Podobne
- Strona startowa
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Andre Norton SC 2.7 Gryf w chwale
- Beauman Sally Krajobraz miłoÂści
- 681
- § Fowles John Mag
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było ich całkiem sporo.Nagle Ataelus zmienił kierunek i, objeżdżając oddział Kineasza, odbiłnieco na północ.- Diodorze! Zabierz ze sobą.Ajasa i pomóż Scycie.Zajedz ich odflanki.Jeśli cię zignorują, zaczepiaj ich i nękaj.Pozostali.Ustawić się!Natychmiast! Dwuszereg! Jedziemy!Kineasz miał dziesięciu ludzi zdolnych do walki.Nie było ich zatemdużo, lecz pod pewnymi względami przeważali nad napastnikiem.Scytapodprowadził Getów dość blisko.Kineasz pomyślał, że być może uda musię szybko uderzyć, nieco rozproszyć siły przeciwnika i zewrzeć się z nimw bezpośrednim starciu, a wtedy jego duże i syte konie bojowe poradząsobie z kucykami atakujących.- Za mną! Kłusem!Getowie byli coraz bliżej.Z obecnego dystansu mogli widzieć zbroje,ale nie mogli jeszcze dojrzeć rozmiaru koni.- Do ataku! - Kineasz mocno trzymał wodze, gotów na szarpnięcie,gdy jego potężny rumak zerwie się do biegu.Wiedział, że ten koń umiepędzić galopem po nierównym terenie - gdyby się potknął, od razu byłobypo nich.- Artemis! - krzyknął.Zawtórowali mu weterani: A r t e m i s ,A r t e m i s ! Było to blade, wątłe echo okrzyku, który wznosił niegdyś ztrzema setkami żołnierzy, ale i tak brzmiało donośnie.Zwyciężą już przy pierwszym natarciu.Czuł to po prostu, widział na-stępny akt sztuki, jakby sam go napisał.Uniósł się nieco na siodle, ścisnąłkonia kolanami i cisnął oszczepem w jednego z Getów.Następny Getaobrócił kucyka, groteskowo wykrzywiając mu pysk, był jednak zbyt wolny,zatem wierzchowiec Kineasza stratował go, nie zwolniwszy tempa.Jakiśmłokos - odważny lub skamieniały ze strachu - czekał na niego na koniu znapiętym łukiem.Kineasz zniżył głowę, by w razie czego grot strzały trafił85w hełm, i przechylił się do przodu z ciężkim oszczepem w dłoni.Rozległsię brzdęk cięciwy - nawet w bitewnym zgiełku zabrzmiało to osobliwie.Strzała chybiła - bogowie wiedzą, gdzie ją poniosło - a Kineasz oburączprzekręcił oszczep, drzewcem zwalając młokosa na ziemię.Następnie ująłoszczep normalnie, ściągnął wodze, lewą ręką poprawił hełm, żeby móclepiej widzieć, i rozejrzał się szybko dokoła w poszukiwaniu przyjaciół iwrogów.Tuż obok dojrzał Nikiasza, który w krwawiącej dłoni trzymał odwróco-ny oszczep i półgłosem modlił się do Ateny.Po drugiej stronie był Anty-gon ze swoim ciężkim mieczem; jego wierzchowiec podrygiwał nerwowo.Zapach krwi.Nowy koń.Kineasz nie myślał o takich szczegółach, rozpo-znawał je po prostu, tak jak wcześniej objawił mu się cały przebieg bitwy.Nieco dalej dało się widzieć Kojnosa i Agisa.Kojnos dobijał leżącego wtrawie Getę.Na prawym udzie miał długą czerwoną szramę.Pozostali ra-czej nie odnieśli obrażeń.Kineasz kręcił się w miejscu.Obserwował, liczył.Brakowało jednegoczłowieka.Dokoła leżeli w trawie martwi i umierający Getowie.Paru ży-wych było jeszcze na pobliskim wzgórzu.Do jednego z nich Ataelus strze-lił z łuku w plecy.Trafiony osunął się wolno na ziemię, a jego koń zatrzy-mał się i zaczął skubać trawę.Reszta Getów uciekała w popłochu.Siedzącywciąż na koniu Agis próbował cisnąć w nich jeszcze oszczepem, lecz chy-bił i rzucił jakieś przekleństwo.A potem niedobitki Getów zniknęły zawzgórzem i batalia dobiegła końca.Od chwili, kiedy Kineasz dostrzegł wracającego Scytę, minęło ledwomgnienie oka.Kineasza bolały plecy i naciągnięty mięsień w ramieniu.Czuł się, jakby przez cały dzień ciągnął pług przez niezaorane pole.Spoj-rzał na Nikiasza i spytał:- Kogo brakuje?Nikiasz pokręcił zasłoniętą hełmem głową.- Dowiem się - powiedział.I odjechał.Wrócił po chwili, przygarbiony jak starzec.86- Grakchus - powiedział.Odwrócił się, ścisnął w dłoni amulet, poczym znów spojrzał na Kineasza.- Dostał strzałą w gardło, jak ruszyliśmydo galopu.Nie żyje.Kineasz wiedział, że Nikiasz przyjaznił się z Grakchusem; może to byłocoś więcej niż przyjazń.- To duża strata.Głupi barbarzyńcy.Zabiliśmy ich chyba dziesięciu.- Więcej.I mamy trzech jeńców.Chłopak, którego zwaliłeś z konia.Chcesz go?Kineasz skinął głową.- Dlatego go nie zabijałem.On i Kraks mogą coś knuć za naszymi ple-cami.Nikiasz ciężko pokiwał głową.- Dwaj pozostali są ranni.Kineasza dobiegło przerażające, żałosne kwilenie rozlegające się naprzemian z przeciągłym wyciem człowieka, któremu doskwiera niewysło-wiony ból.Podjechał do pierwszego z powalonych przez siebie ludzi; rzutokazał się znakomity - oszczep wbił się w pierś Gety i najpewniej trafił gow serce.Próbował wyrwać oszczep, nie zsiadając z konia, jednak ostrze anidrgnęło.Potem przejechał ostrożnie po kępach trawy, aż dotarł do rannychwrogów.Ten na przemian kwilący i wyjący miał brzuch rozpruty oszcze-pem.Mógłby jeszcze długo pożyć, lecz jego życie byłoby straszne.Drugi zrannych stracił rękę - zadziałał tu czyjś ciężki miecz.Miał twarz pozbawio-ną jakiegokolwiek wyrazu.Drugą ręką próbował zatamować krew, lecznajwyrazniej nie wystarczało mu siły.Nadto wypróżnił się z bólu.Nic tutaj nie różniło się od finałów innych akcji.Wojna w całej jejchwale.Kineasz podjechał do wyjącego i wbił mu w twarz swój ciężkioszczep.Przekręcił grot, wyciągnął go.Geta padł na wznak, nie wydającjuż z siebie żadnych odgłosów.Jeniec bez ręki odwrócił się i spojrzał namartwego towarzysza.Uniósł brwi, jakby w wyrazie zdumienia.- Rób swoje - powiedział do Kineasza słabą, gardłową greką.Kineasz umiał docenić jego odwagę.Pomodlił się do Ateny, by on sam87- kiedy przyjdzie jego kolej - wykazał się podobną dzielnością.Wbiłoszczep, przekręcił, wyciągnął.Zmierć przyszła równie szybko jak po-przednio.- Grakchus każe im pomóc Charonowi przy wiosłowaniu.Biedni nie-godziwcy.Nikiaszu, zapędz niewolników do pracy.Musimy odzyskaćoszczepy.Mój tkwi głęboko w gardle tego tam łobuza.Ktoś jeszcze obe-rwał? - Rozejrzał się.- Połóżcie Grakchusa na jego koniu.Ajas patrzył na niego niechętnie.Trzymał się za ramię.Kineasz wskazał na niego i rzekł:- Pokaż mi ramię, Ajasie.Ajas potrząsnął głową.Kąciki jego ust lśniły bielą.- Antygonie, pomóż Ajasowi zsiąść z konia i obejrzyj jego ramię.Aja-sie, tak właśnie wygląda wojna, nie inaczej, mój chłopcze.Ludzie zabijająludzi.Na ogół silny zabija słabego.No dobrze.Reszta zsiąść z koni,wszyscy prócz Lykelesa i Ataelusa.Razem ze Scytą zajmiesz się końmi.-Lykeles był jednym z najlepszych jezdzców - konie go uwielbiały.Od razuodjechał.Scyta oddalił się już wcześniej i teraz swym krótkim mieczemobcinał włosy Getom, których zabił.Kineasz ledwo nań rzucił okiem, znie-smaczony tym ohydnym barbarzyńskim zwyczajem.Sam dalej siedział w zbroi na koniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]