Podobne
- Strona startowa
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Lofting Hugh Ogrod zoologiczny doktora Dolit
- Lacy K. Ford Deliver Us from Evil, The Slave
- Swieci W Dziejach Narodu Polski
- Jefremow Iwan Mglawica Andromedy (SCAN dal 11
- Adobe Illustrator PL Podrecznik uzytkownika
- Card Orson Scott Glizdawce (SCAN dal 923)
- Bova Ben Zbrodnia
- Mistrz harfiarzy z Pern
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrudniony w 1929roku w Muzeum Prusii Carl Engl przebadał taki kurhan w okolicach wsi Dziadyk iniemetodycznie w Pietrzwaldzie, przez co ta ostatnia wieś leżąca blisko Góry Dylewskiej nieznalazła godnego miejsca w annałach archeologicznych".- Jesteś archeologiem jak ci w Dylewie?- Nie, podobnie jak mój szef dobrze przygotowuję się przed wyjazdem na wycieczkę wjakąś okolicę.Przenieśmy się o tysiąc lat ku czasom nam bliższym i spotkamy na tychterenach pruskie plemię Sasinów.Jako że zamieszkiwali oni tereny przyległe do państwapolskiego, wzajemne kontakty były intensywne, co w owych czasach oznaczało podjazdy iwyprawy łupieskie.Pierwszy polski kronikarz Gali Anonim zwrócił baczną uwagę na toplemię, które wyodrębniło się z grupy Galindów około VIII wieku.Gall Anonim określapochodzenie Sasinów od Sasów, którzy nie chcieli przyjąć panowania Karola Wielkiego,króla Franków, wsiedli na statki i emigrowali z Brytanii aż tu.Archeolodzy zwrócili uwagę naodmienność znalezisk kultury Sasinów od innych pamiątek po Prusach.Ciekawa jesthipoteza, jakoby Sasini byli efektem przemieszania się krwi Galindów, Sasów oraz Słowian,zbiegów z Mazowsza.Polskie wyprawy na początku XII wieku na ziemie Sasinów mogłyodbywać się jedynie zimą, gdy zamarzały bagna i rzeki.Rewizyty organizowano o dowolnejporze roku.Gali Anonim utyskiwał na brak grodów w strefie przygranicznej.Spustoszenieziem Sasinów nie przyniosło Bolesławowi Krzywoustemu żadnych korzyści politycznych.Bolesław Kędzierzawy w drugiej połowie XII wieku bezskutecznie próbowałpodporządkować sobie Prusów.Pruskie ludy uległy dopiero przewadze organizacyjnej zakonukrzyżackiego, a Góra Dylewska wciąż jak słup graniczny jednym okiem zerkała na polskieziemie, a drugim na te, gdzie jak za czasów Sasinów mieszały się krew i kultury.Tak rozmawiając dotarliśmy spacerkiem do pałacu w Dylewie.Przywitał nasochroniarz z emblematami Muzeum Narodowego.Pokazałem mu legitymację służbową iwskazałem pana Tomasza wylegującego się na leżaku na antresoli nad wykopaliskami.Przywitałem się z przełożonym i przedstawiłem mu Małgosię.- Jak im idzie praca? - zapytałem.- Jak widzisz, robią pierwsze wykopy w miejscu, gdzie niegdyś stała weranda.Zprawdziwą robotą i tak muszą poczekać do jutra, bo dziś jest niedziela - szef ruchem głowywskazał na ludzi zmierzających do świątyni.- Miki już rozmawiał z proboszczem, żebypodczas kazania wytłumaczył ludziom, o co nam chodzi.- Wiadomo, kto wrzucił petardę?- Ktoś - szef zrezygnowany wzruszył ramionami.- Jak będziecie wracać, to zajdzciena obiad.Wyszliśmy z Dylewa na zachód do Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich.Tobył inny świat.Z prawie płaskowyżu, zapowiedzi nudy krajobrazu Mazowsza, naglewkraczamy w górską krainę, gdzie rowerowa przerzutka musi być włączona na najwolniejszybieg.To jak wizyta na diabelskim młynie.W Wysokiej Wsi, położonej 300 metrów n.p.m;minęliśmy dom sołtysowej i skierowaliśmy się ku widocznej z daleka i doskonale znanejkrótkofalowcom antenie przekaznikowej.Leniwie wchodziliśmy 12,2 metra wyżej, bystwierdzić, że szczyt znajduje się na terenie prywatnym i zapewne już wkrótce straci swewalory krajobrazowe, bo właściciel obsadził wzniesienie brzózkami.Na pierwszej stacji ścieżki dydaktycznej przygotowanej przez leśników odpoczęliśmychwilę i zjedliśmy kanapki.Zbliżało się południe.Potem jak zwykli turyści zanurzyliśmy sięw krajobraz żywo przypominający ukochane widoki Bieszczad.Tu każdy krok to jak marszprzez dziewicze tereny.Zza każdego zakrętu kamienistej ścieżki może wychynąć zwiastunprzygody.Przystanęliśmy przy okazałym, wyniosłym dębie.Nie przypominał tychwielowiekowych pomników przyrody rozrośniętych wszerz, wokół których zawsze narastałylegendy o zatrzymujących się przy nich królach i cesarzach.Pewnie nikt pod nim nie nocował,bo poniżej było bagniste oczko wodne zarastające zielenią.- Za siedemdziesiąt lat ten dąb będzie pomnikiem przyrody - przeczytałem tabliczkę.-Przyjdz i zobacz, jak będzie wtedy wyglądał.Za dziesięć lat Góra Dylewska już nie będzietaka sama, tylko porośnięta lasem brzozowym.Od dębu szliśmy już zupełnie zarośniętą miejscami ścieżką.Uchylaliśmy się przednisko zwisającymi gałązkami leszczyn.Ostrożnie odsuwaliśmy pióropusze paproci.Podbaldachimem buków, pojedynczych świerków, grabów, dębów i osik prawie zapomniałem osprawie, która przygnała mnie w ten uroczy zakątek Polski.Z jednej strony mijaliśmyporośnięte mchem, przygarbione wśród drzew głazy polodowcowe, a z drugiej maleńkieoczka wodne.Czasami jak eksponat w muzeum wyskoczył z boku, ogrodzony niskimpłotkiem wawrzynek wilcze łyko czy widłak.Niemal na każdym kroku czułem na sobiespojrzenie ukrytych w leśnych ostępach saren i jeleni, dzików, lisów, borsuków, kun, łasic,wiewiórek, a nawet wprowadzonych na ten teren muflonów.Wędrówka w dół, do Jeziora Francuskiego, nie nastręczała problemów.Z tablicyinformacyjnej dowiedzieliśmy się, że nazwa zbiornika pochodzi od grupy francuskichżołnierzy, którzy zostali utopieni w 1812 roku przez chłopów mszczących gwałt zadanypewnej pannie.- Legenda bierze się pewnie z kalendarza Marcina Gerssa O Napoleonie,nieszczęśliwej wojnie, dziejach europejskich i pruskich" - tłumaczyłem Małgosi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]