Podobne
- Strona startowa
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Cole Courtney Beautifully Broken. Tom 3. Zanim miłoć nas połšczy
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- dołęga mostowicz tadeusz bracia dalcz i s ka tom ii
- Ringo John Wojny Rady Tom 1 Tam Będš Smoki
- Hobb Robin Wyprawa Skrytobojcy
- Saylor Steven Dom Westalek
- Joanna Chmielewska Harpie (2)
- Stanislaw Lem Glos Pana (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwieziemy cię do Karlaak,Miasta Nefrytowych Wież, a Las Troos zbadamy kiedy indziej.Niepokój widniejący w oczach dziewczyny przytłumił nieco wylewność jejpodziękowań. A teraz, skoro my dokonaliśmy już prezentami powiedział Melnibona-nin może byłabyś tak dobra i powiedziała nam swe imię oraz historię.51 Jestem Zarozinia z Karlaak, córka rodu Voashoonów, najpotężniejszegoklanu w południowo-wschodniej Ilmiorze.Nasi krewni mieszkają w handlowychmiastach na wybrzeżach Pikaraydu.Wraz z wujem i dwoma kuzynami wybrali-śmy się w podróż, by ich odwiedzić. Niebezpieczna wyprawa, pani Zarozinio. Tak, panie.Zwłaszcza że czyhały na nas nie tylko zwykłe niebezpieczeń-stwa.Dwa tygodnie temu pożegnaliśmy się z krewniakami i wyruszyliśmy dodomu.Nie niepokojeni przebyliśmy cieśniny Vilmir i tam wynajęliśmy wojow-ników, którzy mieli nas osłaniać w drodze przez Vilmir i dalej do Ilmiory.Omi-nęliśmy Nadsokor wiedząc, że uczciwi wędrowcy nie spotykają się w Mieście%7łebraków z gościnnym przyjęciem.Elryk uśmiechnął się na te słowa. Nieuczciwi wędrowcy też nie, jak mieliśmy okazję się przekonać.Wyraz twarzy Zarozinii dobitnie świadczył, że trudno jej pogodzić dobry hu-mor albinosa z jego fatalną reputacją. Ominąwszy Nadsokor ciągnęła dziewczyna ruszyliśmy w stronę gra-nic Org, gdzie leży Troos.Podróżowaliśmy bardzo ostrożnie wzdłuż obrzeży lasu,wiedząc, jak złą sławą się cieszy.I wówczas wpadliśmy w zasadzkę, a najemnicyuciekli. W zasadzkę? przerwał Moonglum. Kto ją zastawił, czy możesz topowiedzieć, pani? Sądząc po przykrym dla oka wyglądzie i przysadzistej posturze musielito być tubylcy.Napadli na nasz orszak.Mój wuj i kuzyni walczyli dzielnie, leczzostali zabici.Jeden z kuzynów zdołał uderzyć mego wałacha po zadzie i wierz-chowiec pogalopował przed siebie.Nie potrafiłam go powstrzymać.Słyszałamokropne wrzaski, szaleńczy śmiech, a kiedy wreszcie udało mi się zatrzymać ko-nia, okazało się, że się zgubiłam.Pózniej usłyszałam, jak nadchodzicie i caław strachu czekałam, aż mnie miniecie, sądząc, że także jesteście mieszkańcamiOrg.Gdy jednak rozpoznałam wasz akcent i doszły mnie fragmenty rozmowy,pomyślałam, że moglibyście mi pomóc. W istocie, pomożemy ci, pani odezwał się Moonglum, kłaniając sięszarmancko z siodła. Jestem głęboko wdzięczny za przekonanie pana Elrykao tym, że potrzebne jest ci wsparcie.Gdyby nie to, znajdowalibyśmy się terazgłęboko w tym potwornym lesie, bez wątpienia walcząc z jakimś niebezpieczeń-stwem.Boleję wraz z tobą nad śmiercią twych krewniaków i zapewniam cię, żeod tej pory strzec cię będą nie tylko miecze i dzielne serca, lecz także magia, któramoże zostać w razie potrzeby zastosowana. Miejmy nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Elryk zmarszczył brwi. Beztrosko mówisz o magii, przyjacielu Moonglumie, ty, który tak jej nienawi-dzisz.Moonglum uśmiechnął się szeroko.52 Pocieszałem jedynie młodą damę, Elryku.I przyznaję, że zdarzały sięchwile, gdy z wdzięcznością myślałem o posiadanej przez ciebie piekielnej mo-cy.Proponuję jednak, byśmy teraz rozbili obóz i, pokrzepiwszy siły, ruszyli dalejo świcie. Zgadzam się odparł Elryk, spoglądając na dziewczynę niemalże z zakło-potaniem.Ponownie poczuł gwałtowne bicie serca i tym razem trudniej przyszłomu je opanować.Dziewczyna również wydawała się zafascynowana albinosem.Przyciągała ichjakaś niewidzialna siła, wystarczająca, by zmienić bieg przeznaczenia i rzucićdwoje ludzi na ścieżki losu, z których istnienia nie zdawali sobie dotąd sprawy.Noc nadeszła szybko, gdyż dni były krótkie w tej części świata.Moonglumdokładał drew do ognia, nerwowo rozglądając się dokoła.Zarozinia, odzianaw bogato wyszywaną suknię ze złotogłowiu, migoczącą w świetle ogniska, po-deszła z wdziękiem do Elryka, który siedział na ziemi segregując zebrane zioła.Dziewczyna zerknęła ostrożnie na albinosa, a widząc, że rośliny absorbują go cał-kowicie, poczęła przyglądać mu się z nie skrywaną ciekawością.Melnibonanin podniósł wzrok i uśmiechnął się blado.Teraz, gdy nie starałsię skrywać swych uczuć, jego twarz przybrała szczery, sympatyczny wyraz. Niektóre z tych ziół mają lecznicze właściwości powiedział a innychużywa się do przywoływania duchów.Są też takie, które dają nienaturalną siłę lubprzyprawiają ludzi o szaleństwo.Te mi się przydadzą.Zarozinia usiadła przy jego boku, odgarniając czarne włosy pulchną ręką.Pier-si dziewczyny wznosiły się i opadały gwałtownie. Czy istotnie jesteś przynoszącym zło czarnoksiężnikiem, o którym mówiąlegendy, panie Elryku? Trudno mi w to uwierzyć. W wiele miejsc sprowadziłem zło odparł albinos ale w większo-ści przypadków istniało ono tam już wcześniej.Nie szukam wymówek.Wiem,kim jestem i co zrobiłem.Zabijałem bezlitosnych czarnoksiężników i niszczyłemzłych władców, ale jestem też odpowiedzialny za śmierć wielu szlachetnych męż-czyzn i jednej kobiety.Była moją kuzynką.Kochałem ją i zabiłem.Mój miecz jązabił. A czy jesteś panem swego miecza? Często się nad tym zastanawiam.Bez niego jestem bezradny. Melnibo-nanin objął dłonią rękojeść Zwiastuna Burzy. Powinienem być mu wdzięczny. Ponownie czerwone oczy albinosa zyskały na głębi, skrywając pełną goryczyświadomość głęboko zakorzenioną w jego duszy. Przepraszam, jeżeli obudziłam jakieś bolesne wspomnienia. Nie przepraszaj, Zarozinio.Ten ból tkwi we mnie od dawna, ty nie maszz tym nic wspólnego.Mówiąc szczerze w twojej obecności czuję wielką ulgę.Zaskoczona, spojrzała na albinosa i uśmiechnęła się. Nie chcę, byś pomyślał, że jestem kobietą swobodnych obyczajów, ale.53Melnibonanin wstał szybko. Moonglumie, czy z ogniem wszystko w porządku? Oczywiście, Elryku.Będzie się palił przez całą noc. Moonglum prze-chylił głowę na bok.Równie bezsensowne pytania nie leżały w naturze Elryka,ale że albinos nie odezwał się już więcej, mały człowieczek wzruszył ramionamii odwrócił się, by zająć się sprawdzaniem broni.Nie wiedząc, o co jeszcze mógłby się zapytać, Elryk zwrócił się do Zarozinii,mówiąc cicho i z naciskiem: Jestem mordercą i złodziejem, nie nadaję się do. Panie Elryku, jestem. Jesteś zauroczona legendą, to wszystko. Nie! Gdybyś czuł to, co ja, wiedziałbyś, że to musi być coś więcej. Jesteś młoda. Wystarczająco dorosła. Strzeż się.Moje przeznaczenie musi się dopełnić. Przeznaczenie? To właściwie nie przeznaczenie, lecz okrutna rzecz zwana klątwą.Nie od-czuwam litości, chyba że widzę coś we własnej duszy.Wtedy czuję litość i litujęsię.Ale nienawidzę przyglądać się własnej duszy.Na tym polega moja klątwa.To nie Los, nie Gwiazdy, nie Ludzie, nie Demony, nie Bogowie.Spójrz na mnie,Zarozinio.Widzisz przed sobą albinosa, igraszkę w rękach Bogów Czasu.Elrykaz Melnibon, który dąży do powolnej i okrutnej samodestrukcji. To samobójstwo! Owszem.Skazałem się na powolną śmierć.A ci, których spotkam na swejdrodze, cierpią także. To wszystko nieprawda, Elryku.Przemawia przez ciebie szaleństwo, zro-dzone z poczucia winy. Bo jestem winny, Zarozinio. A przecież Moonglum podróżuje z tobą pomimo ciążącej klątwy. On jest inny.Pewność siebie chroni go przed wszelkim złem. Ja też jestem pewna siebie, Elryku. Ale w twoim przypadku wynika to z młodości.To co innego. Czy więc muszę stracić siłę wraz z młodością? Jesteś silna.Jesteś równie silna jak my, zapewniam cię.Zarozinia wstała, otwierając ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]