Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Robert Jordan Wielkie Polowanie BMFXE6CH5QELW
- Cookson Catherine Maltański anioł
- Complete.Home.Wireless.Networking. .Windows.XP.Edition.(2003)
- Heindel M Astrologia
- Addison Wesley Professional The Rails 4 Way (2014)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszkuj.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hmmm.- warknął, zbierając się w sobie.- Jeszcze pożałują.- Zamierzam dowiedzieć się prawdy o panu, panie Grimm.- Nie ma się czego dowiadywać.Johnny wzruszył ramionami i przeszedł przez niego.Na chwilę zrobiło mu się lodowato, a potem pan Grimm zniknął.I nie było już nikogo.Było to nieco dziwne, bo powinien być Wobbler.Nad cmentarz napływała normalna, powszednia noc.Odległe dźwięki nocnego miasta zajmowały miejsce panującej dotąd wszechobecnej ciszy.Johnny ruszył alejką po własnych śladach.- Wobbler?.Wobbler?!Znalazł go trzy groby dalej, wciśniętego za nagrobek i kurczowo zaciskającego powieki.- Możesz wyjść, już po wszystkim!- Posłuchaj.- W porządku.- To były sztuczne ognie? - spytał Wobbler, gramoląc się na ścieżkę.- Ktoś wystrzelił masę fajerwerków, tak?- Można to i tak nazwać.- Takie rzeczy bywają niebezpieczne, jak za nisko lecą.- Bywają, więc dobrze, że się schowałeś.- Wiesz, bo ja czasami się boję.- Wiem.Odwrócili się, słysząc metaliczne pobrzękiwanie i miarowe popiskiwanie.Pani Tachyon maszerowała alejką, pchając nieodłączny wózek z piszczącym kółkiem.Czym prędzej odskoczyli, żeby nie oberwać po plecach lub nogach konstrukcją sklepowego wózka (bowiem pani Tachyon jechała przeważnie po linii prostej, nie zwracając uwagi na ruchome przeszkody), nie zostali jednak zauważeni.Pani Tachyon wraz z popiskującym upiornie wózkiem zniknęła powoli w mroku.Obaj, nie spiesząc się, ruszyli do domu.Rozdział jedenastyJak to kiedyś zgrabnie ujął Thomas Atkins, sprawy niekoniecznie zostają zakończone tylko dlatego, że się skończyły.Najlepszym tego przykładem jest Bigmac.Yo-less wrócił z nim do domu po wizycie na posterunku.Brat Bigmaca czekał na nich z zamiarem natychmiastowego zabrania się do wychowania rodzeństwa.Bigmac wysłuchał trzech pierwszych zdań, uchylił się przed czterema ciosami i rąbnął brata w szczękę z taką siłą, że tamtemu odbiło się na podbródku „TAH”.Potem zignorował nieprzytomnego, za to tak warknął na Clinta, że pies schował się pod sofą i siedział tam cichutko.Yo-less obudził w związku z tym matkę i przy jej (oraz samochodu) pomocy przeprowadził Bigmaca, walizkę, trzy akwaria (pełne tropikalnych rybek) i ponad dwieście numerów „Guns and Ammo” do pokoju gościnnego w ich domu.Blackbury Volunteers otrzymali poważną dotację od United Amalagamated Consolidated Holdings, co - jak wyjaśnił pan Atterbury - było idealnym przykładem zadziwiających sukcesów, jakie można odnieść, posługując się dużą marchewką, jeśli ma się jeszcze większy kij.Cmentarz dalej znajdował się w głównym kręgu zainteresowania mieszkańców.Teraz głównie ze względu na spór dwóch frakcji wewnątrz towarzystwa: jedni chcieli, żeby był habitatem, drudzy - ekologią.Chwilowo stanęło na tym, że ma być czysty i zadbany, jak chciała większość.Najważniejsze z tego wszystkiego, że był chciany.Johnny’emu tydzień zajęło znalezienie tego, czego szukał, a gdy w końcu miał wszystko, spakował to i zaniósł na cmentarz, wybierając raczej późniejszą porę, kiedy innych już tam nie było.Pana Grimma znalazł nad kanałem.Wpatrywał się w wodę.- Panie Grimm.- Odejdź! Jesteś niebezpieczny.- Wydawało mi się, że czuje się pan samotny.Więc przyniosłem to.- Wyjął z torby owo „to”.- Pomógł panu Atterbury, choć nie do końca wiedział dlaczego.Jego znajomy ma warsztat i naprawił, co trzeba.Baterie ma nowe, to trochę pochodzi, a potem pewnie będzie działał na duchach baterii.- Co to jest?!- Telewizorek.Można go ukryć w krzakach, które już przetrząsnęli miłośnicy przyrody i nikt poza panem nie będzie o nim wiedział.- Dlaczego to robisz? - spytał pan Grimm podejrzliwie.- Bo odszukałem pana w końcu w gazecie z 29 maja 1927 roku.Niewiele tego było poza informacją o znalezieniu pańskiego ciała w kanale.- Wścibstwo jest wadą, nie zaletą.I co, wydaje ci się, że coś wiesz?- Nie.- Nie muszę niczego wyjaśniać! Ani nikomu się tłumaczyć!- Dlatego nie mógł pan odejść z innymi?- Co?! Mogę odejść, kiedy będę chciał - nastroszył się duch pana Grimma.- Jestem tu, bo chcę.Znam swoje miejsce.Wiem, jak należy właściwie postępować.Mogę odejść, kiedy zechcę, ale mam więcej dumy.Tacy jak ty tego nie zrozumieją.Ty nie bierzesz życia poważnie.W gazecie rzeczywiście niewiele napisano.Jak mawiał pan Vicenti, w tamtych czasach nie o wszystkim pisano.Pan Grimm był szanowanym obywatelem, nie wychylającym się, za to idealnie wypełniającym miejsce w tle.Tacy jak on tworzą tłum i stanowią zawsze większość.Z nieprecyzyjnie wyjaśnionych powodów jego firma padła.Były też inne kłopoty finansowe, a potem był kanał (dosłownie).Pan Grimm faktycznie brał życie poważnie.Poczynając od swojego.Wtedy o samobójcach nie mówiono wcale albo niewiele.Samobójstwo było sprzeczne z prawem, co zresztą nieodmiennie zdumiewało Johnn’ego.Wychodziło na to, że jak się komuś nie udało (na przykład lina się urwała albo gaz wyłączyli), to się trafiało do więzienia, gdzie można się było przekonać, że życie naprawdę jest radosne i warte, by je zakończyć w sposób naturalny, bez samopomocy.Pan Grimm siedział i patrzył na niego.Johnny stwierdził, że nic mądrego nie wymyśli, więc nic nie mówił.Wsunął za to przenośny telewizorek głęboko w krzaki, mając nadzieję, że żywa dusza go tam nie znajdzie.- Potrafi pan go włączyć? - upewnił się Johnny.- A kto mówi, że mam zamiar?Obraz pojawił się jak na zawołanie, a towarzyszył mu znany sygnał.- Wczoraj się zaczął nowy serial, więc nie będę streszczał: sami to robią na początku - wyjaśnił Johnny.- Widzę.- W takim razie ja już sobie pójdę.- Właśnie.- Mam nadzieję, że czas szybko będzie mijał - dodał niepewnie Johnny, odchodząc.- No to.tymczasem.- Właśnie.- Panie Grimm
[ Pobierz całość w formacie PDF ]