Podobne
- Strona startowa
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (4)
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- Glen Cook Gorzkie Zlote Serca (3)
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Glen Cook Zolnierze zyja
- Harpie
- Stanislaw Lem Pokoj na Ziemi (4)
- Cook Robin Toksyna (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaczęła schodzić, ale nie zaszła daleko.Po kilku zaledwie krokach na parterze, dwa piętra niżej, dostrzegła Glorię.Chodziła nerwowo tam i z powrotem jak kot u wejścia do nory.Nieszczęściem Gloria też zauważyła Kim.Wydała pisk i zaczęła wspinać się po schodach.Kim zmieniła kierunek.Co sił w nogach popędziła z powrotem.Tym razem ominęła sprzęt hydraulików.Wpadła znów do głównej części domu i utykając dotarła do głównej klatki schodowej.Z tyłu dobiegł ją łoskot, a potem wycie.Zapewne Gloria wpadła na stół z narzędziami.Kim zaczęła schodzić po schodach.Żeby nie być widziana z dołu, przywarła do ściany.Dotarłszy do podestu, posuwała się bardzo powoli.W jej polu widzenia znajdowały się stopniowo coraz większe fragmenty wielkiego salonu.Z ulgą stwierdziła, że nie ma w nim nikogo.Głęboko zaczerpnęła powietrza i zaczęła schodzić z ostatniej kondygnacji.Znalazłszy się na parterze, z wysiłkiem pokuśtykała do frontowego holu.Ale parę metrów od celu stanęła.Zdjęta najwyższą grozą zobaczyła Eleanor, jak czujnie przechadza się tam i z powrotem przy głównym wejściu.Jej chód przypominał kocie ruchy Glorii u stóp klatki schodowej w gościnnym skrzydle.W przeciwieństwie do Glorii ona nie zauważyła Kim.Kim szybko przemknęła w bok, żeby zejść jej z pola widzenia.I właśnie wtedy usłyszała, że ktoś schodzi po schodach i zbliża się do podestu.Nie miała zbyt wiele czasu na rozważania.Powłócząc nogą, gorączkowo zawróciła i wśliznęła się do schowka ukrytego pod schodami.Najciszej jak mogła zamknęła za sobą drzwi i zasunęła zasuwę.W tej samej chwili usłyszała kroki tuż nad głową.Starała się zapanować nad zdyszanym oddechem.Kroki słychać było coraz niżej, aż wreszcie rozpłynęły się na grubym, włochatym orientalnym dywanie na podłodze salonu.Była przerażona.Teraz, gdy miała chwilę czasu, by się zastanowić, dotarła do niej cała groza jej położenia.Kolano ją bolało.Była kompletnie mokra i zziębnięta.Targały nią gwałtowne dreszcze.Rozmyślając nad wydarzeniami ostatnich kilku dni, Kim zadawała sobie pytanie, czy stan zezwierzęcenia, w jakim znajdował się obecnie Edward i jego współpracownicy, nawiedzał ich każdej nocy.Jeśli tak i jeśli oni się tego domyślali, zmiana atmosfery w laboratorium miałaby swoje wytłumaczenie.Kim ze zgrozą uprzytomniła sobie, że jest wysoce prawdopodobne, iż to oni byli sprawcami rozlicznych wyczynów przypisywanych wściekłemu zwierzęciu lub młodocianym wandalom.Kim zadygotała ze wstrętu.Było rzeczą najzupełniej oczywistą, że właściwą przyczyną wszystkich tych problemów jest Ultra.Wskutek brania tego leku naukowcy „zwariowali”, tak jak ci, którzy w roku 1692 zostali dotknięci opętaniem.Te spekulacje przyniosły jej pewną nadzieję.Jeśli jest tak, jak myśli, to rano muszą powracać do poprzedniej postaci, zupełnie jak w gotyckim horrorze.Trzeba by tylko do tego czasu wytrwać w ukryciu.Pochyliła się i położyła lutownicę i zapalarkę na podłodze.Namacała w ciemnościach ręczniki i wzięła jeden, by się nim wytrzeć.Jej koszula ociekała wodą.Zarzuciła sobie ręcznik na ramiona, pragnąc się choć trochę ogrzać.Obejmując się rękami, usiłowała powstrzymać drżenie ciała.Aby zmniejszyć obciążenie spuchniętego kolana, usiadła na znajdującym się w schowku starym sedesie, bezgłośnie opuściwszy przedtem klapę deski.Minął pewien czas.Wydawało się, że w zamku zapadła cisza.Lecz nagle Kim aż podskoczyła na dźwięk roztrzaskującego się szkła.Miała nadzieję, że naukowcy zaprzestali już poszukiwań, ale najwidoczniej nie.Znów usłyszała odgłosy otwierania drzwi i szafek.Kilka minut później zelektryzowały ją kolejne odgłosy kroków na schodach tuż nad jej głową.Ktokolwiek to był, schodził powoli i często się zatrzymywał.Kim wstała.Co chwila wstrząsał nią gwałtowny dygot, pod wpływem którego deska sedesowa wydawała klekoczący dźwięk.Kim bała się, że zdradzi ją, gdy prześladowcy będą w pobliżu.Stopniowo do jej świadomości dotarł inny dźwięk, który słyszała już od dobrej chwili, ale nie potrafiła od razu go zidentyfikować.Gdy w końcu zrozumiała, co to jest, zadrżała jeszcze gwałtowniej.Ktoś węszył, podobnie jak Edward przedwczoraj w nocy przy szopie.Przypomniała sobie, jak jej mówił, że jednym z efektów działania leku jest wyostrzenie węchu.Zaschło jej w ustach.Jeśli Edward zdołał tamtej nocy wywęszyć delikatną smużkę wody kolońskiej, to może i teraz ją zwęszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]