Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Potocki Jan Rekopis znaleziony w Saragossie
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Domowej (2)
- Eco Umberto Imie Rozy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.czy upuściłaś?Gwenda przytaknęła.- Obok drugiej kępki ostróżek - spojrzaia na dłoń i z roztargnieniem obróciła obrączkę ślubną.- A jeśli już go nie znajdziesz?- To nie był mój prawdziwy pierścionek zaręczynowy.Nie zaryzykowałabym.- Cieszę się.- Jestem bardzo przywiązana do tamtego pierścionka.Pamiętasz, co powiedziałeś, wkładając mi go na palec? Zielony szmaragd, ponieważ jestem takim intrygującym zielonookim kociątkiem.- Śmiem twierdzić - powiedział Giles beznamiętnie - że nasza szczególna forma wyrażania czułości mogłaby się wydać dziwna komuś z, powiedzmy, pokolenia panny Marple.- Ciekawa jestem, co teraz robi ta kochana staruszka.Wygrzewa się na słońcu na ganku?- Raczej coś tropi, o ile ją znam! Węszy to tu, to tam, wypytuje.Mam nadzieję, że nie okaże się, iż któregoś dnia zadała zbyt wiele pytań.- To zupełnie naturalne zachowanie, oczywiście u starszej pani.O wiele bardziej rzucałoby się w oczy, gdybyśmy to robili my.Twarz Gilesa znów spoważniała.- Właśnie dlatego nie podoba mi się.- przerwał.- Fakt, że ty masz to zrobić, budzi mój sprzeciw.Nie mogę znieść myśli, że siedzę z założonymi rękami, a ciebie wysyłam do brudnej roboty.Gwenda pieszczotliwie przesunęła palcem po jego strapionej twarzy.- Wiem, kochanie.Wiem.Ale musisz przyznać, że to jest nieco podstępne.Spowiadanie człowieka z jego romansów to impertynencja, ale taka, która może ujść na sucho, kobiecie; jeśli jest wystarczająco sprytna.A ja zamierzam być sprytna.- Wiem, że jesteś.Ale jeśli Erskine jest tym mężczyzną, którego szukamy.- Nie sądzę, aby to był on - oceniła Gwenda w zamyśleniu.- Chcesz powiedzieć, że szczekamy pod niewłaściwym drzewem?- Niezupełnie.Myślę, że kochał się w Helen, to się zgadza.Ale on jest miły, Gilesie, bardzo miły.Z pewnością nie jest to typ dusiciela.- A ty masz niezwykle dużo doświadczenia w rozpoznawaniu dusicieli, prawda?- Nie, ale mam kobiecą intuicję.- Tak właśnie mówią często ofiary dusicieli.Nie, Gwendo, żarty na bok.Bądź bardzo ostrożna, dobrze?- Naturalnie.Tak mi żal tego biednego człowieka.mieć za żonę taką jędzę.Założę się, że ma z nią ciężkie życie.- To dziwna kobieta.Nieco przerażająca.- No właśnie, jakaś taka złowieszcza.Widziałeś, jak mnie obserwowała przez cały czas?- Mam nadzieję, że nasz plan się powiedzie.Plan został wprowadzony w życie następnego ranka.Giles, czując się, według własnego określenia, jak podejrzany detektyw w sprawie rozwodowej, zajął pozycję w dogodnym miejscu, obserwując bramę wjazdową Anstell Manor.Około wpół do dwunastej powiadomił Gwendę, że wszystko dobrze się składa.Pani Erskine wyjechała małym austinem, kierując się wyraźnie w stronę miasteczka targowego, odległego o trzy mile.Droga była wolna.Gwenda zajechała przed dom, wysiadła i zadzwoniła do drzwi.Zapytała o panią Erskine i została poinformowana, że pani domu jest nieobecna.Wtedy spytała o majora Erski-ne'a.Major był w ogrodzie.Zobaczywszy zbliżającą się Gwendę wyprostował się znad grządki kwiatowej, przy której pracował.- Przepraszam, że zakłócam panu spokój - powiedziała -ale wydaje mi się, że musiałam wczoraj gdzieś tu zgubić pierścionek.Wiem, że miałam go na palcu, kiedy wychodziliśmy do ogrodu.Jest trochę za luźny, ale to byłaby dla mnie wielka strata, ponieważ to mój pierścionek zaręczynowy.Rozpoczęło się poszukiwanie.Gwenda poszła swoimi śladami z poprzedniego dnia, starając się przypomnieć sobie, gdzie się zatrzymywała i których kwiatów dotykała.Wreszcie pierścionek odnalazł się w pobliżu wielkiej kępy ostróźek.Gwenda odczuła ogromną ulgę.- Czy mogę teraz zaproponować pani coś do picia? Rwo? Kieliszek sherry? A może wolałaby pani kawę czy coś takiego?- Nie, dziękuję, naprawdę nie.Zapaliłabym tylko papierosa.dziękuję.Usiadła na ławce, a Erskine obok.Przez chwilę palili w milczeniu.Gwenda czuła przyspieszone bicie serca.Nie ma co się zastanawiać.Musi zaryzykować.- Chciałam pana o coś zapytać - powiedziała.- Zapewne uzna pan to za impertynencję.Ale tak bardzo chciałabym wiedzieć.a pan jest chyba jedyną osobą, która może zaspokoić moją ciekawość.Otóż mam wrażenie, że kiedyś był pan zakochany w mojej macosze.Spojrzał na nią ze zdumieniem.- W pani macosze?- Tak.Helen Kennedy.Później nosiła nazwisko Halliday.- Ach, tak - siedzący obok niej mężczyzna był bardzo spokojny.Wpatrywał się zamyślonym wzrokiem w opromieniony słońcem trawnik.Papieros tlił mu się w ręku.Choć zewnętrznie był spokojny, mięśnie jego ciała naprężyły sięi dzięki temu, że dotykali się ramionami, Gwenda wyczuwała, jak bardzo jest wzburzony.- Sądzę, że to listy - powiedział Erskine, jak gdyby odpowiadając na zadane sobie w myślach pytanie.Gwenda nie odezwała się.- Nie napisałem ich wiele - dwa, może trzy.Powiedziała, że je zniszczyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]