Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- philip k. dick galaktyczny druciarz (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy mężczyzna leżał na nim bezwładnie, stracił przytomność w wyniku zbyt twardego lądowania.Wyciągnąłem mu głowę z wody i ruszyłem z prądem.Przez szczeliny włazów wychodzących na ulicę i do domów wpadało nikłe światło, lecz jego obecność nie poprawiała mi samopoczucia.Nie musiałem widzieć swojego otoczenia, aby pragnąć jak najszybciej je opuścić.Człapanie niemal na czworakach w odrażającej cieczy, oraz oddychanie cuchnącym powietrzem, zdecydowanie nie należało do moich ulubionych zajęć.Prawdą mówiąc, niedostatek światła był pozytywem.Wolałem nie widzieć, w czym dokładnie brodzę i co się o mnie ociera.Wiadomo, lepiej, żeby cała ta breja płynęła pod ulicami, a nie po nich, lecz przekonanie to nieco blednie, kiedy człowiek musi przemykać kanałami jak szczur.Za mną rozlegał się chlupot pozostałych uciekinierów.Nagle usłyszałem krzyki i trzaski.Domyśliłem się, że Strażnicy poszli po rozum do głowy i otworzyli właz.Dotarłem do skrzyżowania i skręciłem w większy kanał.Odgłosy za moimi plecami ucichły.Miałem nadzieję, że Gagowi udało się uciec, nie wspominając o reszcie biedaków, których Strażnicy właśnie zgarniali w sak, ale nie zamierzałem martwić się o nich do końca życia.Miałem na głowie co innego: Carla Lake, Gashanatantrę, zagadkę czy to małe trzęsienie ziemi wiązało się z moją osobą, i parę innych rzeczy tego typu.Podskoczyłem do drabinki zwisającej w pierwszym napotkanym włazie.Odrobinę uchyliłem ciężką drewnianą kratę i wyjrzałem.Nie rozpoznałem ulicy, lecz nie miało to znaczenia.Najważniejsze, że była pusta.Wyciągnąłem się na zewnątrz i opuściłem kratę.Zaułek był wąski, krótki i ponury, i z tego względu doskonały na moje wielkie wyjście.Za rogiem skręciłem w lewo, na następnym tak samo i wreszcie zorientowałem się, gdzie jestem; jakieś dziesięć przecznic od nabrzeża i parę kwartałów na północ od południowego muru.Po długości cieni poznałem, że jest późne popołudnie.Od chwili pierwszego spotkania ze Strażą mogło wydarzyć się mnóstwo rzeczy, pomyślałem więc, że muszę jak najszybciej zorientować się w sytuacji.Z drugiej strony, pobyt w kanałach raczej uniemożliwiał mi nawiązanie kontaktu z przyzwoitymi ludźmi.Na ulicy stało co prawda koryto do pojenia koni, lecz doprowadzenie się do porządku mogło wymagać czegoś więcej.A może by tak skoczyć do rzeki? Cóż, wyszedłbym mokry, jednak niekoniecznie czysty.Ścieki musiały przecież dokądś spływać.Pozostawała łaźnia publiczna.Już miałem zamiar ruszyć na poszukiwania najbliższej, kiedy nagle wpadłem na trzeci i chyba najlepszy pomysł.Ruszyłem truchcikiem.Ludzie krzywili nosy i obrzucali mnie zgnilizną, a nieliczni szczęśliwcy, którzy mieli możność spostrzec mnie z daleka, szybko usuwali się poza zasięg roztaczanej przeze mnie woni.Nie miałem do nich żalu.Zgubiłem stadko psów, które przyplątały się do mnie po drodze, skręciłem za ostatni róg i zabębniłem do owalnych drzwi obok kramu szklarza.Na drugim piętrze, wysoko nad moją głową, otworzyło się okno.Usłyszałem kobiecy głos.- Kto tam?Cofnąłem się i zadarłem głowę.- Hej, a któż to taki? - zapytała kobieta.- Zajrzyj pod brudy.- Oczom nie wierzę!- Mam kłopot - powiedziałem.- Może zejdziesz i mnie wpuścisz?- Zwariowałeś? Wpuścić cię? Myślisz, że otworzę ci drzwi po tym, co się stało ostatnim razem?Może to wcale nie był taki dobry pomysł.- Floro, bądź rozsądna.Rzucono na mnie przeklęty czar, wiesz o tym.Byłem bardziej zakłopotany niż ty.- Może i prawda - parsknęła pogardliwie.- Nie dbam o to.Nawet jeśli mówisz prawdę, nie powinieneś przebywać w moim sąsiedztwie, a tym bardziej nie w domu.Wyglądasz i cuchniesz jak.- Jeśli nie zejdziesz, zacznę rozsmarowywać to paskudztwo po murze.Wtedy dopiero będziesz miała do czynienia z sąsiadami.- A jak cię wpuszczę, to co?- Co masz na myśli?- Później będziesz mi wmawiał, że działałeś pod wpływem kolejnego czaru?Zastanowiłem się, czy nie przyznać, iż faktycznie rzucono na mnie czar, tylko nie taki, o jakim myślała.Ale obawiam się, że w obecnych okolicznościach nie zostałbym dobrze zrozumiany.- Nie masz się czego bać, Floro.Obiecuję, że będę grzeczny.- Zobaczymy.Gdzie twój miecz? Nigdy nie widziałam cię bez miecza.- Straż go zabrała.Opowiem ci o tym, gdy tylko się umyję.- Nie jestem ciekawa - rzuciła wyniośle.- Ale zgoda, przypuśćmy, że tym razem nie łżesz.Co będę z tego miała?- Moja opowieść dotyczy nie tylko miecza.Powiem ci coś pożytecznego.- Pożytecznego? Ha! Czy z twoich słów kiedykolwiek był jakiś pożytek?- Moje informacje mogą zapobiec twojej śmierci.Wystarczy?Głowa zniknęła, trzasnęło zamykane okno.Chwilę później usłyszałem kroki na schodach i drzwi stanęły otworem.Flora cofnęła się i założyła ręce na piersiach,- W porządku, drzwi otwarte, wielki detektywie.Czego chcesz?- Przede wszystkim, umyć się.Położyła rękę na klamce.Drzwi zaczęły się zamykać.- Był tu ostatnio Carl Lake? - zapytałem szybko.- A czemu pytasz? - Drzwi znieruchomiały.- Wezwał cię na zebranie, prawda?- Skąd wiesz? - Drzwi otworzyły się powoli.- I co ci do tego?- Najpierw mycie.Pociągnęła nosem, i lekko pozieleniała.- Skoro chcę stać na tyle blisko, żeby słyszeć co mówisz, faktycznie musisz się umyć.Wejdź od tyłu.Drzwi zamknęły się, a ja przeszedłem na tyły budynku do drzwi zbitych z krzyżujących się belek.Flora przesunęła skrzypiącą zasuwę i jedno skrzydło uchyliło się ze zgrzytem.Wsunąłem się do pracowni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]