Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Mastering Delphi 6
- Mastering Delphi 6 (2)
- Chattam Maxime Otchłań zła 03 Diabelskie zaklęcia
- Brenner Mayer Alan Zaklecie katastrofy (SCAN dal 7 (2)
- Ryzl Milan Parapsychologia praktyczna
- Roman Blahut, 2016
- R. Walczak Prawo Turystyczne
- Mac OS X The Missing Manual, 2nd Ed
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzywiwszy się wydobył kawałeczek żyletki, ukryty przez Geoffa za ustnikiem fletu i przeciągnął nim po opuszce kciuka.Poleciała krew; słyszał jej lepkie kapanie na ceramiczne płytki podłogi.Chlip, chlap, chlip, chlap.Zbliżył się do ściany, ściskając nadgarstek.Kciuk nadal ociekał krwią.Trząsł się na samą myśl o potworności tego, co ma zrobić.A może raczej - o idiotyzmie.To nie podziała, to nie podziała, jest o wiele za późno.Zawahał się, pociągnął nosem, a potem nakreślił krwią dwa ogromne trójkąty, jeden zwrócony wierzchołkiem ku górze, drugi odwrócony.Heksagram Salomona.Ziemia i woda, powietrze i ogień, a tam, gdzie się spotykały kwintesencja, piąty żywioł.Stojąc przed nimi dotknął ściany.Za oknem jego celi zamigotała błyskawica, a niebo niby tysiąc sztuk popeliny rozdarł piorun.Na dachy Milwaukee z łoskotem zwalił się deszcz, jakby Bóg postanowił zalać to miasto i zatopić je w jeziorze.Podniósł zabazgrane, przysłane przez Geoffa papiery i zaczął recytować wersety druidyjskiego rytuału.Muszą być pomylone - pomyślał.- To było zbyt dawno temu.W jaki sposób ktokolwiek mógłby przekazywać te obrzędy przez dwa tysiące lat?Ale Quintusowi Millerowi udało się, prawda? Quintusowi i jego drużynie obłąkańców.A jeśli udało się Quintusowi Millerowi, to i on mógł tego dokonać.Dia dha mo chaim,Dia dha mo chuairt,Dia dha mo chainn,Dia dha mon smuain!Czuł się jak idiota.Czuł się jak absolutny idiota.Jego wymowa była prawdopodobnie przeraźliwa.Nawet jeśli byli jacyś celtyccy bogowie; nawet jeśli istniały jakiekolwiek siły druidyczne, zapewne nie były w stanie go zrozumieć.Ale wyrecytował wszystko, co Geoff mu zapisał, wiernie, do ostatniego słowa.A następnie odczytał listę pięćdziesięciu imion Awena: Da i Yoghan, Mabo i Mabona, Lu i Lew, mab-Moi i Mabinos.Zawahał się, zwilżył wargi, a potem zagrał na flecie melodię, która brzmiała tak podobnie do „Lavender Blue” i wypowiedział końcowe słowa obrzędu, które jakoby miały umożliwić mu wejście w ścianę.Caimich mi a nochdEadar uir agus earc,Eadaer run do reachd,Agus dearo mo dhoille.Pogrzebcie mnie nocąWśród pastwisk i stad,Wśród tajemnic twego prawa,Me niewidzące oczy.Recytując te słowa z papierem od Geoffa drżącym w dłoni, zbliżał się do rysunku na ścianie swej celi coraz bliżej i bliżej, aż przycisnął twarz do pomalowanego szarą farbą muru.Pogrzebcie mnie nocą - wyszeptał.- Pogrzebcie mnie nocą.Usłyszał skrzyp kroków zbliżających się korytarzem ku jego celi.Nadchodził strażnik.Słyszał brzęk kluczy i wrzask jednego z pijaków:- Matko! Matko! Przyjdź i zabierz mnie, matko!Zamknął oczy.Ty Istoto-z-Praw-i-z-Gwiazd, dopomóż mi.Pogrzeb mnie nocą wśród tajemnic twego prawa.Drzwi celi otwarto.Strażnik powiedział:- Znów pan gra na tej przeklętej świstawce, wszyscy dostają od tego kota.Jack wszedł w ścianę.ROZDZIAŁ XIICzuł się tak, jakby sypał się na niego miękki, suchy piasek.Nie mógł otworzyć oczu, bo twarz osypywał mu pył ceglany.Ale przekonał się, że nie potrzebuje ich otwierać.Zamiast patrzeć, po prostu uzmysławiał sobie w myślach, dokąd się kieruje - prawie tak jasno, jak gdyby patrzył.Ściany komendy policji były jak ciemne, wąskie ścieżki labiryntu, on zaś szedł nimi, szybko i gładko, a drobiny jego ciała przenikały przez drobiny cegieł z niskim dźwiękiem szszszszsz.W ścianie przeszedł całą drogę wzdłuż korytarza aresztu śledczego.Kiedy przenikał przez któreś z żelaznych drzwi, odczucie przejścia było wyraźnie odmienne.Czuło się to tak, jak wpadnięcie pod tryskający zraszacz trawnika, jak nagłe uderzenie lodowato zimnej wody.Dotarł do schodów, ale w tym momencie zrozumiał, że zapewne ich nie potrzebuje.Wariaci raczej pływali w swym ziemnym środowisku, a nie chodzili w nim.Jack wyobraził sobie, że pływa, a robiąc to, spróbował zanurzyć się w dół przez ciemności ścian, aż do poziomu ulicy, a potem poniżej tego poziomu.Z niezdarną gracją niedoświadczonego płetwonurka przepływał przez beton, cegły i skałę.Od czasu do czasu przenikał przez kanał ściekowy, rurę gazową czy kabel elektryczny.Choć tego nie wiedział, jego przejścia przez kable telefoniczne powodowały nagłe, zagadkowe skwierczenia na linii, słyszalne dla rozmawiających.Gdy podniósł głowę i zrozumiał, że może widzieć, a przynajmniej uzmysławiać sobie wszystko ponad powierzchnią chodników w taki sam sposób, jak pływak widzi to, co się dzieje nad powierzchnią basenu - był zafascynowany.Mógł patrzeć od spodu na samochody, mógł widzieć podeszwy butów przechodniów.Obrazy te były zniekształcone w taki sam sposób, jak zniekształcają się obrazy widziane spod powierzchni wody.Ale gdy pomyślał, że spogląda ze środowiska bardzo gęstego do o wiele rzadszego.no cóż, niewiele pamiętał z licealnej fizyki, ale domyślił się, że zjawisko jest logiczne z naukowego punktu widzenia.Poczuł wibrację tuzinów zegarów publicznych w Milwaukee, wydzwaniających kwadrans na drugą w nocy.Będzie musiał znaleźć sobie linię ley; jedną z ich magistral, druidyjską szosę, która pozwoli mu szybko przebyć drogę do Dębów.Wyczuwał wokół siebie magnetyzm linii ley w taki sam sposób, jak wyczuwa się nadciągającą burzę elektryczną.Było to dziwne, łaskoczące jak dotknięcie kociego futra uczucie, od którego włosy zaczęły go kłuć na karku, a nerwy w dłoniach.Osunął się głęboko pod rzekę Milwaukee, ślizgając się przez osad mułu, nieustannie kierując się na wschód.Na tej głębokości było znacznie ciemniej i zimniej i czuł ciężar trzymającej go w uścisku ziemi.Jednak, co dziwne, nie miał ani poczucia uwięzienia, ani klaustrofobicznych odczuć, choć zwykle w ciasnych miejscach wpadał w panikę.Był spokojny, zdeterminowany i coraz umiejętniej przepływał przez ziemię.Przynajmniej uciekł z aresztu policyjnego.Sierżant Schiller dostanie fioła! Jack zastanawiał się, czy strażnik widział go znikającego w ścianie.A jeśli nawet, Jack wątpił, czy nieszczęśnik uwierzy własnym oczom; a jeśli uwierzy, czy będzie miał dość odwagi, by powiedzieć o tym sierżantowi Schillerowi.Jack znajdował się już bardzo blisko fundamentów autostrady Wschód - Zachód.Przenikał przez betonowe filary podtrzymujące wiadukt z ostrzejszym szszsz! szszsz! szszsz! - jak odgłos wbijanej przez kogoś w mokry cement łopaty.Czuł, że jest już blisko linii ley.Odczuwał to tak, jakby coś go ciągnęło poprzez ziemię, a cały jego system nerwowy aż musował naturalnym magnetyzmem.Ciągnęło na południowy zachód, mniej więcej w stronę Terenów Wystawowych Stanu Wisconsin.Fakt istnienia potężnych sił pod powierzchnią ziemi przejął go grozą.Oczywiście wiedział, że pływy oceaniczne zależą od siły grawitacji księżycowej.Ale wibrujące desenie, biegnące przez glebę były równie silne, jeśli nie silniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]