Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba Wedrowycza
- Inczhon Seul.1950,Robert.Kłosowicz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zagrabiono wówczas ponoć półtora tysiąca z górą grzywien.- Ile?- Powiedziałem: rzekomo, podobno, ponoć.Nikt w to nie wierzy.Ale jako pretekst biskupowi pasowało.Czas zaś wybrał akuratnie.Uderzył pod nieobecność husyckich wojsk polnych z Hradca Kralove.Tamtejszy hetman, Jan Czapek z San, pociągnął był bowiem na Podjesztedzie, aż pod łużycką granicę.Biskup, wynika z tego, niezłych ma szpiegów.- Ano, pewnie ma - Szarlej nawet nie mrugnął.- Mówcie dalej.Panie Horn? Mówcież, niechajcie wariatów.Zdążycie się jeszcze napatrzeć.Urban Horn oderwał wzrok od Normalnego, z entuzjazmem oddającego się samogwałtowi.I od jednego z debili, w skupieniu lepiącego z własnych odchodów malutki ziggurat.- Taak.Na czym to ja.Aha.Biskup Konrad i pan Puta weszli do Czech szlakiem przez Lewin i Homole.Spustoszyli i złupili okolice Nachodu, Trutnova i Vizmburka, popalili wsie.Grabili, mordowali, kto wpadł im w ręce, chłopów, baby, bez różnicy.Oszczędzano dzieci mieszczące się pod brzuch konia.Niektóre.- A potem?- Potem.Stos dogasał, płomień nie szalał już i nie trzeszczał, pełgał jeszcze tylko po kupie drewna.Drewno nie spaliło się w całości, raz, że dzień był słotny, dwa, wzięto wilgotne, by heretyk nie zgorzał zbyt szybko, by poskwierczał i należycie poznał przedsmak kary, która czeka go w piekle.Przesadzono jednak, nie zadbano o zachowanie złotego środka, umiaru i kompromisu - nadmiar mokrego opału sprawił, że delikwent nie spłonął, ale za to bardzo prędko udusił się dymem.Nawet nie zdążył specjalnie pokrzyczeć.Nie spalił się też doszczętnie - przykrępowany łańcuchem do pala trup zachował człekokształtną z grubsza postać.Krwiste, niedosmażone mięso w wielu miejscach trzymało się jeszcze szkieletu, skóra zwisała poskręcanymi warkoczami, a obnażona tu i ówdzie kość była bardziej czerwona niż czarna.Głowa upiekła się raczej równo, zwęglona skóra odpadła od czerepu.Bielejące zaś w rozdziawionych w przedśmiertnym wrzasku ustach zęby nadawały całości makabrycznego dość wyglądu.Wygląd ten, paradoksalnie, rekompensował rozczarowanie z tytułu zbyt krótkotrwałej i mało męczeńskiej kaźni.Wywierał, co tu dużo gadać, lepszy skutek psychologiczny.Na miejsce auto da fe spędzono tłum schwytanych w pobliskiej wsi Czechów, tymi widok jakiegoś bezkształtnego skwarka na palenisku pewnie by nie wstrząsnął.Domyślając się jednak w niedopieczonym i wyszczerzonym trupie swego niedawnego kaznodziei, Czesi załamywali się zupełnie.Mężczyźni dygotali, zakrywszy oczy, kobiety wyły i zawodziły, dziko darły się dzieci.Konrad z Oleśnicy, biskup Wrocławia, wyprostował się w siodle, dumnie i energicznie, aż zgrzytnęła zbroja.Początkowo miał zamiar wygłosić przed jeńcami mowę, kazanie, mające uświadomić motłochowi całe zło herezji i ostrzec przed srogą karą, jaka spotka odstępców od wiary.Zrezygnował jednak, patrzył tylko, wydymając wargi.Po co było język sobie strzępić? Słowiańska hołota i tak słabo rozumiała po niemiecku.A o karze za kacerstwo lepiej i dobitniej od słów mówił spalony zewłok przy palu.Posieczone, pokaleczone nie do rozpoznania trupy, zwalone na stos pośrodku rżyska.Ogień, szalejący po strzechach osady.Słupy dymu, bijące w niebo z innych podpalonych wsi nad Metują.Dobiegające ze stodoły przeraźliwe krzyki młódek, zawleczonych tam na uciechę przez kłodzkich knechtów pana Puty z Czastolovic.W tłumie Czechów szalał i srożył się ojciec Miegerlin.W asyście zbrojnych, w towarzystwie kilku dominikanów ksiądz polował na husytów i ich sympatyków.W polowaniu pomagał spis nazwisk, który Miegerlin dostał od Birkarta Grellenorta.Ksiądz nie miał jednak Grellenorta za wyrocznię, a jego spisu za świętość.Twierdząc, że heretyka pozna po oczach, uszach i ogólnym wyrazie twarzy, księżulo w czasie całej wyprawy nałapał już z pięć razy więcej ludzi, niż było na liście.Część mordowano na miejscu.Część szła w pęta.- Co z tymi? - spytał, podjeżdżając, marszałek biskupi, Wawrzyniec von Rohrau.- Wasza dostojność? Co przykażecie z nimi zrobić?- To samo - Konrad z Oleśnicy spojrzał na niego surowo - co i z poprzednimi.Widząc ustawiających się kuszników i knechtów z piszczałami, tłum Czechów podniósł okropny wrzask.Kilkunastu mężczyzn wyrwało się z ciżby i runęło do ucieczki, puścili się za nimi konni, doganiali, rąbali i dźgali mieczami.Inni zbili się ciasno, klękali, padali na ziemię.Mężczyźni ciałami zasłaniali kobiety.Matki - dzieci.Kusznicy kręcili korbami.Cóż, pomyślał Konrad, w tym tłumie są pewnie jacyś niewinni, może i dobrzy katolicy.Ale Bóg rozpozna swoje owieczki.Jak rozpoznawał w Langwedocji.W Beziers, w Carcassonne, w Tuluzie.W Montsegur.Przejdę do historii, pomyślał, jako obrońca prawdziwej wiary, pogromca herezji, śląski Szymon de Montfort.Potomność będzie wspominać moje imię z czcią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]