Podobne
- Strona startowa
- Ahern Jerry Krucjata 8 Koniec jest bliski (SCAN dal 11 (2)
- Corel PHOTO PAINT 11 User Guide
- Jefremow Iwan Mglawica Andromedy (SCAN dal 11
- Terry Pratchett 11 Kosiarz
- Callan Book 6 [Stage 11]
- Tom Clancy Oblezenie v 11
- 0275994317 The 9 11 Encyclopedia
- 11 Szlifierz umysłów
- 11.Rozdział 10
- Robert Jordan Ognie Niebios
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do czasu wydania diagnozy.Wzywam panu samochód.- Nie trzeba.Pójdę na piechotę, tylko.- Niech pan kończy.Ma pan jakieś życzenie, które boi się pan wypowiedzieć, czy tak?- Tak.- Proszę mówić.- Chcę, żeby zostawiono mnie w spokoju.Niech lepiej będzie tak, jak jest.Przecież ja.także.jestem automatem, tylko że wyższej klasy, egzemplarzem próbnym wypuszczonym przez firmę "General Bionic".przekład : Michał SiwiecDYMITR BILENKINTEST NA ROZSĄDEKPeter nadal zwlekał, choć należało bez wahania wejść, obudzić Eva, jeśli ten spał, i przyznać się, że on, inżynier kosmonauta pierwszej klasy Peter Funny, ujrzał widmo.Zdarzyło się to w jednym z tych dalekich przedziałów, gdzie monotonna wibracja przypominała o bliskości anihilatorów przestrzeni - czasu.Tuż obok uwięziona była siła mogąca bez trudu roznieść w strzępy niewielką planetę, nic więc dziwnego, że.w tych ciasnych, skąpo oświetlonych i wypełnionych drganiem przejściach mimo woli odczuwało się niepokój.Peter czuł się jednak nie gorzej niż zwykle.Zapewne zdziwiłby się więc, gdyby dowiedział się; że w nim, władcy tej monstrualnej machiny, drzemie ten sam niepokój, jaki odczuwał jego daleki przodek, gdy potęga przyrody dawała o sobie zdać ogniami błyskawic czy też groźnym zapachem sunącego po śladach drapieżnika.Właśnie kończył obchód, kiedy przykuł go do miejsca, nie do pomyślenia wręcz w tej strefie, odgłos pokasływania.Odwrócił się.Nikogo i niczego.Pusty korytarz, mglista emalia ścian, żmijowate cienie kabli i rur.I wstrętne niczym dotknięcie pajęczyny uczucie, że spoczywa na nim czyjś obcy wzrok.- Oleg, to ty? - krzyknął.Korytarz milczał.Peter był sam, zupełnie sam w trzewiach miarowo pracującej maszyny.W chwilę później zrozumiał niedorzeczność, a nawet śmieszność swojej pozy i zabrawszy torbę z testerami, by dać do zrozumienia, że gotów jest natychmiast naprawić każdą kaszlącą, kichającą czy też chichoczącą usterkę, zdecydowanym krokiem ruszył w stronę miejsca, z którego dobiegło go pokasływanie.Ale nie zdążył zrobić nawet dwóch kroków, kiedy od ściany oderwało się coś tak szybkiego i bezkształtnego, że pamięć zarejestrowała to jako rozpędzony obłok czarnego dymu, który niknąc za zakrętem błysnął ze swej ciemnej głębi dwiema krwawoczerwonymi źrenicami.Kiedy osłabłe nogi wyniosły Petera na placyk, gdzie znikło owo "coś", po obu jego stronach nie było już niczego prócz bliźniaczo do siebie podobnych, wypełnionych drżeniem, korytarzy: Peter przebiegł je do końca, obejrzał się, i po raz pierwszy odległość dzieląca go od zamieszkanych pomieszczeń gwiazdolotu wydawała mu się tak przerażająco duża.Sprawa była całkowicie jasna.Zdarzało się i wcześniej, że długi lot odbijał się na nerwach kosmonautów, chociaż, o ile Peter pamiętał, nikomu nigdy jeszcze nie ukazywały się widma.Tym gorzej dla niego.O tym, co zaszło, obowiązany jest zameldować lekarzowi, czyli staruszkowi Evowi, a co będzie, nietrudno się domyślić.Nagle zrobiło mu się żal samego siebie.To niesprawiedliwe, niesprawiedliwe, niesprawiedliwe! Dlaczego właśnie on? Za co? Jak do tego w ogóle mogło dojść, przecież czuł się nie gorzej niż zwykle!- Śpisz, Ev? - zapytał cicho poprzez zamknięte drzwi.Głupie pytanie.Przecież to jasne, że o tej późnej godzinie pokładowej nocy główny lekarz, a jednocześnie biolog ekspedycji wysypia się po trudnych dniach na Bisserze.Może więc nie należy go budzić?Peter pogładził podbródek.Obowiązany jest opowiedzieć o tym, co mu się przydarzyło, zgoda.Ale jest różnica, czy zrobi to teraz, czy później.Zasadnicza różnica! Bardzo wątpliwe, czy jego reakcje są teraz w normie.Ale jeżeli wypocznie, wyśpi się, to wtedy.A więc postanowione.Peter Funny wszedł do swej kajuty, rozebrał się i położył.W kajucie było cicho.Nic tu nie przypominało o szybkości, z jaką śpieszący na Ziemię gwiazdolot pokonywał przestrzeń.Gwiazdolot, na którego pokładzie, choć było to nieprawdopodobne, zobaczył widmo.W kilka minut później Peter zasnął.Miał przecież tak jak każdy kosmonauta mocne nerwy.Ale spał źle.Tam na Zielni, gdzie się znalazł, leżał w hamaku, który nagle zamienił się w pajęczynę, i serce zmroził strach, bo wprawdzie pająka nigdzie nie było widać, ale lada chwila powinien się był pojawić.Peter wiedział, że jest on tuż obok, gdyż czuł dotknięcie włochatych łap, ale poruszyć się nie było można, a co najgorsze, pająk był niewidzialny.Potem wciąż jeszcze leżąc w pajęczynie patrzył w mikroskop, co, jak wiedział, było ostatnią szansą zdania przez niego egzaminu, od którego zależało wszystko.Ale w mikroskopie zamiast pająka widać było rude, nachalne wąsiki Eva i zrozpaczony Peter zastanawiał się, czy to rzeczywiście końcowy egzamin, choć doskonale wiedział, że tak.Z wysiłkiem odepchnął wstrętny mikroskop, by wziąć następny; mikroskop potoczył się jak kula, a kula ta rosnąc błysnęła nagle lodowatym płomieniem i serce Petera ścisnął ból, gdyż to już nie była kula, lecz zgęstek neutrinowej gwiazdy.A więc to tak powstają galaktyki.- błysnęło w sparaliżowanym strachem mózgu.W jego koszmary senne wtargnął nagle jakiś hałas.Poderwał się i nasłuchiwał.Serce biło jak oszalałe, ale jawa już uporała się z majakami.Gdzieś blisko rozlegało się pukanie i jakby krzyki.Zgadza się: ktoś przeklinając na czym świat stoi walił od wewnątrz w zamknięte drzwi toalety.Peter szarpnął za klamkę i ze środka niczym kot z worka wyskoczył Oleg.- Czyje to żarty? - wrzasnął nie dając Peterowi dojść do słowa.- Też mi zabawa, humor na poziomie ameby, jaskiniowe dowcipy !- A to już wtedy znano dowcipy? - zapytał osłupiały Peter.Pytanie było tak głupie, że obaj zamilkli i gapili się jeden na drugiego.- Dacie się wreszcie człowiekowi wyspać? - dobiegł z tyłu niezadowolony głos.Skrzypnęły drzwi i na korytarz wysunęła się głowa Eva.- Co to za latanina i rwetes? Obrzucił spojrzeniem na pół rozebranych kosmonautów.- Ktoś zamknął Olega - powiedział zdetonowany Peter.- Aha! - powiedział Ev.- A w reaktorze jeszcze nikogo nie spalono? Czas najwyższy.- Faktem jest, że ktoś mnie zamknął - burknął Oleg.I zrobił to z największą satysfakcją, bo cały czas chichotał jak głupi.Chciałbym wiedzieć.- Tak, to bardzo ciekawe - przytaknął Ev.- Jesteśmy na pokładzie gwiazdolotu czy w ZOO?- To mógł zrobić niesprawny cyber-sprzątacz - podsunął Peter.- Aha! - oczy Eva zabłysły.Otulone galaktycznym mrokiem żelazko złowieszczo podkradało się do nocnych pantofli śpiącego kosmonauty.- Tak nawiasem, Peter, co ty zrobiłeś ze swoimi pantoflami?- Z czym?Wszyscy spojrzeli na nogi Petera.Na jego dziurawe, upstrzone purpurowymi plamami nocne pantofle.- Koniec świata - westchnął Oleg.- Pełno kawalarzy.- No, Peter, czym ty je tak urządziłeś?- Ev.- głos Petera drgnął.- Muszę z tobą porozmawiać, Ev.Widziałem zjawę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]