Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rourke bynajmniej nie myślał o końcu świata.Z ciekawością smakował uczucia, które rodzą się w każdym z nas, gdy kochamy dwie kobiety jednocześnie.ROZDZIAŁ XXXIPaul był nieco zdegustowany, czując na sobie ciekawy wzrok żony Rourke’a.Zrobiła dla nich po drinku i siedzieli teraz, dyskutując o kulinarnych gustach nieobecnego gospodarza.- Zdaje się, że John zna się na trunkach tak samo, jak na damskiej odzieży.Uśmiechnął się.- To prawda.Masz szczęście, że nie jestem szkockim pijakiem i nie przepadam za Seagreams Seven.- Nawet gdybyś nim był, Paul, nie dałbyś rady tym wszystkim beczułkom whisky - prowokowała go.- John dobrze wiedział, co robi.Dokończyła drinka i poszła do kuchni, by przygotować następne.Paul - siedzący nadal w wielkim pokoju - usłyszał nagle jej pełen zdziwienia okrzyk.Zerwał się i pobiegł za nią do kuchni.Sarah stała na środku, nieruchomo wpatrując się okrągłymi z zachwytu oczami w kuchenkę mikrofalową.A więc będzie mogła znowu gotować.Opuścili kuchnię i powrócili do wielkiego pokoju.Postawiła drinki na stoliku i usiadła na kanapie.Podkuliła nogi pod siebie, poprawiając pożyczoną spódniczkę i wygładzając ją na udach.Ciągle myślała o Natalii.John i ona mieli razem dokonać czegoś wielkiego, ale nie rozumiała, o co chodzi.Napiła się i popatrzyła na Paula Rubensteina.Wydawał się być czymś podenerwowany.- Coś nie tak, Paul?Spojrzał na nią, poprawiając na nosie okulary w drucianych oprawkach.- Nie, wszystko w porządku.- Jednak coś cię gryzie.Czy chodzi o to, że John zostawił cię tutaj z nami?- Nie mógł mnie zabrać z powodu mojego ramienia.No cóż.Stało się.To nie jego wina.- Jest jednak coś, co cię niepokoi - upierała się Sarah.Gdy stawiała drinka na krawędzi stolika, jej wzrok padł na zdjęcie leżące na kanapie.Przedstawiało całą ich rodzinę.Przypomniała sobie, kiedy było zrobione.- Ja.- Rubenstein zaczął, przerywając jej wspomnienia- Co takiego?- Muszę z tobą porozmawiać.Nie powinienem.- rozkaszlał się gwałtownie.Uświadomiła sobie, że pierwszy raz od dłuższego czasu nie miała przy sobie broni.Nosiła spódnicę i siedziała na wygodnej kanapie w bezpiecznym miejscu.- Myślę, Paul, że zostaniemy przyjaciółmi.Dzieci bardzo cię polubiły.Czasem trzeba po prostu powiedzieć komuś.Paul wstał.“Za szybko” - pomyślała.Przeszedł na kanapę i stanął obok szklanej gabloty na broń.Teraz były tam tylko same uchwyty.Słyszała dalekie szemranie podziemnych strumieni, które napełniały zbiornik.Zastanawiała się, skąd bierze się ta woda i gdzie podziewa się jej nadmiar.Zbiornik nie wydawał się głęboki.Zawsze z przyzwyczajenia sprawdzała głębokość wody.Nagle Paul zaczął mówić:- Zanim spotkałem twojego męża.Jego głos łamał się.Ciągle tracił oddech.Być może z powodu bólu ramienia, a może z innej przyczyny.- Po prostu: pracowałem za biurkiem w Nowym Yorku.Miałem dziewczynę, ale tego miasta już nie ma i jej pewnie też.Odwrócił się i wpatrywał się w Sarah szeroko otwartymi oczami.- Jeśli to, o czym pisał wuj Natalii jest prawdą i świat zamieni się w jedną gigantyczną trumnę.Przecież staramy się postępować dobrze w życiu.Co ja, u diabla.Rzut oka na jego twarz przekonał ją, że toczy ze sobą walkę, że ledwo powstrzymuje się od mówienia.- Jesteś samotny - szepnęła.- Znam to uczucie, Paul.Johnowi wydaje się, że ma mnie i Natalię, ale naprawdę nie ma żadnej z nas.Spojrzeli sobie w oczy.Nie było już nic więcej do powiedzenia, ale oboje wiedzieli, że to się tak nie skończy.ROZDZIAŁ XXXIIGenerał Ismael Warakow siedział za biurkiem w swym gabinecie bez ścian, pomiędzy muzealnymi eksponatami.Wpatrywał się w figury mastodontów.Za szkłem dwa wymarłe dawno stworzenia walczyły ze sobą na śmierć i życie.Powoli pokręcił głową.Raporty.Ani śladu Natalii, Amerykanina Rourke’a i młodego Żyda, pomagającego jego bratanicy.Zupełnie tak, jakby rozpłynęli się w powietrzu.Jakby wyparowali.Uśmiechnął się ironicznie - wyparowali?Jego buty leżały pod biurkiem.Poruszał palcami obolałych stóp.Raporty.Nie było też śladu po żonie i dzieciach Johna Rourke.Warakow poszukiwał ich od tygodni.Oczywiście było to otoczone tajemnicą.Chciał mieć jeszcze jeden argument w ręku, rozmawiając z Amerykaninem.Raporty.Następca Karamazowa, Rożdiestwieński, odnalazł w Centrum Kosmicznym Johnsona dwanaście kapsuł i - co najważniejsze - serum.Informacje te potwierdził agent Warakowa umieszczony w KGB.Amerykańskie kapsuły były porównywalne z ich rosyjskimi odpowiednikami.Serum, które miało teraz KGB, mogłoby wystarczyć dla tysięcy ludzi.Wszystkie siły wojskowe były kierowane na granicę Luizjany i Teksasu.Miała się tam odbyć ostatnia bitwa z ocalałymi siłami USA II.Nie chodziło o zwycięstwo - miała to być zwykła rzeź.“Chyba, że chciano zaabsorbować armię działaniami zbrojnymi, żeby nikt nie odkrył prawdziwej istoty “Łona” - pomyślał Warakow.Niewielka grupa ludzi z GRU i personelu armii, którym ufał, była ciągle przy nim.Czekali na rozkazy.Nie znali misji ani jej celu.Ich działania bez Natalii i Rourke’a byłyby bezsensowne.Musieli więc czekać w bezczynności.Wstał, ciężko i powoli.Zaczął wpychać stopy w buty, patrząc na Katię, śpiącą na fotelu ze skóry obok jego biurka.Leżała zwinięta w kłębek jak kot.Chciała z nim zostać do końca.Zaczął chodzić.Stopy dawały mu się bardzo we znaki.Wszystko przez to, że mało spał i odpoczywał.Podszedł do figur mastodontów i zaczął się im przyglądać.To muzeum cieni.Budynek był już prawie opuszczony.Zostało tylko kilkunastu jego ludzi i agenci KGB umieszczeni tu przez Rożdiestwieńskiego.Nikogo i nic więcej.Popatrzył na walczące na śmierć i życie giganty.- Marks miał rację co do historii - szepnął w ciemnościach.ROZDZIAŁ XXXIIIRożdiestwieński poczuł delikatny wstrząs.Samolot wylądował.Był to nieduży, zarekwirowany przez KGB rządowy odrzutowiec.Po chwili zaczął kołować na płycie lotniska.Stał przy zamkniętych drzwiach ciśnieniowych.Przez umieszczony w nich iluminator widział górę Cheyenne.Olśniewające potoki słońca spływały na lotnisko.Drugi pilot manipulował przy kontrolkach drzwi, które po chwili wysunęły się na zewnątrz.Automatycznie zaczęły się rozkładać schody pasażerskie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]