Podobne
- Strona startowa
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (2)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Brzezinska Anna, Winiewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garć złota
- Tolkien J R R Silmarillion
- Aronson Elliot Psychologia spoleczna Serce i umysl
- Sienkiewicz Henryk Ogniem i mieczem 9789185805372
- Alistair MacLean HMS Ulisses (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnieprzeciskam się przez otwór między kamieniami i wychodzę na dwór.Na zewnątrz mój oddech zmienia się w małe, białe chmurki.Jestzimno jak w listopadową noc w Dwunastym Dystrykcie, podobną dotej, podczas której z latarnią w dłoni wymknęłam się do lasu naspotkanie z Gale'em, we wcześniej ustalonym miejscu.Siedzieliśmytam razem, przytuleni do siebie, i sączyliśmy ziołowy napar zmetalowych butelek owiniętych grubym, pikowanym materiałem.Mieliśmy nadzieję, że do rana zjawi się zwierzyna.325Och, Gale, wzdycham w myślach.Szkoda, że nie mogę teraz służyć ciwsparciem.Idę szybko, ale bez przesady.Wolę unikać niepotrzebnego ryzyka.Okulary to doskonały wynalazek, lecz nie potrafię się przyzwyczaićdo niesprawności prawego ucha.Nie wiem, co się z nim stało podczaswybuchu, uszkodzenie najwyrazniej jest głębokie i nieodwracalne.Mniejsza z tym.Jeżeli wrócę do domu, będę tak obrzydliwie bogata,że opłacę dobrego lekarza.Nocą las zawsze wygląda inaczej.Nawet przez noktowizor wszystkoprezentuje się obco, zupełnie jakby drzewa, kwiaty i kamienie poszłyspać, a na swoje miejsca przysłały własne kopie, złowrogie inieprzyjemne.Nie chcę popełnić żadnego błędu, więc trzymam sięutartej trasy.Wędruję w górę strumienia i podążam ścieżką dokryjówki Rue w pobliżu jeziora.Po drodze nie zauważam żadnychśladów obecności innych trybutów, ani jednej chmury oddechu, ani jednejdrżącej gałązki.Albo przybyłam na miejsce pierwsza, albo inni jużwczoraj w nocy zajęli stanowiska.Do świtu pozostała jeszcze ponadgodzina, może nawet dwie.Wciskam się w krzaki i czekam nakrwawą jatkę.%7łuję kilka liści mięty, mój brzuch nie jest gotowy na nic więcej.Całeszczęście, że mam na sobie dwie kurtki.Bez kurtki Peety musiałabymprzez cały czas chodzić w kółko, żeby nie zamarznąć.Niebo powoliprzybiera barwę mglistej, porannej szarości, a innych trybutów nadalnie widać.Właściwie trudno się temu dziwić.Uczestnicy igrzysk326wyróżnili się siłą, zajadłością albo sprytem.Zastanawiam się, czymyślą, że jestem z Peetą? Wątpię, aby Liszka lub Thresh wiedzieli, żejest ranny.I dobrze, niech myślą, że będzie mnie osłaniał, kiedypobiegnę po plecak.Tylko gdzie on jest? Arena pojaśniała na tyle, że mogę zdjąć okulary.Słyszę śpiew porannych ptaków.Czy to już czas? Na sekundęwpadam w panikę, przychodzi mi do głowy, że przyszłam wniewłaściwe miejsce.Nie, to wykluczone.Doskonale pamiętam, żeClaudius Templesmith wspomniał o Rogu Obfitości.Oto on, a przynim ja.Tylko gdzie jest uczta?Gdy pierwsze promienie słońca rozbłyskują na złocistej powierzchniRogu Obfitości, na równinie następuje zmiana.Ziemia przed otworemRogu rozstępuje się na boki, a na arenę wjeżdża okrągły stół ześnieżnobiałym obrusem.Na jego powierzchni spoczywają czteryplecaki, dwa czarne, duże, oznaczone numerami 2 i 11, średni, zielonyz numerem 5 oraz maleńki, pomarańczowy, zapewne z cyfrą 12.Jestnaprawdę nieduży, mogłabym go sobie owinąć wokół nadgarstka.Stół nieruchomieje z cichym trzaskiem i w tym samym momenciedrobna postać wyskakuje z Rogu Obfitości, chwyta zielony plecak ipędem ucieka.Liszka! Kto inny wpadłby na tak błyskotliwy iryzykowny pomysł? Pozostali trybuci nadal kryją się wokół równiny,oceniają sytuację, a Liszka już załatwiła, co miała do załatwienia.Nadodatek zrobiła nas na szaro, bo nikt nie chce się rzucać w pogoń,skoro pozostałe plecaki nadal czekają na stole, gotowe do wzięcia.327Liszka na pewno zostawiła je celowo.Gdyby któryś ukradła, bezwątpienia ściągnęłaby na siebie gniew niedoszłego właściciela.Samapowinnam była obrać taką taktykę! Patrzę, jak rudawa grzywa włosówdziewczyny znika między drzewami, daleko poza zasięgiem strzały, iz trudem powściągam emocje.Przed momentem byłam jednocześniezaskoczona, zirytowana, zazdrosna, pełna podziwu i frustracji.Kto bypomyślał.Boję się innych, a tymczasem najpoważniejszym rywalemmoże okazać się Liszka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]