Podobne
- Strona startowa
- Pyle Howard Wesole przygody Robin Hooda (SC
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Robin Rok interny by sneer
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko (2)
- Cook Robin Sfinks by sneer
- Sapkowski Andrzej narrenturm XQWZ57GOZN73DR2QO7HI
- Andre Norton Morska Twierdza
- Weber Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znajdowałem w tym dziwnym, martwym mieście żadnych odpowiedzi, tylkocoraz to nowe pytania.Postanowiłem wrócić.Widoczność była bardzo słaba, a mokry śnieg szybkozakrywał moje ślady.Z ociąganiem dotknąłem jakiejś ściany.Aatwiej było w tensposób odnajdywać drogę, gdyż żywe miasto miało więcej punktów orientacyj-nych niż jego wystygłe popioły.Wędrując po zaśnieżonych ulicach, rozmyślałemo tym, gdzie się podziali wszyscy mieszkańcy.Czy byłem świadkiem wypadkównocy sprzed setek lat? Czy gdybym się tutaj zjawił innej nocy, widziałbym to sa-mo, czy też w tym mieście także trwałaby inna noc? Może te ludzkie cienie żyłyteraz? Może to ja byłem dla nich tylko duchem, skradającym się przez ich życie?Tak czy inaczej, musiałem wrócić do miejsca, skąd wyruszyłem.Albo minąłem już ulice, którymi szedłem do rzeki, albo zle skręciłem.Re-zultat był ten sam.Zorientowałem się, że idę pod górę zupełnie nie znaną midrogą.Przesuwałem palcami po frontach sklepów: wszystkie były zamknięte nanoc.Minąłem dwoje kochanków splecionych w uścisku na progu jakiegoś domu.Widmowy pies minął mnie zupełnie spokojnie, raz tylko zaciekawiony pociągnąłnosem.Choć było stosunkowo ciepło, zaczynałem marznąć.Ogarniało mnie zmęcze-nie.Spojrzałem w niebo.Wkrótce miał wstać ranek.Może w świetle dziennym469uda mi się wspiąć na któryś z budynków i zorientować, gdzie jestem.Może kie-dy się prześpię, przypomnę sobie, jak się tu znalazłem.Jakiś czas niepotrzebnierozglądałem się za prowizorycznym schronieniem, póki sobie nie uświadomiłem,że mogę wejść do któregokolwiek z budynków.Mimo wszystko dziwnie się czu-łem, wybrawszy któreś drzwi.Gdy dotknąłem ściany, ujrzałem mroczne wnętrze.Stoły i półki zastawione były szkłem oraz kruchą porcelaną.Na przypiecku spałkot.Oderwałem dłoń od ściany, a wtedy wnętrze ogarnął chłód, zaległa smolistaczerń.Więc szedłem, przesuwając palcami po murze, aż omal się nie przewróci-łem o szczątki stołu.Zatrzymałem się, po omacku zebrałem resztki drewna i za-niosłem je do pieca.Za cenę ogromnej cierpliwości zdołałem rozpalić niewielkiogień.Moim oczom ukazało się zupełnie inne wnętrze.Ujrzałem nagie ściany i za-sypaną gruzem podłogę.Ani śladu po wykwintnej porcelanie, odnalazłem tylkotrochę drewna z półek, które spadły dawno temu.Podziękowałem losowi, że wy-konano je z solidnego dębu, w przeciwnym razie z pewnością dawno by się prze-mieniły w drzazgi.Postanowiłem rozłożyć płaszcz na podłodze, żeby odgrodzićsię od zimnego kamienia.Skuliłem się, zamknąłem oczy i próbowałem nie myślećo duchu kota ani o ludziach śpiących na piętrze.Chciałem przed snem wznieść mury obronne wokół swego umysłu, ale równiedobrze mógłbym suszyć stopy stojąc w wodzie.Im bliżej podchodził sen, tymtrudniej mi było odnalezć granice.Jaką częścią mego świata byłem ja sam, a jakąludzie, których kochałem? Najpierw śniłem o królowej Ketriken, Wildze, Pustcei trefnisiu.Krążyli z pochodniami w dłoniach, a Zlepun biegał w tę i z powrotem,skowycząc bez ustanku.Nie był to przyjemny sen, więc odwróciłem się od niegoi odpłynąłem głębiej w siebie.Tak mi się w każdym razie wydaje.Znalazłem się w znajomej chacie.To była ta sama prosta izba, stół, palenisko,wąskie łóżko, tak starannie zaścielone.Sikorka siedziała przy ogniu.Kołysaław ramionach Pokrzywę, śpiewała cicho piosenkę o gwiazdach i rozgwiazdach.Nie znałem żadnych kołysanek, więc byłem oczarowany tak jak moja córeczka.Maleńka zapatrzyła się w Sikorkę.Drobniutką piąstkę zacisnęła na jej palcu.Si-korka śpiewała ciągle od początku, ale mnie to nie nudziło.Mógłbym się tej scenieprzyglądać przez miesiąc, przez rok, do końca życia.Pokrzywie zaczęły ciążyćpowieki.Zamknęła oczka, lecz zaraz je otworzyła.Za drugim razem zamknęłaoczy wolniej i tak już zostało.Malutkie usteczka ściągnęła w dziubek, jakbyssała przez sen.Czarne włoski zaczynały się zwijać w loczki.Sikorka pochyliłagłowę i musnęła ustami jej czoło.Podniosła się ciężko, podeszła do łóżka.Odsunęła koc, ułożyła dziecko, a po-tem wróciła do stołu, by zdmuchnąć jedyną świecę.Przy nikłym świetle z ko-minka wsunęła się w pościel obok dziecka i naciągnęła koce.Zamknęła oczy,westchnęła i więcej się nie poruszyła.Czuwałem nad jej ołowianym snem, snemwyczerpania.Nagle ogarnął mnie wstyd.Nie takiego życia chciałem dla niej, a co470dopiero dla naszego dziecka.Gdyby nie Brus, byłoby im jeszcze ciężej.Nie chcia-łem ich tak oglądać. Zrobię wszystko, żeby było im łatwiej przyrzekłem sobie. Jak tylkowrócę.* * * Spodziewałem się, że nim wrócę, sprawy ulegną poprawie, ale ileż możnawymagać od losu.To mówił Cierń.Stał pochylony nad stołem, w mrocznym pokoju, z uwagąstudiował jakiś zwój w blasku kilku świec.Wyglądał na zmęczonego, ale byłw dobrym humorze.Siwe włosy miał w nieładzie.Rozpiętą do pasa białą ko-szulę puścił luzno na spodnie.Nie był już kościsty, tylko szczupły i muskularny.Pociągnął długi łyk z parującego kubka i pokręcił głową, ciągle zapatrzony w ma-pę. Władczy najwyrazniej nie zdobywa ziemi w tej wojnie.Po każdym ata-ku na przygraniczne osady wojska samozwańca zaraz się wycofują.Nie próbująutrzymać zdobytych terytoriów, nie skupiają armii, by ruszyć na Strome.W czymrzecz? Chodz do mnie, ja ci pokażę.Cierń podniósł wzrok, trochę rozbawiony, trochę rozdrażniony. Rozważam trudne zagadnienie.Nie znajdę odpowiedzi w twoich ramio-nach.Kobieta odrzuciła pościel, wstała i wolno podeszła do stołu.Miała kocie ru-chy.Nagość była jej siłą, nie słabością.Długie ciemne włosy wyswobodziły sięz żołnierskiego kucyka i spływały na ramiona.Nie wyglądała na młódkę, kiedyśdawno jakiś miecz zostawił jej ślad na żebrach, a przecież była piękną kobietą.Pochyliła się nad mapą, wskazała jakieś miejsce. Spójrz tutaj.I tutaj.I tutaj.Czy w sytuacji Władczego atakowałbyś wszyst-kie te osady równocześnie, siłami zbyt małymi, by potem choć jedną z nich utrzy-mać?Ponieważ Cień nie odpowiadał, stuknęła palcem w kolejny punkt. %7ładen z tych ataków nie był szczególnie zaskakujący.Wojska KrólestwaGórskiego, zebrane tutaj, zmieniły kierunek i podeszły pod te dwa miasteczka.Część ruszyła do trzeciego.Czy widzisz teraz, gdzie górskich wojsk nie było? Nie ma tu nic wartego przejęcia. Nic przytaknęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]