Podobne
- Strona startowa
- McCaffrey Anne Niebiosa Pern (SCAN dal 1040)
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Niebiosa Pern
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Renegaci z Pern
- McCaffrey Anne Moreta Pani Smokow z Pern
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- sw. Jan Od Krzyza Dziela (3)
- Bolesław Prus Lalka
- Piekara Jacek Sluga Bozy
- M. Weis, T. Hickman Smoki zimowej nocy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.dostań był bardzo zapracowany, bo w wyjątkowo chłodną pogodę wiele osób kaszlało, miało katar i gorączkę.W dalszym ciągu systematycznie badał Kasię, choć upierała się, że czuje się świetnie.— Przecież kaszlę tylko czasami, Rob — mawiała do męża.Ale był w niej jakiś niepokój, który mu się nie podobał.Wieczorami bywała za to tak zmęczona, że zasypiała w j ego ramionach.Nie miał nic przeciwko temu.Lubił się do niej przytulać i otaczał troskliwą opieką swoją śliczną, zielonooką żonę.fChłód wzmógł się, gdy Warownię zaatakowały trzy śnieżyce, jedna po drugiej.Nikt nie wychodził z budynku, nawet nie próbowano wyruszać na morskie połowy.Lord Melongel był dobrym gospodarzem i podczas niekorzystnej pogody otwierał spichrze dla wszystkich, którym brakło jedzenia.Zależało mu na tym, by jego ludzie byli zdrowi, szczególnie w tak niesprzyjającym okresie.Wśród dzieci zapanowało przeziębienie, objawiające się kaszlem i gorączką, a zaraz potem zaatakowało starych wujów i ciotki.Clostan poprosił o pomoc przy pielęgnowaniu chorych; zgłosili się i Robinton, i Kasia, gdyż wielu pacjentów było ich uczniami.Potem, pewnej nocy, Robinton obudził się, czując, jak Kasia rzuca się w posłaniu.Jęczała, bełkotała, biła wokół siebie rękami i nogami, rozpłomieniona wysoką gorączką.Robinton popędził do infirmerii, gdzie pomocnik uzdrowiciela, odbywający nocny dyżur, dał mu zioła w proszku na spędzenie gorączki oraz balsam do wcierania w gardło, piersi i plecy.Robinton zboczył po drodze do kuchni i zabrał klah dla siebie oraz dzban aromatycznej wody, którą przygotowywano dla chorych.Kasia przez ten czas zrzuciła z siebie futra i leżała nie okryta w zimnym pokoju.Szybko ją nakrył, a potem natarł balsamem, aż poczuł w nosie i w płucach jego ostry zapach.Potem posadził żonę, żeby wypiła kilka łyków ziół.Od czasu do czasu podawał jej leczniczy napój, a w przerwach drzemał.Rano bredziła w gorączce, a on niepokoił się coraz bardziej.Zioła pomagały wszystkim innym chorym pod jego opieką, tylko nie jej: ataki kaszlu były coraz bardziej gwałtowne i coraz dłuższe.Mało nie popłakał się z ulgi, gdy wszedł Clostan, zmęczony, z zaczerwienionymi oczyma.Kasia właśnie w tym momencie miała jeden z ataków kaszlu, a uzdrowiciel natychmiast znalazł się przy jej łóżku.— To brzmi nieładnie — powiedział, przykładając dłoń do jej czoła i policzków.— Nasmarowałeś ją balsamem? Wetrzyj go więcej, powtarzaj to co trzy godziny.A teraz damy jej moje specjalne lekarstwo.Wymieszał lek i podał go chorej.— Słucha cię bardziej niż mnie — zauważył z irytacją Robinton.— Jesteś jej mężem — odparł Clostan, uśmiechając się ze znużeniem.— Pamiętaj jednak, że większość twoich pacjentów już wyzdrowiała, więc i ona na pewno z tego wyjdzie.Jednak w głosie uzdrowiciela zabrzmiała nuta, którą Robinton natychmiast pochwycił.— Na pewno?— Oczywiście, że tak.Jest młoda i… no cóż, jest znacznie mniej podatna niż ci z dołu.— Jego twarz przybrała zmartwiony wyraz.— Ktoś jeszcze umarł? — spytał Robinton.Clostan skinął głową.— Starym ludziom brak jest sił witalnych.Chociaż w ich pokojach jest gorąco jak w piekarniku.Uzdrowiciel wkrótce wyszedł, za to zaraz zjawiła się Juvana i razem przenieśli Kasię do pokoju gościnnego, gdzie w kominku huczał ogień.Robinton opiekował się Kasią na zmianę z Juvaną.Tego dnia Clostan przychodził do niej kilka razy, a mimo to gorączka nie ustępowała.Robintonowi wydawało się, że jej czoło jest gorętsze za każdym razem, gdy go dotykał.Wiedział, że nie jest to normalny rozwój choroby i nie mógł pozbyć się myśli o tym, co Clostan mówił o siłach witalnych.Czy Kasia miała ich dość? Przecież dopiero niedawno doszła do siebie po tym sztormie.Nie śmiał pytać Juvany o zdanie.Sama jej obecność była potwierdzeniem jego niepokojów.Nie odstępował łóżka żony, poza chwilami, kiedy naprawdę musiał.Juvana kazała wstawić do pokoju połówkę do spania.Melongel często do nich zaglądał, podobnie jak Minnarden, który proponował ciągle, że zmieni Robintona, żeby młody harfiarz przespał się w spokoju.Robinton nie przyjmował pomocy.Obiecał, że będzie się Kasią opiekował i miał zamiar dotrzymać słowa.Przecież ona w końcu wydobrzeje.Musi wydobrzeć.Stało się jednak inaczej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]