Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Psellos Michal Kronika
- Tony.Buzan. .Pamięć.na.zawołanie
- Lucas E. Podstęp. O szpiegach, kłamstwach i o tym jak Rosja kiwa Zachód
- Adolf.Hitler. .Mein.Kampf.(osloskop.net)
- Biblia Gdanska
- Siemieński Lucjan Podania i legendy polskie ruskie i litewskie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób będę wiedział, kiedy się poruszy.Leżę zatem na boku, obejmując go ramieniem.Czuję, jak jego ciało napręża się, drży, podryguje, skacze - jak u śpiącego psa.Nie mogę zasnąć.Za każdym razem, kiedy on się z pozoru uspokaja, a ja zapadam w sen, podryguje nagle, wierzga nogą albo wymachuje ręką.W końcu jednak musiał się uspokoić, bo jednak zasypiam.Jestem tak zmordowany, że usnąłbym i na gwoździach.Tym razem budzi mnie cios, w samo oko.Tato gwałtownym ruchem wyrzucił w bok ramię i rąbnął mnie prosto w twarz.Krew leci mi z nosa, mam przeciętą wargę.Dołożył mi solidnie.Idę do łazienki zobaczyć, jak wyglądam.Istny owoc chuligańskiej burdy.Z nosa już mi nie leci, ale warga jest rozcięta od wewnątrz.Ósma rano.W ogóle nie czuję, żebym spał.Za to ojciec przeleżał w łóżku dziewięć godzin, z czego większą część przespał i to całkiem nieźle.Kiedy wracam do sypialni, oczy ma już otwarte.Prowadzę go do łazienki.Jakoś się trzyma na nogach, muszę nim tylko sterować.Siada na sedesie, sika i robi kupę.Nie nawykłem do podcierania dorosłego człowieka.Zawód pielęgniarki zdecydowanie nie jest moim powołaniem - powoli się utwierdzam w tym przekonaniu.Prowadzę go z powrotem do sypialni i pomagam się ubrać.Jest w lepszej formie niż ubiegłego wieczoru, bardziej przytomny.Nawet trochę pomaga mi przy wkładaniu rękawów koszuli i unosi się, żebym mógł naciągnąć mu spodnie.Daję mu śniadanie, potem wyprowadzam do ogródka, sadowię na leżaku i włączam muzykę.Cały czas mówię, a on mi odpowiada.Moje paplanie znaczy dla niego tyleż mniej więcej co skrzek wiewiórki.Nagle, tak jakoś po południu - nie mam pojęcia jak i dlaczego - następuje punkt zwrotny: Tato prostuje się w fotelu i zaczyna odbierać otoczenie.Odwraca głowę i patrzy na mnie, prosto w oczy, z dziwacznym błyskiem rozpoznania.Zdumiony pochylam się ku niemu, on zaś wskazuje palcem w głąb ogrodu.- Mandy polazła w szkodę, Ed.Co za Ed, co za Mandy, w jaką szkodę? W głowie mi się kotłuje.I to wszystko: potem Tato jeszcze tylko parę razy kiwa głową, jakby sam sobie potakiwał, co jest jego odwiecznym zwyczajem.I z powrotem osuwa się w głąb leżaka.Próbuję coś zrozumieć.Ed to musi być jego o rok starszy brat.Obaj chowali się na wsi w Wisconsin.Najlepiej poddać się biegowi myśli Taty.- Nic się nie martw, Jack, wszystko jest w porządku.Chcę go zatrzymać w tym stanie umysłu.Czekam.Po kwadransie pada:- Jim, podaj no mi klucz francuski, osiemnastkę.- Już daję.Zaczyna dopasowywać do siebie dwa przedmioty.W lewej ręce trzyma niewidzialny obiekt i dociska do niego drugi niewidzialny obiekt, trzymany w prawej ręce.Zwiera z całej siły, zaciskając zęby.Próbuje nacisków pod różnymi kątami, postękując z wysiłku w maksymalnym skupieniu.- Jak ci idzie, Jack?On jednak dalej mocuje się z niewidzialnymi częściami.Nie odpowiada.Były to dwie przełomowe chwile tego dnia.Układam go do drzemki, a sam też pakuję się do łóżka razem z nim.Zasypiam, nie wiedząc, czy on też śpi, czy nie.Tym razem nie podbija mi oka ani nic z tych rzeczy: spędzamy obok siebie dwie spokojne godziny.Potem gotuję obiad, jemy.Po obiedzie włączam telewizor.Światło zostawiam zapalone.Sadzam Tatę w bujaku, a sam sadowię się nieco z tyłu.Kołyszę go jak dziecko w kolebce, tak jak sam to zwykle robił: oglądając program, bujał się nieznacznie całym ciałem.Chciałbym odtworzyć jego dawną rzeczywistość najwierniej jak tylko można.Nic to jednak nie daje.Tato zaczyna wychylać się z fotela, w końcu opada na czworaki.Znowu zgarnia na kupkę swoje zwidy i skubie wzory z dywanu.Raczkuje w ten sposób do hallu i dalej, do łazienki.Zagląda w głąb sedesu, tak jak to robią psy: tylko czekam, kiedy zanurzy głowę i zacznie pić.Dźwiga się na nogi, opierając ręce o brzegi umywalki i patrzy na własne odbicie w lustrze: nie rusza się, nie robi nic, tylko patrzy.Potem łapie za kurki gorącej i zimnej wody i zaczyna je ciągnąć do siebie.Nie próbuje kręcić, tylko ciągnie.Prowadzę go z powrotem do dużego pokoju i sadzam w fotelu.Wszystko zaczyna się od nowa.Tato kilka razy powtarza obrządek oglądania framugi drzwi.Obserwuję go i staram się zrozumieć, jak myśli.Jedwabiste uszka wypełnione ziarnem, z każdego pojedynczego ziarenka sterczy lśniący włosek.Ostrożnie zapuszczam w każde ucho po kropli oliwy.Niektóre kolby mają po cztery i pięć, powinny być piękne plony.Z nieba praży słońce, ale ziemia pod stopami ciągle jest wilgotna, osłonięta od słońca i wiatru.Wokół mnie unoszą się połyskliwe, pobłyskujące błękitnawo, zielone, rozłożyste liście i ciężkie od pyłku kity.Ostrożnie, powoli, stąpam przez dżunglę, którą sam stworzyłem, otrząsając świeży pyłek w rozwarte krocza wyczekujących liści.Lekki powiew wiatru.Przystaję i nasłuchuję grzechotania i klekotu kłaniających się ku sobie kit i pozwijanych liści.Co z nim jest? Kim jest ten gigantyczny osesek? Czy taki właśnie był jako dziecko? Czy powrócił w świat dzieciństwa, niepomny całego życia? Nic nie zostało? Czy to możliwe, żeby całe życie człowieka nagle przepadło - ot tak? Jakby ktoś przeciągnął ogromnym magnesem nad taśmami pamięci komputera i wszystko do cna wymazał.I komputer, i taśmy wyglądają tak samo jak przedtem, tylko że już nic w nich nie ma.Kończy wędrówkę wyciągnięty płasko przed telewizorem jak martwy Indianin z kowbojskiego filmu.Mam zbudzić Tatę? Co robić? Trudno podjąć decyzję.Przynoszę koce i okrywam go.Pod głowę wsuwam mu poduszkę, ostrożnie, żeby nie przerwać snu.Śpi głęboko.Usiądę w fotelu i będę miał na niego oko.Zamykam wszystkie drzwi na dwór, zaciągam żaluzje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]