Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Kosinski, Jerzy Malowany ptak
- Philip K. Dick Transmigracja Timothyego Archera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej, tam! - wrzasnął robal.Był już niemal przy nim.- Mogę cię zabić! - oświadczył, wysyłając w jego kierunku ślinę, śluz i brud z ziemi.- Wynoś się stąd i zostaw mnie w spokoju! Strzegę czegoś bardzo cennego, czegoś, czego pragniesz, ale czego nie możesz dostać.Rozumiesz? Słyszysz mnie?- Nie mogę odjechać - odparł Tibor.Mówił drżącym głosem; pokonując drżenie ciała, wykonał szybki ruch: wyjął swojego derringera i wycelował w czaszkę robala.- Zrodziłem się z odpadków! - krzyczał robal.- Zostałem spłodzony przez polne plewy! Moją matką jest twoja wojna, impie.Ciebie należy winić za to, że jestem taki brzydki.Widzisz przecież, jaki jestem brzydki, spójrz.- Jego głowa kiwała się bezładnie nad Tiborem, a potem polały się na niego strugi śliny i śluzu.Zamknął oczy i zadrżał.- Spójrz na mnie! - krzyknął robal.- Czarny robal - wycedził przez zęby Tibor.Machał bezcelowo pistoletem, próbując jednocześnie uniknąć tego, co miało nastąpić.Pewnie odgryzie mu głowę; on umrze.Zamknął oczy i poczuł dotyk rozwidlonego jęzora.- Zatruwam cię - przemówił robal zjadliwym głosem.- Wdychaj smród mojego wiecznego cielska.Ja nigdy nie umrę.Jestem Ur-robalem i będę żył do końca świata! - Zwoje cielska ruszyły do przodu, chlapiąc śluzem na wózek i krowę.Tibor chwycił się ostatniej deski ratunku: włączył pole elektryczne - beznadziejna próba uratowania siebie i krowy.Pole zahuczało i rozbłysło migającymi iskierkami, głowa robala natychmiast się cofnęła.- Czyżbyś dostał? - powiedział Tibor z nadzieją.- Boisz się ładunku elektrycznego o natężeniu pięciu amperów? - Chwycił przełącznik, by zwiększyć moc.Teraz pole jeszcze bardziej rozbłysło iskrami, wysyłając wiązki migoczącego światła.Robal mocniej odchylił głowę, gotowy do ataku.To już koniec, pomyślał Tibor i podniósł wyżej pistolet.Głowa opadła i ogromny dziób robala przebił się przez pięcioamperowe pole.Kiedy robal odsłonił kły, pole elektryczne zmusiło go do zatrzymania się.Spojrzawszy w górę, Tibor ujrzał miękki spód gardła i wystrzelił w to miejsce.- Chcę spać! - zawył robal.- Dlaczego mnie niepokoisz? - Cofnął gwałtownie głowę i uniósł ją wysoko; dostrzegł kapiącą na jego własne ciało krew.- Co ty zrobiłeś? - spytał.Zaatakował jeszcze raz.Tibor ponownie naładował pistolet; nie podnosił wzroku, dopóki bębenek nie znalazł się na swoim miejscu.Głowa znowu zbliżyła się do niego.Jeszcze raz ujrzał miękki spód gardła.Jeszcze raz wystrzelił.- Zostaw mnie! - krzyknął robal głosem przepełnionym bólem.- Pozwól mi spać i pilnować moich skarbów! - Cofnął się i runął na ziemię z ogromnym hukiem.Jego zwinięte cielsko wydawało się nie mieć końca; oddychał chrapliwie, utkwiwszy spojrzenie szklistych oczu w Tibora.- Co ci takiego zrobiono - warknął - że aż musiałeś mnie zamordować? Czy ja zrobiłem ci coś złego, popełniłem jakąś zbrodnię?- Nie - odparł Tibor.- Nie popełniłeś.- Teraz widział, że robal jest ciężko ranny, jego serce przestało pracować.- Przykro mi - wyrzucił z siebie, lecz nie były to szczere słowa.- Jeden z nas musiał.- Zamilkł, by ponownie naładować pistolet.- Tylko jeden z nas mógł żyć - oświadczył.Tym razem strzelił dokładnie między oczy robala.Jego oczy rozszerzały się i kurczyły; stawały się coraz większe, coraz jaśniejsze.aż zupełnie straciły barwę.Rozkładające się mięso.- Jesteś martwy - powiedział.Robal nie odpowiedział.Nie żył, choć jego oczy pozostały otwarte.Tibor wysunął ręczny prostownik i zanurzył „dłoń” w oleistym śluzie robala; w tej samej chwili przyszło mu coś do głowy.Jeśli śluz jest rzeczywiście oleisty, może mógłby posmarować nim łożysko, tak jak smarem? Przypomniał sobie też coś, co powiedział robal, coś interesującego.„Pozwól mi spać i pilnować moich skarbów”, powiedział wcześniej robal.Co on takiego posiadał?Wprawnie popędzając krowę pseudobatami, manewrował ostrożnie wózkiem dookoła ciała robala.Za plątaniną krzewów odkrył grotę w zboczu skalistego wzgórza.Wydobywał się z niej odór śluzu robala.Tibor przyłożył do nosa chusteczkę, starając się zmniejszyć smród.Włączył światło i skierował je w głąb groty.Oto skarby robala: na samej górze stosu wentylator, kompletnie zardzewiały, pod nim karoseria starego samochodu naziemnego z dwoma stłuczonymi reflektorami i znakiem pokoju z boku, elektryczny otwieracz do puszek, dwie strzelby laserowe z czasów wojny, z pustymi magazynkami, spalone sprężyny z łóżka, pochodzące z czegoś, co kiedyś było domem.Dostrzegł też siatki okienne - także zardzewiałe, jak wszystko inne.Przenośny odbiornik radiowy z wyrwaną anteną.Rupiecie.Nic wartościowego.Podjechał bliżej; krowa machnęła ogonem i odwróciła łeb - jakby w geście protestu - zanim wjechała dalej, w głąb śmierdzącej i gnijącej jaskini.Jak sroka, pomyślał Tibor.Gromadził wszystko, co się świeciło, chociaż nie miało najmniejszej wartości.Jak długo leżał tutaj zwinięty i strzegł swoich rdzewiejących śmieci? Pewnie całe lata.Od czasów wojny.Dostrzegł jeszcze więcej złomu.Motyka.Ogromny plakat z Che Guevarą, postrzępiony i zamazany.Magnetofon szpulowy bez kabla i szpul.Powyginana elektryczna maszyna do pisania „Underwood”.Rzeczy używane w kuchni.Klatka dla kota z dziurawą ścianą, której druty sterczały jak las gwoździ.Otomanka ze zniszczonym skórzanym obiciem.Stojąca popielnica.Stos „Time’ów”.Nic poza tym.Niczego więcej nie było wśród skarbów robala.Jeszcze tylko sprężyny z łóżka, nawet nie materac: jedynie groteskowo powyginane metalowe zwoje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]