Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- John Leguizamo Pimps, Hos, Playa Hatas, and All the Rest of My Hollywood Friends (2006)
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny (2)
- Kos Kala, Selby John Moc aloha i wiedza huny
- Marsden John Kroniki Ellie 03 Przycišgajšc burzę
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- c5 9aw. Jan Od Krzy c5 bca Dzie c5 82a
- ALCHEMIK
- Terry Pratchett Ciekawe czasy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeżeli uważasz; że moje poglądy są cyniczne, musisz być człowiekiem bardzo sentymentalnym.Mówię o prawdziwych kobietach, nie o tych wyimaginowanych z filmów i nowelek w pismach kobiecych.- Hm.- mruknąłem.Josella siedziała chwilę zamyślona, potem zmarszczyła brwi.Wreszcie powiedziała:- Niepokoi mnie tylko, ile dzieci będą od nas wymagać? Lubię dzieci, ale wszystko ma swoje granice.Po upływie jakiejś godziny bezładna dyskusja dobiegła końca.Michał poprosił, żeby wszyscy, którzy chcą wziąć udział w jego projekcie, zgłosili się nazajutrz przed dziesiątą rano do jego biura i podali swoje nazwiska.Pułkownik nakazał, aby wszyscy ci, co potrafią prowadzić ciężarówki, zameldowali się u niego punktualnie o siódmej rano, po czym zebranie zakończono.Josella i ja wyszliśmy na powietrze.Wieczór był pogodny i ciepły.Reflektor na wieży znów wbijał w niebo swój optymistyczny promień.Księżyc właśnie wzeszedł nad dachem Muzeum Brytyjskiego.Znaleźliśmy niski murek i usiedliśmy na nim, wpatrując się w zacieniony ogród i słuchając cichego szelestu wiatru w gałęziach drzew.Nie przerywając milczenia zapaliliśmy papierosy.Kiedy wypaliłem swego, odrzuciłem niedopałek i zaczerpnąłem tchu.- Josello - powiedziałem.- M - m? - odezwała się, wciąż głęboko zamyślona.- Josello - powtórzyłem.- Co do tych dzieci.słuchaj.byłbym okropnie dumny i szczęśliwy, gdyby mogły być nie tylko twoje, ale i moje.no, słowem.nasze wspólne.Siedziała przez chwilę nie mówiąc ani słowa.Wreszcie odwróciła do mnie głowę.Światło księżyca połyskiwało na jej jasnych włosach, ale twarz i oczy okrywał cień.Czekałem, czując, że w skroniach walą mi młoty, a serce ściska się jakby z bólu.Powiedziała ze zdumiewającym spokojem:- Dziękuję, kochany.Myślę, że ja też byłabym szczęśliwa.Odetchnąłem z ulgą.Młoty jednak nadal waliły, gdy zaś sięgnąłem po jej dłoń, zauważyłem, że ręka mi drży.Na razie nie byłem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.Ale Josella znów powiedziała spokojnie:- To wszystko jednak nie będzie już teraz takie proste.Doznałem wstrząsu.- Co masz na myśli? - spytałem.Zastanowiła się.- Gdybym była na miejscu tamtych ludzi - tu wskazała głową w kierunku wieży - ustaliłabym pewną regułę.Podzieliłabym nas wszystkich na grupki.Powiedziałabym, że każdy mężczyzna, który żeni się z dziewczyną mającą normalny wzrok, musi oprócz tego wziąć dwie niewidome.Jestem pewna, że tak bym postąpiła.Usiłowałem dojrzeć jej twarz okrytą cieniem.- Nie mówisz serio - zaprotestowałem.- Owszem, Bili, mówię jak najbardziej serio.- Ależ posłuchaj.- Czy nie sądzisz, że oni mają coś podobnego na myśli, wnosząc z tego, co mówili?- Bardzo możliwe - przyznałem.- Ale jeżeli to oni ustalą taką regułę, rzecz inna.Nie rozumiem jednak.- To znaczy, że nie kochasz mnie dość mocno, żeby wziąć jeszcze dwie kobiety?Zdębiałem.Zaraz jednak zdobyłem się na protest:- Słuchaj, to czysty obłęd.Cała rzecz jest przeciwna naturze.To, co mówisz.Powstrzymała mnie ruchem ręki.- Bili, wysłuchaj mnie.Wiem, że to, co mówię, w pierwszej chwili wydaje się oszałamiające, ale nie ma w tym nic obłędnego.Rzecz jest najzupełniej jasna.chociaż wcale nieprosta.Bo uważasz, cała ta historia - ręką zakreśliła półkole - sprawiła, że coś się we mnie odmieniło.Jakbym nagle zobaczyła wszystko w innym świetle.Przy tym, co najważniejsze, widzę, że ci spośród nas, którzy przeżyją, będą znacznie bliżsi sobie nawzajem, znacznie bardziej od siebie zależni, słowem, będą znacznie bardziej przypominali zżyte plemię niż dotychczas.Przez cały dzień, kiedyśmy krążyli po mieście, widziałam nieszczęśliwych ludzi skazanych na zagładę.I wciąż sobie powtarzałam: “Gdyby nie przypadek." A potem powiedziałam sobie: “To cud! Przecież wcale nie zasługuję na lepszy los niż ci inni ludzie.Ale tak się stało.Jestem cała i zdrowa, żyję, muszę więc coś zrobić, żeby na to zasłużyć".W jakiś dziwny sposób poczułam ściślejszą więź z innymi ludźmi niż kiedykolwiek przedtem.Dlatego wciąż się zastanawiam, co mogę zrobić, żeby pomóc choćby niektórym z nich.No bo zrozum, musimy coś zrobić, żeby usprawiedliwić ten cud, Bili.Mogłabym być którąś z tych ślepych dziewczyn, ty mógłbyś być którymś z tych błąkających się mężczyzn.Nie możemy dokonać nic wielkiego.Ale jeśli postaramy się zaopiekować choć paroma osobami i dać im choć trochę szczęścia, zaczniemy spłacać odrobinę.mikroskopijną część zaciągniętego długu.Bili, chyba to rozumiesz?Przez kilka minut zastanawiałem się nad jej słowami.- Myślę - powiedziałem wreszcie - że to najdziwniejsze rozumowanie, jakie słyszałem dzisiaj.może nawet w życiu.A jednak.- A jednak rozumowanie jest słuszne, prawda, Bili? Wiem, że jest słuszne, bo wyobraziłam sobie bardzo żywo siebie na miejscu takiej ociemniałej dziewczyny.Mamy szansę stworzyć niektórym, paru spośród tych nieszczęsnych coś zbliżonego do normalnego życia.No więc czy w dowód naszej wdzięczności postaramy się o to, czy też pozbawimy je tej możliwości w imię wpojonych nam przesądów? Do tego się cała rzecz sprowadza.Milczałem.Ani przez chwilę nie wątpiłem, że Josella mówi najzupełniej szczerze.Przypomniało mi się, jak wywrotowe wydawały się współczesnym idee głoszone przez Florence Nightingale i Elżbietę Fry.Takich stanowczych, zdecydowanych kobiet nikt nie zawróci z drogi - a jakże często okazuje się w końcu, że miały słuszność.- Cóż - powiedziałem w konkluzji tych rozmyślań - skoro uważasz, że tak powinno być.Ale mam nadzieję.Przerwała mi szybko:- Bili, wiedziałem, że zrozumiesz.Tak się cieszę, tak bardzo się cieszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]