Podobne
- Strona startowa
- Ahern Jerry Krucjata 8 Koniec jest bliski (SCAN dal 11 (2)
- Corel PHOTO PAINT 11 User Guide
- Jefremow Iwan Mglawica Andromedy (SCAN dal 11
- Terry Pratchett 11 Kosiarz
- Stalo sie jutro Zbior 11
- Callan Book 6 [Stage 11]
- Tom Clancy Oblezenie v 11
- 0275994317 The 9 11 Encyclopedia
- 11.Rozdział 10
- 11.Rozdział 11
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyjacielu Braithwaite - powiedział z namysłem.- Czy wziąłeś pod uwagęmożliwość, że przyjaciel Cerdal sam jest zródłem swoich problemów? Presja związana zrywalizacją o najwyższe stanowisko mogła wywrzeć negatywny wpływ na jego zwykleświetnie zintegrowaną osobowość.Może twoja teoria na temat zródła ksenofobii jestcałkowicie mylna?- Zastanawiałem się nad tym, doktorze Prilicla, i odrzuciłem taką możliwość.Jednak zprzyjemnością i ulgą posłucham, jeśli ktoś z was udowodni mi, że nie mam racji.Prilicla zaświergotał śmiechem.- Chętnie sprawię ci tę przyjemność, przyjacielu Braithwaite.Jak jednak dokładniemiałbym tego dokonać?Porucznik przekazał empacie wszystkie potrzebne informacje, Conway i Thornnastordopowiedzieli swoje.O Mara stwierdził z satysfakcją, że Braithwaite potrafił świetnie sięodnalezć nawet w obecności trójki czołowych medyków Szpitala.Nie wykazywał ani śladuuniżoności.Gdy lekarze wyszli z gabinetu, przez kilka chwil zalegała w nim cisza.- Być może nie wie pan, co właściwie robi, poruczniku, ale robi to pan bardzo dobrze -powiedział O Mara.- A teraz, po rozstawieniu po kątach kompletu naszych sławmedycznych, zapewne ma pan robotę dla mnie?- Docenię każdą pomoc czy radę, jakiej zechce mi pan udzielić, sir - powiedziałBraithwaite.- Albo polecenie.Jeśli to możliwe, chciałbym, abyśmy oboje porozmawiali zpersonelem z oddziału Tunneckisa.- A gdybym mniej taktownie powiedział panu, że na pewno pan się myli i powinienporzucić obecny trop, to co wtedy?- W pewnych okolicznościach negatywna sugestia też może być użyteczna - odparł zkamienną twarzą Braithwaite.- Dyplomata - rzucił O Mara takim tonem, jakby chodziło o przekleństwo.Przezchwilę rozglądał się po wielkim i pięknie urządzonym gabinecie.Przez szklane ściany widaćbyło personel krzątający się w sekretariacie.- Jeśli trafi pan ostatecznie tutaj, spodoba się tupanu.Gdy mija już pierwszy atak paniki i dociera do człowieka, że może być uprzejmy, kiedyzechce, a nie wtedy, gdy musi, talenty dyplomatyczne bardzo się przydają do smarowaniamaszynerii Szpitala.Ale to i tak nie moja dziedzina i wszędzie indziej czuję się lepiej.Wstał nagle i obszedł olbrzymie biurko, stając obok Braithwaite'a.- To twój pokaz.Prowadz, poruczniku.Valleschni była już po dyżurze, co znaczyło, że musieli włożyć kombinezonyochronne, aby porozmawiać z nią w prywatnej kabinie.Chlorodyszni w ogóle nie używaliubrań.Półprywatne okoliczności spotkania sprawiały, że musieli chwilami na nią spoglądać,co nie zawsze było miłym doświadczeniem.Po krótkim powitaniu O Mara wbił oczy w kiśćczegoś oleistego, co rozkładało się na ścianie.Zapewne była to roślinność ozdobna, która dlachlorodysznych mogła pachnieć nawet ładnie.Rozmowę poprowadził Braithwaite.- Już myślałam, że wizyta aż dwóch psychologów oznacza, że coś jest ze mnąnaprawdę nie tak - powiedziała siostra przełożona, gdy porucznik wprowadził ją w sprawę.-Wy jednak chcecie wiedzieć, ile czasu spędziłam przy pacjencie Tunneckisie.Niewiele, odrazu powiem.Kilka minut dziennie.Dalej, czy zauważyłam jakieś zmiany w myśleniu albozachowaniu moim czy kogokolwiek spośród personelu, nawet takie, które były bardzo drobnei mogły pozostać prawie niezauważone, o potrzebie terapii nie mówiąc.Jesteście pewni, żeto nie Cerdal potrzebuje terapii? - spytała, poprawiając nogi, które przypominały krótkiekolumny złożone z żółtozielonych pasm splecionych wodorostów.O Mara zaśmiał się cicho, ale zaraz się opamiętał.W odróżnieniu od KelgianIllensańczycy byli zdolni do okazywania uprzejmości, jeśli im na tym zależało.Zapewnesiostra nie była akurat w humorze.Albo może i znielubiła nowego psychologa pod wpływemsiejącego ksenofobię pacjenta, chociaż istnienia tego czynnika Braithwaite musiał dopierodowieść.Możliwe jednak, że była tylko zirytowana, iż ktoś zabiera jej czas.- Znam własne wahania nastroju i niekiedy nie bywają one wcale drobne - powiedziałaValleschni.- Znam też zachowanie mojego personelu.Zmiany mogą być spowodowanewieloma czynnikami.Uwagą wykładowcy na zajęciach.Trudnościami w relacjachseksualnych, które odbijają się na pracy oddziału.Wieloma rzeczami, przy czym stopień ichważności pozostaje kwestią mocno subiektywną.Epizody utraty panowania nad sobą czychwilowe akty niesubordynacji dotykają mnie bezpośrednio.Moja kultura jest bardzozaawansowana medycznie, jednak większość tlenodysznych, takich jak wy, okazuje się natyle ograniczona, że ocenia nas negatywnie tylko na podstawie wyglądu, stosując wobec naswłasne kanony piękna.Nawet twój bezpośredni przełożony woli patrzeć na kwiatek niż namnie.Co do tamtej istoty, jasne jest, że nie lubimy się nawzajem, ale nie sądzę, aby była to ażksenofobia.- Ja jednak sądzę, że to właśnie jest ksenofobia.- powiedział Braithwaite, tracąc namoment panowanie nad sobą.O Mara przerwał mu chrząknięciem.Porucznik pojął, że ma zostawić temat.- Teraz, gdy została już pani oficjalnie powiadomiona o wystąpieniu problemu, naszdział będzie wdzięczny za wszelkie informacje, które będzie nam pani mogła przekazać -powiedział Braithwaite, odzyskując spokój.- Oczywiście porozmawiamy też z innymipracownikami oddziału, którzy mieli bliski kontakt z pacjentem Tunneckisem.Dziękuję zawspółpracę, siostro.Gdy wyszli na korytarz, porucznik pokręcił głową i pokazał na drzwi Valleschni.- Illensańczycy nie są zwykle tak nieuprzejmi - powiedział.- To mogły być przejawyrodzącej się ksenofobii.- To nadal pańska sprawa, poruczniku - stwierdził O Mara.- Dokąd teraz?O Mara nie korzystał zwykle ze stołówki, chcąc uniknąć konieczności podejmowaniauprzejmych rozmów z przygodnymi współbiesiadnikami.Wiele z nich dotyczyło medycyny,o której wolał się nie wypowiadać, inne zaś plotek.Szczególnie w tym drugim przypadkuistniało ryzyko, że podejmując pogawędkę, znajdzie się nagle w pracy, wyczuwając urozmówcy taki czy inny problem.Duże znaczenie miał też jego osobisty brak cierpliwości doludzi, wzmocniony kelgiańskim zapisem.Ostatecznie zdecydował się więc jadać w swoimgabinecie albo kwaterze, przez co teraz zaistniała obawa, że stołownicy zaczną go sobiepokazywać palcami albo mackami, poruszeni tym bezprecedensowym zdarzeniem.Wyszłojednak inaczej.Braithwaite i O Mara mogliby nawet ogniem zionąć, i tak nikt by na nich niezwrócił uwagi.Niemal wszyscy obecni w wielkim pomieszczeniu stali na tym, co kto miał, i machaliwszelkimi możliwymi wyrostkami, pokazując na stolik przy ścianie, gdzie rozgrywało się cośabsolutnie niezwykłego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]