Podobne
- Strona startowa
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Shepherd Joel Próba krwi i stali 02 Petrodor
- Professional Feature Writing Bruce Garrison
- Silverberg Robert Oblicza Wod
- 01R17 (5)
- Potocki.Jan Rekopis.znaleziony.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wędrowali tra-dycyjnym sposobem, na własnych nogach lub grzbietach jucznych zwierząt.Naco im Wędrowiec w takich okolicznościach? W razie nagłej potrzeby będą miećMyszkę, który jest jeszcze lepszy od niego.Jak długo on ma jeszcze wlec się bezżadnego celu po kraju? I co miałby robić w Górach Zwierciadlanych, skoro tamnawet porządnej wody nie ma? Zostaję, tatk.Mam trochę pieniędzy, jakoś się urządzę.Nie tu, ale niedale-ko.159W tym momencie zobaczył, jak Pławik oddycha głęboko, odpręża się ledwodostrzegalnie, zupełnie jakby ominęło go jakieś niebezpieczeństwo.Natychmiastzrozumiał: przez lata jego brat zdążył przywyknąć do myśli, że to on obejmiedziedzictwo po ojcu, choć był tym młodszym.Starszemu przeznaczono los magai nikomu nie przyszłoby do głowy, że mógłby osiąść w rybaczówce.Jego nagłypowrót wstrząsnął posadami niewielkiego świata Pławika i objawił się jako za-grożenie, choć oczywiście cieszył się szczerze, że Wężownik ocalał. Ot, mądrze gadasz! ucieszył się Ocios. Akurat na Oku jeden magchałupę stawia.Mówca on jest, to pewno umyślnego szukać będzie.Nadasz musię.Przy nas ostaniesz i robota dla cię się najdzie, nie ino przy bebeszeniu ryby!Wężownik zesztywniał. Mówca? Stawia na wyspie wieżę przekaznikową? Ano potwierdził Pławik między jednym ruchem szczęk a drugim.%7łułpracowicie cierpnik.Dziąsła i język miał już czerwone jak owoc głogu. Co rusz przypływa.A to po wędzonego wstęgora, a to po smarowidło nakomary, a to znowuż kobitę do posługi umówić. Często tu bywa? Dwa, trzy razy na księżyc to już mus.Ale czasem to tylko kogo wybierzei z daleka mu do łba włoży jakie dumki.Na Oku robotniki siedzą trza im żarciaalbo co krypą przewiezć.Mówią, co na ostrowiu ten mag pierwszy, a ino patrzećjak inni ściągną, bo tam jakieś ważne zielska nalezli i hodować chcą.Wężownik zwiesił głowę.W jednej chwili wszystkie jego plany się zawaliły. Posłuchajcie.Kiedy płynąłem na Smocze Wyspy, to nie było dla zabawy.Nie podobało mi się, że Krąg mnie po kątach rozstawia, jakbym był ich własno-ścią.Ja.uciekłem.Ocios tylko mruknął coś niewyraznie.Wężownik ciągnął dalej: Wolałbym zostać w domu, ale skoro kręci się tutaj Mówca, to nie założył-bym się o własną skórę.Znajdzie mnie, to pewne.A wtedy nie tylko ja ucierpię,wy też.Oni potrafią być mściwi. To i ja wiem burknął Ocios. Oj, synek, długoś ty tutaj nie pobył dodał z westchnieniem. I gdzie tera pójdziesz? Przed siebie.A jak ktoś was o mnie spyta, lepiej żebyście nie wiedzielidokąd. Ale przyjdziesz jeszcze? wyrwało się Strużce. Pewnie.Kiedyś na pewno, Strużynko uśmiechnął się smętnie. Prze-cież kocham was wszystkich.Powiem ci coś: talent to nie jest wcale taka wspa-niała rzecz.Lepiej byłoby mieć was, niż być magiem. Szkoda, co cię matka nie słyszy odpowiedziała cichutko.160* * * Czy teraz wszyscy po kolei będą odwiedzać mamusie i ojczulków? spy-tał zgryzliwie Promień. To jakiś obowiązek, czy co? Myszuchna odgrzebujesentymenty.Kamyk ma kryzys i się umartwia.Ciekawe, w jaki sposób Wężowni-kowi się rozum obsunie.A kiedy ty się wybierzesz do swoich? A dlaczego ty się tak wściekasz? odparł Koniec. Od wczoraj miotaszsię jak kot, któremu ktoś ogon przydeptał.Czy ma to związek z tym miejscem? To miejsce rozciągało się przed nimi piękną panoramą murów z piaskowcaw całym wachlarzu kolorów, od barwy jasnego piwa do prawie białej.Subtelnąkompozycję brył, arkad i tarasów podkreślały tu i ówdzie plamy świeżej zieleni staranie pielęgnowanych ogrodów należących do majętnej warstwy mieszkańcówstolicy.W perspektywie, za całym tym bogactwem ażurowej sztuki kamieniar-skiej, wznosiły się ku niebu lśniące złotem i emalią kopuły Pałacu Tysiąca Kom-nat, gdzie mieszkał sam cesarz, Zwiatłość Lengorchii , Pan Panów , Ogniwoz rodu N ass-aiena.Oraz zmienna liczba grzejących się w cieple jego łask dwo-rzan z całym mrowiem służby. Który pałac jest twój? spytał Koniec.Siedzieli wraz z Promieniem w pewnym oddaleniu od miasta, na jednym zewzniesień otaczających je od południa.Za plecami mieli winnicę, zazdrośniestrzeżoną przed zakusami złodziei gęstym, bardzo kolczastym żywopłotem.Za tonic nie zasłaniało im widoku od przodu.Z samego rana Wiatr Na Szczycie wybrałsię do miasta, z nadzieją pozbycia się reszty jedwabiu za dobrą cenę.Pozostalirozbiegli się po ulicach i placach, podziwiając uroki stolicy.Brakowało Wężow-nika, który postanowił odwiedzić rodzinę nad jeziorem położonym bardziej nazachód.Promień, ku ogólnemu zdumieniu, sam zaofiarował się, że przypilnujezwierząt, a Koniec po namyśle postanowił zostać razem z nim. Widać stąd twój dom? powtórzył pytanie.Iskra wzruszył ramionami i wskazał niedbale palcem okolice cesarskiego pa-łacu. Gdzieś tam, w obrębie Większego Miasta.Ale to było tylko tymczaso-we lokum.Dwadzieścia czy trzydzieści komnat.za ciasno.Książę chciał kupićPałac Orchidei, ale nie wiem, czy to zrobił.Siedziba rodowa jest w Brin-ta-enai mieliśmy tam dużo więcej miejsca. Uwielbiam, kiedy wpadasz w ten wielkopański ton. Dwadzieścia albotrzydzieści komnatek , ciasnota straszliwa.%7łyć tak nie sposób! Zdaje mi się, żemiałeś wtedy więcej pokoi, niż teraz masz koszul. Przynajmniej nie muszę się zastanawiać, którą wybrać. Komnatę?161 Koszulę. Nie masz ochoty, żeby jednak zobaczyć się z matką? Wiedziałaby chociaż,że żyjesz. Nie uciął krótko Promień, ale Koniec nie dawał za wygraną.Intrygowa-ło go, dlaczego Iskra tak zażarcie unika wszelkich rozmów o swym poprzednimżyciu.Poza nieistotnymi szczegółami, nikt nie wiedział o nim prawie nic. Dlaczego tak boisz się ujawnić? Przecież cesarz nie rozkaże cię zagotowaćtylko za to, że ratowałeś życie.Nie była to obraza majestatu.To znaczy.nie ażtak straszna.Promień milczał uparcie. A może wcale nie chodzi o księżniczkę, ale właśnie o dom? Czy było cośniedobrze u ciebie w domu?Iskra gwałtownie obrócił ku Mówcy rozgniewaną twarz. A co cię to obchodzi, szpiclu?! Pewnie, że niedobrze! U nikogo z nas niebyło cacy i ślicznie, bo inaczej nie bylibyśmy tu razem! A dlaczego ty pierwszynie zaczniesz się zwierzać? Z czego? bąknął zmieszany Koniec. Z czegokolwiek burknął Promień agresywnie. Może jestem ciekaw,dlaczego ty uciekłeś, skoro podobno miałeś taką cudowną rodzinę?! Ojciec godny ziemianin, matka istne bóstwo poświęcenia, kochające rodzeństwo jak z bajki! I co mi powiesz? %7łe to wszystko prawda rzekł Koniec sucho. Miałem dobry dom,kochającą rodzinę i to nie z ich powodu tu jestem. A z jakiego?Mówca potrząsnął głową. Nie mogę powiedzieć.Może kiedyś.Na razie jeszcze nie. To jakaś potworna tajemnica? Jeżeli o tym powiem, to komuś, do kogo będę miał bezgraniczne zaufanie.A ty, Promień, bez urazy, nie jesteś tym człowiekiem.Nadąsany Iskra myślał nad tym długo, podpierając twarz dłonią i patrząc napanoramę stolicy.Z tej odległości nie słychać było żadnych odgłosów kilkuty-sięcznego miasta, a ludzie rojący się u podnóża murów obronnych, w bramach i nadrogach wyłożonych kamieniami wyglądali jak skupisko maleńkich, ciemnychowadów. Nie znoszę swoich rodziców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]