Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Dikotter Frank Wielki głód
- Kosinski, Jerzy Malowany ptak
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coraz bardziej traci zmysły.Powiedział tylko, \e sprawcą tego morderstwa jest Manon i trzeba jej szukaćw Sartuis.Powiedział, \e wróciła do zródła.Do domu matki.Luc był prawdziwym jasnowidzem.Skończyłem rozmowę i dodałemjeszcze gazu.Zwiatło niebieskiej lampy furgonetki \andarmówprzesuwało się po zboczach gór.Muszę przyjechać przed mmi.OcalićManon.Jeszcze bardziej docisnąłem pedał gazu.Przy wjezdzie do miasta skręciłem na lewo.Przypomniałem sobiedrogę wiodącą wzdłu\ linii kolejowej, bez skrzy\owań, bez czerwonychświateł.Włączyłem czwarty bieg, pędząc sto trzydzieści kilometrów nagodzinę.Drzewa rosnące na skraju drogi umykały przed światłemreflektorów.561Cztery minuty pózniej przejechałem przez dzielnicę bogaczy w Sartuis.Zwiatła furgonetki przecinały równinę w tyle za mną.Wyprzedziłem ich.Miałem tylko dwie minuty, \eby zabrać Manon.Odnalazłem dom w kształcie piramidy z biało tynkowanym frontonem,wielkimi oszklonymi drzwiami.Ciemno.Podjechałem od tyłu domu izadzwoniłem do Manon na komórkę. Przyjechałem.Gdzie jesteś? W gara\u.Pobiegłem do pawilonu przylegającego do budynku.Niebieskie światłolampy na wozie \andarmów stawało się coraz wyrazniejsze i oświetlało ju\całą dzielnicę.Zapukałem do obrotowych drzwi.Otworzyły się bardzowolno.Z ciemności wyłoniła się Manon.Z bladą twarzą, z dr\ącymi wargami.Szepnęła: Nie wiem, dlaczego tu przyjechałam.Ten dom napawa mnieprzera\eniem.Ja. Chodz.Manon wyszła na próg.Jej pełne lęku ruchy przypominały człowiekauratowanego przed chwilą z katastrofy.Zamarła na widok światełfurgonetki. Kto to? Policja? Pospiesz się, potem ci powiem. Wiedzą, \e tu jestem? Wydarzyło się coś nowego. Co takiego?śandarmi byli ju\ nie dalej ni\ kilkaset metrów. Została zamordowana Laure, \ona Luca, i ich dwie córeczki.Manon jęknęła.Ze wzrokiem utkwionym w furgonetkę zapytała: Czy oni myślą, \e ja to zrobiłam?Nie odpowiadając, chwyciłem ją za rękę i zrobiłem krok w kierunkusamochodu.Manon nie ruszyła się z miejsca.Odwróciłem się do niej ikrzyknąłem: Chodz!Było ju\ za pózno.Furgonetka wyskoczyła zza zakrętu alejki.Pociągnąłem Manon, otworzyłem drzwiczki i wepchnąłem ją do wozu nasiedzenie kierowcy.Wcisnąłem jej do ręki kluczyki.Nie było mowy, \ebymiała spędzić kolejną noc w towarzystwie mundurowych.Ukryje się dojutra, do czasu, a\ odnajdę kierowcę taksówki, który oczyści ją z winy. Jedz beze mnie.Ruszaj!562 A ty? Zostaję.Zatrzymam ich. Nie.Zacisnąłem jej palce na kluczykach. Jedz do Szwajcarii.Zadzwoń, jak przekroczysz granicę.Niechętnie wło\yła kluczyk do stacyjki.Krzyknąłem: Ruszaj! I zadzwoń do mnie!Popatrzyła na mnie przez szybę, jakby chciała wyryć w pamięcinajmniejszy szczegół mojej twarzy.Sekundą potem wrzuciła wstecznybieg i ruszyła.Zawróciłem i wyszedłem na drogę.Furgonetka stanęła.Wyskoczyli zniej \andarmi i pobiegli w moim kierunku z bronią w rękach.Jeden z nichkrzyknął: A pan co tu robi?Chciałem wyjąć moją legitymację. Nie ruszaj się!Ja jednak zdą\yłem wydobyć legitymację i pomachałem nią w świetlereflektorów ich wozu. Jestem z policji.śandarmi zwolnili kroku, a na ich czele szedł oficer w czarnej, ciepłejkurtce. Nazwisko? Mathieu Durey, brygada kryminalna z Pary\a.Oficer sprawdził moją legitymację. Co tu robisz? Prowadzę dochodzenie. Osiemset kilometrów od swojego rewiru? Zaraz panu to wyjaśnię. Byłoby niezle schował legitymację do kieszeni, po czym ponadmoim ramieniem rzucił spojrzenie w kierunku otwartego gara\u. Bowygląda mi to na najście domu. Odwrócił się do swoich ludzi: Przeszukajcie teren! I znowu wrócił do mnie: Gdzie twój samochód? Zepsuł się po drodze.Przyszedłem tu piechotą.Oficer przyglądał mi się w milczeniu.Mojemu przesiąkniętemuformaliną płaszczowi, zakrwawionej twarzy, rozdartemu kołnierzykowi.Natle reflektorów nie widziałem dobrze jego twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]