Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Heller Joseph Paragraf 22
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wyrównaj rumpel – szepnął do sternika.Zwrócił się do Vasco: – Przekaż dalej, żeby unieruchomili reje.Ci na górze mają stać bez najmniejszego ruchu.Arutha zdał sobie nagle sprawę z absolutnej ciszy panującej dookoła.Po hałasie towarzyszącym pościgowi, ostrych podmuchach północnego wiatru śpiewającego w olinowaniu i rejach, nieustannym łopocie żagli, wytłumione dźwięki we mgle były nienaturalnie ciche.Co jakiś czas jękliwy skrzyp ruszającej się rei czy trzask napiętej liny – to były jedyne odgłosy w mroku.Trwoga sprawiała, że czas oczekiwania zdawał się ciągnąć w nieskończoność.W pewnej chwili, jak sygnał alarmowy, dotarły do ich uszu krzyki i odgłosy płynącego statku.Echo niosło ze wszystkich stron jednostajne trzeszczenie rei i łopot żagli wolno płynącego okrętu.Przez kilka minut Arutha nie mógł niczego dostrzec.Potem przez mroczną ścianę mgły za rufą przebił się lekki odblask.Światło latarń na pokładzie Królewskiego Gryfa przesuwało się z północnego wschodu ku południowemu zachodowi.Każdy człowiek na pokładzie i w olinowaniu Rączego Konia zamarł w absolutnym bezruchu bojąc się, by zwielokrotniony, niesiony po wodzie hałas nie zdradził ich pozycji.Usłyszeli okrzyk z tamtego statku.– Cicho, do cholery! Tak hałasujecie, że tamtych nie słychać!Zapadła cisza jak makiem zasiał.Tylko łopot żaglowego płótna i skrzyp lin na pokładzie Królewskiego Gryfa.Wydawało się, że czas stanął w miejscu.Czekali w ciemności.Nagle rozległ się okropny, rozdzierający uszy dźwięk.Jak echo gromu, przeciągły, głuchy trzask rozdzieranego, miażdżonego drewna.We mgle wybuchły paniczne okrzyki strachu.Amos zwrócił się do pozostałych, ledwo widocznych w mroku.– Wpadli na mieliznę.Sądząc po odgłosie, wyrwało im całe dno.Już po nich.– Rzucił sternikowi rozkaz szybkiej zmiany kursu i skierował statek z dala od raf i mielizn.Marynarze uwijali się jak mrówki, stawiając na powrót żagle.– Straszna śmierć – powiedział Arutha cicho.Martin, oświetlony mdłym światłem wyniesionych na pokład latarń, wzruszył ramionami.– A jest jakaś dobra? Widziałem już gorsze.Arutha opuścił górny pokład.Echo niosło po wodzie przytłumione, rozdzierające serce okrzyki tonących.Jak przerażający kontarpunkt rozległ się niespodziewanie prosty okrzyk Vasco, który zarządził, by otwarto kambuz.Arutha zamknął drzwi do zejścia pod pokład, odcinając się od nieszczęsnych wrzasków.Otworzył cicho drzwi do swojej kabiny i zajrzał do środka.Anita spała spokojnie w łagodnym świetle przysłoniętej świecy.Kasztanowo-rude włosy, rozsypane wokół głowy, wyglądały jak czarne.Zamykał już drzwi, kiedy usłyszał jej głos.– Arutha?Wszedł do środka.Przyglądała mu się uważnie.Usiadł na skraju posłania.– Jak się czujesz? – spytał z troską.Przeciągnęła się i pokiwała głową.– Spałam jak zabita – Oczy rozszerzyły się nagle.– Czy.czy wszystko w porządku? – Usiadła na koi, pochylając się ku niemu.Wyciągnął rękę i objął ją, trzymając blisko siebie.– Tak, wszystko w porządku.Jesteśmy bezpieczni.Westchnęła i położyła mu głowę na ramieniu.– Arutha.dziękuję za wszystko.Owładnięty nagłym uczuciem nic nie odpowiedział.Opanowała go przemożna chęć, by otoczyć ją opieką, nie pozwolić, by coś się jej stało, dbać o nią.Siedzieli tak bez ruchu przez dłuższy czas.W końcu Arutha opanował wzbierające w nim uczucia.Odsunął się delikatnie.– Musisz być głodna jak wilk? Roześmiała się radośnie, szczerze.– A tak, jeśli mam być szczera, umieram z głodu.– Poproszę, aby ci coś przysłali, chociaż obawiam się, że jedzenie będzie proste, nawet w porównaniu do tego, co jadłaś u Szyderców.– Cokolwiek, byle zaraz.Arutha poszedł na pokład i polecił napotkanemu marynarzowi, aby ten przyniósł z kambuza posiłek dla Księżniczki, a potem wrócił do niej.Zastał ją przy czesaniu włosów.– Pewnie wyglądam jak wiedźma.Anita spostrzegła, że Arutha walczy z wzbierającym w nim śmiechem.Nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł się niesamowicie szczęśliwy.– Ależ skąd.Właściwie to wyglądasz całkiem ładnie.Przestała się czesać i Arutha nie mógł się nadziwić, jak w jednej chwili dziewczyna może wyglądać tak młodo, a w następnej sprawiać wrażenie dojrzałej kobiety.Uśmiechnęła się.– Pamiętam, jak cię podglądałam przez szparę, kiedy ucztowałeś na dworze mego ojca w czasie ostatniej bytności w Krondorze.– Podglądałaś mnie? Na niebiosa, po co?Zignorowała pytanie.– Pamiętam, że wtedy też ładnie wyglądałeś, chociaż trochę sztywno.Był ze mną chłopiec, który mnie podniósł do góry, abym mogła się lepiej przyjrzeć.Przyjechał razem z twoim ojcem.Zapomniałam, jak miał na imię, ale pamiętam, że był terminatorem u maga.– To był Pug.– Uśmiech Aruthy przygasł.– Co się z nim stało?– Zaginął w pierwszym roku wojny.– Och, tak mi przykro.– Odłożyła grzebień.– Był bardzo miły i uprzejmy dla nieznośnego bachora.– Tak, to był bardzo miły chłopak.Miał zacięcie do wspaniałych i odważnych czynów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]