ziała wielka rana.Ulisses uśmiechnął się na ten widok, lecz nagle radość go opuściła.Ostatni z pięciu sterowców stanął w ogniu!Statek zaczął natychmiast spadać; ogień, spalając powłokę, obnażał szkielet.Drobne postacie wyskakiwały z gondoli i luków.Ludzie woleli spaść, niż spłonąć żywcem.Wrak, rozgrzany do białości spalającym się wodorem, rozbił się o gałąź trzysta stóp niżej i tam płonął wściekle.Ogień rozprzestrzenił się po drzewach i roślinności na gałęzi.Z dymu wyłoniły się setki kobiet i dzieci, zmuszone do opuszczenia wcześniej nie zauważonej dziupli.Wiele z nich runęło w przepaść, prawdopodobnie otumanionych dymem.Graushpaz cały zsiniał pod szarą skórą na widok masakry.Lecz to on pierwszy zobaczył te dziurę ponad gałęzią.Wszyscy inni byli poniżej i to zmąciło plany Ulissesa co do lądowania żołnierzy.Potrzebował miejsca, gdzie mógłby sprowadzić sterowiec w pobliże dziury i przywiązać go do gałęzi, by wysadzić wojsko.Najpierw jednak powietrze musi się oczyścić.Nadał przez radio rozkazy i cztery inne maszyny uniosły się i zaczęły krążyć.Pozostała piątka zawróciła i obie połowy floty zbliżały się teraz do siebie.Ulisses poświęcił kilka minut na sprawdzenie, czy lecą na bezkolizyjnych kursach, po czym skierował swoje wysiłki na obronę.Lecieli nadal na wysokości górnych stref, osiągalnych przez ludzi-nietoperzy.Ci odnowili szyki i przygotowywali formację do masowego ataku.Jastrzębie zabili lub odgonili, chociaż kosztem dużych strat.Wypuszczono więc drugą partię ptaków.Jastrzębie wywołały bałagan i załamały pierwsze rzędy, ale sporo nietoperzy dotarło do sterowców.Powitano ich strzałami, gdyż bomby nie mogły eksplodować zbyt blisko statków.To jednak nie przeszkadzało ludziom-nietoperzom i zapalali bezpieczniki w swoich małych bombach; miotali je w powłokę statków lub na stanowiska strzeleckie.Niektóre nawet uderzyły w powłokę statku flagowego i zrobiły w niej duże dziury.Żadna jednak nie dotarła do wielkich komór gazowych, a przeciek wodoru był tak mały, że jeszcze nie stanowił zagrożenia.Statki z każdego segmentu znajdowały się na tyle blisko, by otworzyć ogień krzyżowy.Wojownicy spadali w przepaść z wbitymi strzałami, a wielu z nich nie zdążyło jeszcze zrzucić bomb.Ulisses widział, jak bomba eksplodowała w rękach Dhulkhulikha, trafionego właśnie grotem z kuszy.Wybuch rozwalił go na kawałki i strącił dwóch innych.Dał rozkaz wznoszenia i zwiększenia prędkości.Skrzydlaci wrogowie zostali niżej, z tyłu.- Nesh! - zatrąbił Graushpaz.Ulisses odwrócił się i ujrzał płonący statek w sąsiednim segmencie.Jakiś nietoperz dotarł do niego z bombą - podpalił przeciekający wodór lub wysadził komorę gazową.Powoli i majestatycznie statek opadł, rozpadając się na dwie połowy.Ryczały w nim białe i czerwone płomienie, za nim ciągnął się kłąb czarnego dymu.Ze sterowca wyskakiwali ludzie, niektórzy płonęli.Obok padały niezliczone sczerniałe ciała skrzydlatych ludzi.Na tym statku skoncentrowało się szczególnie dużo Dhulkhulikhów.Właśnie przez to nagromadzenie któryś z nich dostał się z ładunkiem wybuchowym.Było ich tak wiele dookoła, że ginęli setkami, rażeni falą gorąca.Ich skóry smażyły się, a płuca wysychały.Ci, znajdujący się trochę niżej, nurkowali szaleńczo, by uciec przed spadającym wrakiem.Udało by się większości, ale przestrzeń w powietrzu była tak zatłoczona, że nie mogli się przedrzeć przez swoich, bardziej szczęśliwych pobratymców.Znikali w płomieniach i spadali wraz ze statkiem.Zanim spustoszony ogniem szkielet rozbije się o gałąź, zamienią się już w popiół.Roślinność pokrywająca konar płonęła gwałtownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]